Część drugą i pierwszą "Psów" dzieli przepaść. I - patrząc po komentarzach niektórych - nie jestem odosobniony w tej opinii.
Scenariusz leży. Trudno uciec od wrażenia, iż warstwa fabularna została tu już celowo rozbita i podporządkowana akcji. Ale nawet w najgłupszych filmach akcji trzyma się ona jakoś kupy i nie powstaje wrażenie ogromnych luk. W "Psach II" z takim wrażeniem miałem do czynienia nieustannie.
Niektórzy przywołują kultowe cytaty. Fakt, jedynka obrodziła nimi wspaniale. Aż dziw bierze, ile mocnych fraz można wypowiedzieć w jednym filmie. Dwójka cierpi na wyraźny deficyt wyrażeń, które mogłyby utkwić w pamięci. Przekleństwa coraz wyraźniej ciążą w stronę "sztuki dla sztuki". A że ciężko z nich zrobić "sztukę dla sztuki" to jest raczej oczywiste.
Zupełny inny poziom gry aktorskiej. Gorszy, rzecz jasna. Żmijewski tylko trochę mnie zaintrygował, ale może to dlatego, że do tej pory widziałem go po dobrej stronie mocy. Nie uraczymy tu jednak aktorów tego kalibru co w jedynce, przede wszystkim świetnego Gajosa i Kondrata. A i Zapasiewicz namaścił przecież jedynkę swoją obecnością. Linda jeszcze wtedy nie spowszedniał, a "psia" maniera nie urażała widza. Niestety, potem większość filmów z jego udziałem to różne wariacje Franza Mauera. Mauer w roli Robaka, Mauer w roli Petroniusza., itd. No i nieszczęsnego Pazury było mniej. W dwójce jest go za dużo. Bogusław Linda stał się Mauerem, Pazura zawsze pozostał Pazurą. Zawsze spod postaci przebija się on - Cezary Pazura. On gra pierwsze skrzypce. Czy kocha, czy gra błazna, czy każe wszystkim "w...ć".
Powielanie wątków mizoginistycznych jest chyba wyrazem bezradności reżysera, których nie wiedział, jak skleić fabułę. Skopiował więc sporo z jedynki.
Chyba tylko Lorenc broni tego filmu swoją ścieżką dźwiękową. No i może, Żmijewski. Ach, Sulej z początku także.
Poza tym, zdecydowanie nieudana kontynuacja.
Tak. Kontynuacja dla kasy i tylko dla kasy.
Żmijewskiego w tym filmie wyjątkowo nie lubię. Ciężko powiedzieć dlaczego. Jest jakiś sztuczny, drewniany, nie wiem. Odpychający aż.
Wszystko naciągane, a najgorsze - happy end! Koniec w jedynce miał sens, Maurer traci prawie wszystko, ląduje w więzieniu - w to można uwierzyć. A dwójka? Franz wesolutki telefonuje z Nowej Zelandii! :(