Piękne czasy. Wydaje mi się że lepsze niż obecna cyfrowa rzeczywistość. O ile było się białym Amerykaninem niezdolnym do służby wojskowej.
Cóż fanem Tarantino nigdy nie byłem. Tu u mnie zaplusowal za próbę odczarowania strasznej tragedii. Jednak mi reżyser kojarzy się od zawsze z epatowaniem przemocą. Nie lubię tego nawet jeśli na ekranie jej ofiarą staje się czyste zło. Może jako dzieciak lubiłem takie soczyste kino. Obecnie bardziej świadom zła i niesprawiedliwości tego świata unikam takich obrazów gdzie przemoc staje się środkiem wyrazu czy wręcz rozrywką.
Więc zdecydowanie nie moje kino, ale ze podróż w czasie i to do tego z happy endem (grunt że mało o filmie nie wiedziałem - stąd zaskoczenie finałem) więc w sumie jestem zadowolony po seansie :)
Palenie nazistow i hipisów może uleczyć świat... Bo ja wiem...