Chociaż jestem zdeklarowaną wielbicielką dawnych pokręconych filmowych majaków Lynch'a
ten prosty film bez wyraźnej fabuły naprawdę mnie zachwycił.
Szanuję niesamowitą kreację Spacey'a w "American beauty",ale Oscara 1999 w kategorii "gł. rola męska powinien dostać Farnsworth,właśnie za kreację w prostej historii z życia niejakiego Straighta.
W tym filmie jednak najbardziej udetrzyło mnie jednak niesamowite dobro promieniujące z każdej sceny.