Przez ponad połowę filmu się rozkręca, aby zaraz potem ruszyć z kopyta. Taka nierówność wprost razi w oczy. Zdecydowanie za bardzo uwyraźnione wątki poboczne. Obsada gwiazdorska (Lancaster, Martin, Bisset), jednakże tak sama jak pozostałe postaci, ich bohaterowie również zagrani są wprost fatalnie. Pompatyczna muzyka budzi litość. 6/10 tylko ze względu na to, że "Port lotniczy" to dziś klasyk.
Po czesci zgadzam sie z przedmowca, bo sam dzis ogladalem na ale kino i mialem zamiar napisac, iz za duzo watkow pobocznych i za mocno sa eksponowane (niezliczone romanse, nkeszczesliwe malzenstwa, etc.). Ale film broni sie dzis juz klasycznym klimatem. Milo jest popatrzec na cywilizowany swiat lat siedemdziesiatych (swoja droga, jak my zylismy w tamtych czasach, a gdzie my wtedy bylismy). Dlatego daje mocna szostke. PS. Nie wiem, czy komus jeszcze, ale mnie denerwowaly te okienka wyskakujace podczas polaczen telefonicznych - rezyser mial wizje, jak 40 lat pozniej bedzie dzialac skype...
wlasnie. wytrzymalem tylko godzine, podczas której poza odsniezaniem lotniska, nudnymi rozmowami itp. wydarzeniami, nic się nie dzialo.
Film dość wiernie oddaje książkę w której wątków jest dość sporo. I tak pomija przynajmniej jeszcze dwa wątki ujęte w książce. Jedyna drastyczna zmiana to zrobienie z Demeresta postaci pozytywnej. W powieści również ocalił samolot ale był strasznym k*****m. Sam motyw wybuchu i lądowanie były grande finale w książce, tam większość czasu chodziło o problemy zarówno zawodowe jak i prywatne Mela, Guerrero.