Zdawałoby się, złożony jak patchworkowa kołdra, z przypadkowych "łatek", scenek, obrazów, raz Cliff karmi swoją Brandy, za chwilę słodka hippiska bezskutecznie łapie "stopa" (Cliff przejeżdża jej koło nosa), w tym czasie Rick rozmawia z 8-latką jakoś dziwnie bardziej od niego ogarniętą, a Sharon Tate cieszy się w kinie oglądając swoje popisy w scenach walki, do której przygotował ją sam Bruce Lee.
Kilka oczywistych nawiązań do "Bękartów wojny".
Jak to u Quentina Tarantino, historia będzie alternatywna do rzeczywistej (tutaj to grupa Ch.Mansona dostaje łomot, Cliff, Brandy oraz Rick spuszczają im takie manto, że ho ho), a i na osłodzenie nerwów trochę krwawej sieczki, ręka, noga, mózg na ścianie, jednak publiczność w tym momencie wyje ze śmiechu, ja też bawiłam się świetnie. Film jest rewelacyjny. Widać też, że Tarantino kocha lata 60te i 70-te. Z taką pieczołowitością i dbałością oddaje każdy szczegół.