Dotychczas znałem go z ról pewnych siebie, przebojowych, trochę bezczelnych, ale sympatycznych playboyów w takich filmach, jak choćby Filadelfijska opowieść, Naga prawda czy też z późniejszego okresu Północ- północny zachód. Jednakże tu zgrał cynicznego, bezwzględnego hulakę-kobieciarza, w dodatku ten jego "inny" wyraz twarzy, ten uśmiech i oczy zdawały się mówić, że jest winny, a na pewno zepsuty i zły.
A jeśli chodzi o Joan Fontaine to świetnie wcieliła się w rolę młodej, pozornie zimnej i bynajmniej nie wzbudzającej sympatii damy z dobrego domu, która powoli zaczyna byc postrzegana przez otoczenie jako stara panna. Zdecydowanie warto obejrzeć, choćby, aby zobaczyć Granta w innej niż dotychczas roli.