Temat wojny, działań wojennych zawsze będzie niewyczerpalnym zasobem dla twórców. Byłem na tym filmie w dniu premiery, w kinie Andromeda w Tychach. Wówczas także oceniłem go dobrze, ale nie bardzo dobrze.
Jedyne, co ratuje tą produkcję to rozmach, Willem Dafoe, Forest Whitaker i ew. Tom Berenger, którego zresztą lubię.
Reszta to zbieranina przypadkowych ludzi, włącznie z Charlie Sheen-em. Może jeszcze słowa uznania dla John-a C. McGinley-a, którego jak zwykle obsadzają w rolach dwulicowych, służalczych, głupkowatych typków. Niestety, jest aktorem charakterystycznym, ze względu na charakterystyczny wygląd, mimikę i "całokształt". Trudno mieć do niego pretensję, po prostu takie ma warunki fizyczne :)
"Amerykański patos" już dawno przejadł się każdemu i od dawna także większość z nas wie, że cudze wojny, są po to, by ktoś mógł zarobić, by grabić podbijane państwo i podatników, którzy te wojny sponsorują.
Żal mi jedynie Wietnamczyków, którzy jak wiele innych narodów, padli ofiarą cwaniaków głoszących chore idee.
... i tyle.
No tak bo lepszy dla ciebie jest Kod Nieśmiertelności, a największe arcydzieła kina to dla ciebie Star Trek i Avatar.
Genialny ?
Daj spokój, wszystko zależy od tego, jak bardzo wczujesz się w rolę, w którą ktoś także się wczuł.
Zatem, jeśli dobrze się wczułeś to pewnie czułeś, jak cię kąsają komary po karku. Założę się, że jakbyś się dobrze wczuł i oglądał człowieka siedzącego na tronie to mógłbyś nawet zrobić to, co on udaje, że robi ...
... think about it ...