PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=804561}

Pewnego razu... w Hollywood

Once Upon a Time ... in Hollywood
2019
7,2 224 tys. ocen
7,2 10 1 223616
7,6 102 krytyków
Pewnego razu... w Hollywood
powrót do forum filmu Pewnego razu... w Hollywood

Po za tytułowym Hollywood Quentin Tarantino w swoim najnowszym filmie zaprasza nas przede wszystkim do kina i telewizji z lat 50-tych i 60-tych. Zanurzamy się głęboko, momentami wręcz taplamy się w tych produkcjach, bo mamy spore fragmenty ''filmów'' w filmie. W oryginalnych proporcjach dodajmy, a wszystko to przefiltrowane przez twórcę, którego po części właśnie to kino ukształtowało i jakiemu składa hołd, co zresztą z różnym natężeniem (zazwyczaj bardzo dużym) robi właściwie od początku swojej reżyserskiej przygody.
Jest nostalgicznie i z pewnym umiarem, jak na możliwości tego byłego pracownika wypożyczalni kaset Video. Bez tylu fajerwerków i niekończących się, przeglądających samych w sobie, popisowych tyrad słownych, co mi akurat przypadło do gustu, bo przyznam, że ostatnimi czasy nie zawsze było mi po drodze z filmami reżysera. ''Bękarty wojny'' najzwyczajniej w świecie mnie nudziły, a na przykład ''Django'' skrócił bym o ostatnie pół godziny.
Przewodnicy po tym dominującym wątku - drugi to Sharon Tate i otaczające ją towarzystwo z naszym Polańskim, potraktowanym raczej marginalnie jako pełnoprawna postać, a bardziej jako synonim sukcesu, kontrapunkt dla sytuacji i pozycji w jakiej znajdują się - to aktor Rick i kaskader Cliff, obaj noszący historyczne nazwiska, które mają swoje miejsce w historii Stanów, fantastycznie zagrani przez Brada Pitta i Leonardo Di Caprio. Kolejnym narratorem, niezwykle istotnym w tej kinofilskiej uczcie jest muzyka, jak zwykle rewelacyjnie dobrana, do czego już nas reżyser ''Wściekłych psów'' przyzwyczaił.
Wraz z nią i naszymi bohaterami nie bez wad : ), ale takimi których trudno nie polubić, przenosimy się z opowieści do opowieści, przez plany filmowe, rezydencje, resteuracje, ulice, przez ranczo Spahna - świetna scena - by w końcu dotrzeć do finału, na Cielo Drive, w noc z 8 na 9 sierpnia.
Finału w którym reżyser na chwilę zaczarował rzeczywistość, odgonił demony i potraktował ten przełomowy wg wielu, kończący pewną beztroską epokę mord, po swojemu, to znaczy robiąc kino w postaci czystej, takie które bez skrępowania sięga do naszej wyobraźni i pozwala spełniać fantazje...a przy okazji ustami jednej z młodych, drugoplanowych bohaterek zadał pytanie o przemoc w filmie i jej wpływ na odbiorców.