świetna muzyka, zabieg z potrzaskaniem fabuły na krótkie wątki niby nie powiązane ze sobą ale zawierające pierwiastek końcówki filmu, dialogi ekstra jak zwykle, gra aktorów majstersztyk szczególnie jak przestawali grać grających i zaczynali grać życie aktora, te specjalnie robione przerywniki w dialogach.. napięcie budowane w mini scenkach np dom hippisów ekstra, scena z Brucem Lee rozwaliła system, no i końcowe fajerwerki w typowym stylu tarantinowskim.. oczywiście nie zabrakło nawiązań do jego innych filmów jego lub z jego udziałem np reżyser włoski Antonio Marrgaretti (Bękarty), bar El Coyotte (Od zmierzchu do świtu).. film o filmie i o tym, że życie to też film, czasami lepszy od filmu :-)