PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=801978}

Przepraszam, że przeszkadzam

Sorry to Bother You
6,2 10 932
oceny
6,2 10 1 10932
6,8 24
oceny krytyków
Przepraszam, że przeszkadzam
powrót do forum filmu Przepraszam, że przeszkadzam

Widziałem już tyle, że po solidnej "Ósmej Mili" i niezłym "Hustle&Flow" omijam szerokim łukiem każdy film, przy którym grzebał raper.
Trafiło się jednak, że to właśnie raper postanowił zostać reżyserem i o dziwo nakręcił coś, co wydawało się nie zniechęcać samym opisem. No i dałem się nabrać.
Można szanować ten film za cichutkie głosiki, szepczące gdzieniegdzie o krzywdzących stereotypach, lub można by było, gdyby całość nie okazywała się politycznym ekstremistą wrzeszczącym mi wprost do ucha populistyczne frazesy.
Ten film jest tak po prostu zły, choć przez pierwsze pół godziny potrafi się niezle kamuflować. Z czasem ma się wrażenie, że twórcom zabrakło pomysłu i gdy postaci blakną, wychodzi na jaw ich jednowymiarowość, a humor zdaje się mieć tylko nieco więcej ogłady niż ten z "How High", ci sami twórcy stawiają sobie za punkt honoru udowodnić widzowi, że pomysł jednak mają i wtedy dociera do niego, że brak pomysłu wcale nie byłby taki zły.
Mógłbym znęcać się godzinami nad kartonowymi postaciami wykrzywionymi w karykaturalnych grymasach, sterczącymi niedbale z propagandowej szopki, którą jest ten twór, tylko po co?
Po seansie przyszedł mi na myśl stary, klasyczny film klasy B pt. "Oni Żyją". Różnica między tymi dwoma produkcjami jest taka, że stary, daleki kuzyn "Przepraszam..." nie zgrywał kina poważnego. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, czym jest - prymitywną rozrywką, która co poniektórych nakłoni do bardzo prostych refleksji. Jeszcze lepiej wiedział czym jest jego przekaz - prawdą objawioną, jedynie pretekstem, który puszcza świat przedstawiony w ruch.
Ludzie od "Oni Żyją" potrzebowali pretekstu, by nakręcić film. Pan raper potrzebował filmu, który będzie pretekstem do wygłoszenia realnie dziecinnego, acz jego zdanem odkrywczego "statementu".
W jednym z wywiadów dowiedziałem się, że chciano rozpocząc dyskusję i "ekscytację podobną do tej wywołanej odkryciem nowego gatunku muzyki". Myślę, że byłoby to coś w rodzaju podkładu disco-polo, w rytm którego naćpany kwasem hipis wykrzykuje puste slogany o równości dla wszystkich.
"Przepraszam, że przeszkadzam" jest jak pocztówka z umysłu 12 latka, który, cierpiąc młodzieńczy weltschmerz, postanawia nas wszystkich zbawić. Krytykuje system, w którym każdy jest ledwie "trybikiem w maszynie", posiadającym krzesło z Ikei i telewizor, a przy tym proponuje zdrową alternatywę - system, w którym każdy jest takim samym "trybikiem w maszynie", z tym, że(jak wielokrotnie pokazała historia) nie ma nic.
Jak mawiał klasyk - "a ja kocham hip-hop i ten hip-hop nienawidzę". Nienawidzę wlaśnie za głupotę, ignorancję, hipokryzję i zerojedynkowość rozumienia świata, którą wykazują się jego przedstawiciele.
W czasach politycznej poprawności, równości dla wybranych, tolerancji dla medialnych - niezwykle opłacalny obraz i pozostaje tylko pogratulować twórcom wyczucia. Jeśli jednak odsunę politykę na bok, starając się skupić na wartości artystycznej, co w tym przypadku jest wyjątkowo trudne - słabiutkie "coś" z niezłą głowną rolą, wokół której reszta planu zdaje się niemalże statystować. Przebrany za satyrę, grafomański surrealizm z "B-klasowym" rodowodem w scenariuszu, męczące "amerykańskie" poczucie humoru i równie amerykańskie, mdłe zakończenie.
Na samym spodzie, przygniecione tą ponurą konstrukcją, spoczywają w pokoju całkiem fajne patenty montażowe oraz kilka miłych dla ucha utworów ścieżki dzwiękowej, mieszających hip-hop z muzyką elektroniczną.
Jesli ktoś lubi, gdy twórcy przez dwie godziny potykają się o własne sznurówki, pod względem ideologicznym zwalczają samych siebie, nie zdając sobie z tego sprawy, krytykują jeden system, po czym proponują ten sam, tylko przebrany dla niepoznaki w śmieszną perukę i "okulary z nosem" - polecam. Bo koniec końców ten film, patrząc pod pewnym kątem, jest nawet niezłą komedią, mimo, że żart leży nie tam, gdzie chciałby tego autor.
Jeśli jednak ktoś dla odmiany nie lubi i chciałby obejrzeć coś, co skrytykuje konsumpcjonizm, będąc przy tym wartościowym artystycznie, nienachalnym i uczciwym w stosunku do myślącego widza, to może by tak odświeżyć sobie Fight Club?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones