Film oprócz opowieści o przemytniku narkotyków jest historią człowieka u schyłku życia robiącego rozrachunek z popełnionych błędów, które w końcu przynajmniej częściowo udaje mu się naprawić.
Scena przy łóżku umierającej żony wzruszyła mnie jak zwykle w każdym z późnych filmów Eastwooda.
Nie wiem, jak on to robi, chyba po prostu w każdej z tych opowieści jest cząstka jego samego.
Brawo Clint!