Po obejrzeniu filmu, wyszło mi, że jego rola to jakieś 60 sekund na ekranie i jedno zdanie, w dodatku skierowane do psa :)
A balonik był tak napompowany, jakby to była rola porównywalna z Di Caprio czy Pitt'em. :P
Film nienajgorszy, choć po Tarantino spodziewałem się czegoś lepszego. Ostatnie 15 minut ratuje całość.
oj tam oj tam - każdemu aktorowi zdarzają się role lepsze i gorsze. Za coś też żyć trzeba. Niemniej jego rola była szóstoplanowa, to już pies Pitt'a był dłużej na ekranie i więcej od niego wymagano :)
Po tych wszystkich zachwytach liczyłem, że skoro część fabuły jest związana z Polańskim, jego żoną i tym morderstwem, to będzie mieć choć jeden dialog, jakąś sensowną scenę. Coś jak Bruce Lee. Też niby występuje w sumie w jednej scenie, ale ma swoje kwestie, ma swoje 3 minuty na ekranie.
Z drugiej strony, Zawierucha może sobie wpisać do CV, że grał Polańskiego u Tarrantino :)
Jest taki sławny aktor amerykański, którego pierwszą rolą były "zwłoki wiszące na płocie" - da się? Da się! :)