Bohaterami filmu Once Upon a Time ...in Hollywood
są Rick Dalton zwany rónież Rick ****ing Dalton
i Cliff Booth zwany Cliff Stunt Double Booth.
Rick to słynny aktor telewizyjny, którego kariera chyli się ku upadkowi.
Cliff jest osobistym kaskaderem Ricka.
Rick Dalton to człowiek, któremu zależy na sławie i karierze.
Martwi się, że jego popularność maleje. Często płacze z tego powodu.
Pomimo tego wiedzie dostatnie życie w willi z basenem przy Cielo Drive.
Często się denerwuje, ma problemy z alkoholem, bywa sfrustrowany
i szczerze nienawidzi hipisów.
Cliff to gość, który niczym się nie przejmuje i w pełni zadowolony
jest z tego co ma. A ma niewiele. Mieszka w ciasnej przyczepie z psem.
Jeździe starym niebieskim gratem cabrio. (Inna sprawa, że w dzisiejszych
czasach ten grat wart byłby kilkadziesiąt tysięcy).
Nie opływa w luksusy. Nigdy nie skarży się na swój los. Można powiedzieć, że tak
naprawdę oprócz tego, że jest dublerem Ricka to jest jeszcze jego kierowcą,
mechanikiem, monterem, tragarzem itp. Najważniejsze jednak, jest to, że Cliff to
prawdziwy przyjaciel Ricka, na którego pomoc ten może zawsze liczy.
Jest bezinteresowny i w pełni lojalny. Zawsze go wspiera - "You Rick ****ing Dalton don't you forget".
Do rezydencji obok Ricka wprowadzają się Państwo Polańscy - Roman i Sharon.
I tak Tarantino rozpoczyna swoją opowieść o Hollywood końca lat sześćdziesiątych.
Z czasem trwania filmu obserwujemy zmagania Ricka na nowych planach filmowych. Spędzanie wolnego czasu przez Sharon Tate. Przygody Cliffa w mieście kiedy dostaje wolny dzień od swojego szefa. Wszystko to nieuchronnie zbliża nas do finału - makabrycznego morderstwa, które miało miejsce przy Cielo dr. w roku 1969.
Oglądając film czuje się, że to będzie scena finałowa.
Jest tylko jedno ale, to nie Sharon i jej znajomi są głównymi
bohaterami filmu tylko mieszkający po sąsiedzku Rick i jego kolega Cliff.
To nie jest film dokumentalny, tylko film Tarantino.
I na koniec czy Tarantino, który lubi sceny brutalne byłby w stanie
przekroczyć granice odtwarzając scenę zabójstwa niewinnych ludzi?
Film ma kilka mocnych momentów jak choćby wizyta Cliffa na starym ranczu filmowym, gdzie zamieszkała komuna Mansona czy scena finałowa. Doskonale odwzorowana epoka. Aktorsko również jest ciekawie. Leo dwoi się i troi by pokazać jakie jest życie aktora, który chce być na topie. Brad Pitt gra gościa, który z miejsca przypada nam do gustu. Na wskroś pozytywna postać, której kibicujemy coraz bardziej z czasem trwania filmu. Są miłe słowa na temat Romana Polańskiego wypowiadane przez postać Leo. To cieszy nas Polaków. I jest oczywiście "nasz" Rafał Zawierucha, którego w początkowych scenach jest pełno. To miłe, że Tarantino w roli Polaka obsadził Polaka, równie dobrze idąc na łatwiznę mógł do roli zatrudnić zachodniego aktora.
Jest też śmiesznie, potyczka Cliffa z Brucem Lee czy rytuał karmienia psa.
Moim zdaniem Once Upon a Time ...in Hollywood nie jest szczytowym osiągnięciem Quentina. Chyba najlepsze lata (filmy) ma już za sobą.
Nie sposób jednak nie docenić odwagi reżysera, który wziął na
warsztat temat, który ciągle budzi wielkie emocje.
Opowiedział go po swojemu, w tarantinowskim stylu.