Zanim ktoś spróbuje mnie zrugać z góry na dół, proponuję przeczytać CAŁY mój komentarz.
Na wstępie - film dostał ode mnie ocenę 5/10, co oznacza, że wcale nie sądzę, żeby było to jakieś wybitne dzieło, ale też zdaję sobie sprawę, że nie jest to zupełna kicha, jak to co poniektórzy twierdzą.
Najpier minusy filmu.
W tym filmie nie ma w zasadzie nic ciekawego. Już w drugiej akcji, kiedy Vincent i Jules jadą samochodem da się zauważyć, iż nie będzie to widowisko wysokich lotów. Widzowie są świadkami rozmowy na temat palenia "Marii" w Amsterdamie (piszę z pamięci, więc nie pamiętam, czy akurat o marihuanę chodziło, czy w ogóle o dragi). Jest to rozmowa, która w normalnym filmie byłaby uznana za "spowalniacz akcji". Tymczasem w tej produkcji mamy więcej takich sytuacji. Choćby gadka Vincenta z Mią na temat koktajlu (piszę z pamięci) podczas kolacji w jakiejś tam knajpie. Generalnie, żeby nie ciągnąć wątku w nieskończoność, to, co wielu uważa za atut filmu, jest moim zdaniem zupełnym niewypałem. Ten film to dialogi, które miały na celu rośmieszyć widza. Ale zamiast zostać przedstawionymi w jakiś dobry sposób, mamy tu zaserwowany kiepski humor, który bazuje głównie na wulgaryzmach. Nie chcę nikogo obrażać, ale nie mam 15 lat, żeby podniecać się tyloma "fuck" i "fucking". Oponenci pewnie rzekną: "ten film to nie tylko same przekleństwa, to 3 niezłe historie i to z przekazem". No to teraz mój dowód, że film jest bez przekazu. Generalnie dużo osób mówi o metamorfozie głównych bohaterów, że ze złych stają się dobrymi. No to patrzcie: Pumpkin wraz z Honey Bunny nie przeszli żadnej metamorfozy. Kiedy wysłuchali długiego wywodu Julesa (w ostatniej scenie), miast oddać zrabowane portfele i gotówkę, oddają jedynie teczkę i portfel Julesowi (na wyraźny rozkaz Julesa, który przecież mierzy bronią do Pumpkina). Całą resztę zabierają ze sobą, a więc do końca zostają drobnymi złodziejaszkami, takimi szczurkami. No, ja tu przekazuje nie widzę. Ale idźmy dalej: Vincent - jest zły przez cały film, w zasadzie zabijanie innych przychodzi mu z łatwością. Ostatecznie też kończy marnie, zabity przez Butcha. No to teraz Butch - gangsterem wprawdzie nie jest, ale w filmie gra sportowca, któremu w głowie jedynie mamona. Oszukuje Marsellusa tylko po to, by samemu zainkasować kasę za swój wygrany pojedynek (od gangstera zaś wziął "siano" za to, że pojedynek przegra). Do końca się nie zmienia, choć prawdą jest, że wrócił po Marsellusa, kiedy tamten był gwałcony, choć nie musiał. Jednakże kto by nie wrócił, zważywszy na fakt, że sam miał być ofiarą gwałcicieli, więc miał interes, żeby wrócić. No i pewnie zdawał sobie sprawę, że uwolniwszy Marsellusa, ten zapomni o tym, jak został oszukany. Warto dodać, że na Butchu żadnego wrażenia nie robi zabijanie ludzi. Vincenta "sprząta" bez żadnych skrupółów (co jest jeszcze całkiem słuszne, zważywszy na to, że sam miał paść trupem, zostając zabitym właśnie przez czyhającego na niego Vincenta). Jednakże zabicie gościa w ringu spływa po nim jak po kaczce. Ta jego paniusia też ma nieźle w deklu. Tak więc Butch nie przyczynia się do tego, że "Pulp Fiction" jest filmem z przekazem. Marcellus jest rzadko pokazywany. Ostatnia scena z nim to akcja z gwałtem na nim, gdzie "zapomina" o tym, jak Butch zrobił go w konia, choć mówi mu, że ma spadać z miasta. Ale jakieś przemiany to tu nie ma. Gwaciciele - wiadomo, sukinkoty i tyle. Swoją drogą ta dwójka gwałcicieli złapała jakiegoś gościa, którego właściciel sklepu z bronią przetrzymywał w jakimś pomieszczeniu. Ani Butch nie zainteresował się jego dolą, ani nikt inny. Może dopiero potem Marcellus i jego świta mu pomogli, ale to tylko domysły. Mia - kobieta Marsellusa - wprawdzie nie klnie (przynajmniej ja nie słyszałem), ale ma pociąg do dragów, zresztą w jednej akcji prawie kończy to się jej śmiercią. Też raczej niezłe ziółko i nie robi na niej żadnego wrażenia to, że jej facet (Marsellus) wyrzucił przez balkon jakiegoś gościa za to, że ten zrobił jej masaż stóp. Metamorfozy nie ma. I ostatnia główna postać - Jules. Owszem, mówi, że się zmienia, że zrywa z gangsterstwem. Ale czy naprawdę tak wygląda metamorfoza człowieka, który ma na sumieniu innych ludzi? Gdyby się naprawdę zmienił (był wierzący), oddałby się w ręce sprawiedliwości. Przecież jako wierzący zdawał sobie chyba sprawę, że kara go nie ominie. Tymczasem on tak się zmienił, że choć zrywa z tą branżą (w filmie tylko tak twierdzi, dalsze jego losy są nieznane), to robi to głównie dlatego, żeby chronić swój tyłek, bo boi się, że któregoś dnia nie wróci z "akcji" (w filmie zmienia się, kiedy jakiś łebek strzela prosto w niego i w Vincenta i żadna kula nie osiąga celu). Ponadto jego pokuta to zapewne wylegiwanie się od teraz na jakiejś egzotycznej plaży (w końcu był na usługach Marsellusa, więc pewnie "zaskórniaki" miał). I dalej - nawet kiedy się zmienił nie kazał Pumpkinowi oddać skradzionych portfeli, a kiedy zginął niewinny człowiek (przez gafę Vincenta), tylko się trochę wkurzył, a potem zadzwonił po kogo trzeba i jął zdrapywał mózg z siedzień samochodu. No, ludzie, bądźmy poważni! jeśli już to jest to jedyna przemiana w filmie ze złego na dobrego, ale i tak niezwykle naciągana.
Kolejnym minusem (choć zdaję sobie sprawę z tego, że to czarna komedia) jest zbyt "lekkie" operowanie bronią i zabijanie ludzi przez głównych bohaterów. Zginął gość w aucie, bo Vincent niechcący pociągnął za cyngiel - luz, trochę poklęli, zadzwonili po jakiegoś facia, i żyjemy dalej.
Reasumując, głównymi minusami filmu są: brak jakiegokolwiek przekazu, zbyt obszerne dialogi, które są fundamentem filmu i w które czasem warto się wsłuchać, ale żeby od razu stawiać im pomniki. To luźne gadki, takie gadki-szmatki, gdzie bez wulgaryzmów się nie obejdzie i które spokojnie mogą przyprawić o radosny nastrój (w końcu to komedia), ale nic więcej. Miła komedia. Tyle. Filmu nie dodaje uroku nawet to, że można by zrobić z niego 3 różne filmy (jak niektórzy twierdzą), bo byłyby to 3 próżne filmy. No coś tam o żarciu było, kogoś się tam zabiło - film jakich wiele. Dlaczego od razu nazywać go epokowym dziełem?
Czas na plusy.
Na pewno sposób realizacji filmu. Widać wyraźnie zafascynowanie Tarantino filmami klasy B i C. Niemniej to jest plus, bo filmy z niższych klas zazwyczaj dużej kariery nie robią, głównie dlatego, że nie wchodzą nawet do kin. Wprawdzie ten film to klasa jednak wyższa, ale momentami da się wyczuć klimat filmów z niższych półek (np. podczas jazdy samochodem, gdzie mamy wyraźnie nakładany obraz czy sam tytuł).
Niechronologiczność. Bardzo, bardzo ciekawe. Ostatnia scena kończy się tam, gdzie zaczęła się pierwsza. Tu ogromny plus. Przez chwilę można się zgubić, ale tu niezła robota (choćby w porównaniu z filmem "The Grudge" [czy to japońskim czy amerykańskim], gdzie brak chronologii bardzo przeszkadzał w odbiorze).
Wspaniała muzyka. Nic dodać nic ująć.
Obsada. Tu bym wprawdzie nie przesadzał. Bo jak słyszę argumenty w stylu: "Noo co tyyy?! Przecież grał tam Travolta, Tarantino, Willis, już za sam ten fakt 8 gwiazdek ode mnie", to mnie mdli. To bazowanie na jakichś autorytetach. Dla mnie to niby-autorytety. Co to znaczy, że grała tam gwiazda? Dla mnie nic. Jednakże ode mnie największy plus leci do Bruce'a Willisa, świetna kreacja i zagrał w najlepszej scenie w filmie (akcja z gwałtem). Najlepsza scena, bo zwrot akcji był o 180 stopni, nie spodziewałem się, że właściciel sklepu z bronią zrobi z nich ofiary, tzn. spodziewałem się, ża zadzwoni na policję, a ta przewiezie ich na komisariat. A tu policjant wprawdzie przyjechał, ale tylko po to, żeby ich zgwałcić. To było niezłe. Gra Samulea L. Jacksona trochę mniej mi się podobała. Zresztą, to kwestia gustu, a o gustach się nie dyskutuje.
Kończąć, owszem, kilka plusów widzę, ale powiedzmy, że są to plusy pomniejsze, choćby muzyka, która jest ważna, jednak nie oglądałem tego filmu dla kilku kawałków (i to w kawałkach). Natomiast jak na tak chwalony obraz, to zwyczajnie za mało. Dialogi, które miały być głównym atutem filmu, były długimi dialogami o niczym okraszonymi dużą ilością przekleństw.
Dziękuję za uwagę. Oczywista wielu rzeczy tu nie wymieniłem (zapewne i po stronie minusów i po stronie plusów) z tego powodu, że film oglądałem gdzieś przed 2 tygodniami i nie chce mi się przypominać wszystkiego szczegółowo.
Dodam, że jestem gotów na polemikę z tymi, którzy się ze mną nie zgadzają, ale proszę kulturalnie, bo rozhisteryzowanym dzieciakom nie odpisuję.
Pablos
"(albowiem obiektywna prawda dotyczącego tego filmu to jakieś 6/10 - 9/10 ;p)" Tak jest Prawdo Obiektywna! Amen! Po co dyskutowac, skoro mozna sie zapytac Pablosa:PPPP
amerrozzo
"Według mnie "PF" jest filmem przeciętnym. Koniec?"
Przecietny to: typowy, zwykły, pospolity. Nie mozna powiedziec, że ten ten film jest przecietny.
Nie wiem czy swiadomie uzyles tak niefortunnego okreslenia. Juz lepiej napisac, ze jest słaby. Widze ze taka masz skale ocen, ale moglbys mu obnizyc ocene o 1pkt. a note "Przecietny" dawac filmom, ktore nie zrewolucjonizowaly kina - chyba nikomu to nie zrobi roznicy:P
"No to dawaj - mów, jaki jest przekaz tego filmu."
Zalezy w jakiej jakosci ogladasz film. Inny jest przekaz zwyklej płyty, a inny formatu HD:P Dla mnie osobiscie film nie musi miec "przekazu". Wystarczy że przyjemnie sie go oglada (np. swietna muzyka i gra aktorska), uczy mnie czegos albo bawi. Tych trzech elementow nie brakowalo mi w PF.
"Jestem studentem (ps. tylko nie pytaj mnie o rozmiar bluzki i numer buta...). Jestem abnegatem, abstynentem"
Coz za rozbudowany oksymoron. Student, abnegat i w dodatku abstynent;)) Albo jestes totalnie pokrecony albo cholernie nudny. Patrzac na to co piszesz, bardziej mi pasuje ta druga opcja. Ale coz, jestem tylko człowiekiem, a nie Pablosem, wiec moge sie mylic:P
a według mnie obiektywna prawda dotycząca tego filmu to jakieś 10/10 - 11/10 ;).
Ja proponuje zakończyć tą dyskusje bo do niczego ona nie prowadzi. Każdy ma inny gust i inaczej ocenia dany film. Nie ma czegoś takiego jak "ocena obiektywna", są tylko oceny subiektywne. Jedni szukają w filmach przekazu, inni odbieraja kino jak rozrywkę a jeszcze inni uważają że tylko europejskie filmy o gejach i lesbijkach są ambitne. Każdy ma się za wielkiego znawcę i nie ma mowy by sie dogadał z osobą mającą inne zdanie i wogóle poglądy na temat kina. A z dyskusji robi się błędne koło.
Pzdr ;).
Czyż nie dobija się koni, muszę ci powiedzieć, że z tym oksymoronem to nawet celny żart. He, he, faktycznie trudno znaleźć człowieka będącego jednocześnie studentem i abstynentem. Chyba coś ze mną nie teges.
Tak, jestem cholernym nudziarzem. To pewnie dlatego spędzam na filmwebie po 15 godzin dziennie i nie wiem, czym jest Royale with cheese...
Tehmaster, dziękuję za głos rozsądku. Ja naprawdę nie chcę się tu z nikim kłócić ani besztać tego filmu bez przerwy. Postaram się nawet więcej tu nie pokazywać, no chyba że ktoś znowu zacznie mnie bezsensownie obrażać.
Przy okazji - możecie zgłosić temat do kasacji.
A Pablosa zostawcie w spokoju - to dobry człowiek. Dokarmia bezdomne koty, nigdy nie jeździ bez biletu i rzadko bije swoją żonę ;)
Nie będę Ci rugać, bo szukasz w tym filmie dokładnie tego czego tam nie
ma. Przekazu... to nie film moralizatorski. Tarantino ma dokładnie w
dupie czy widzowie pod wpływem jego filmów, staną się lepsi, mądrzejsi
albo coś wymyślą albo odkryją wielką prawdę o życiu. Mają się bawić i
zaciekawić. Podobna sytuacja jest, jak ktoś opowiada jakiś niesmaczny,
aczkolwiek śmieszny dowcip, czyli ma być smiesznie i dobrze
opowiedziane.
Jak chcesz opowieści o dobrych ludziach oglądaj "Anię z Zielonego
Wzgórza"
Jeżeli nie zauważasz finezji w "gadkach-szmatkach" to znaczy że nie
nadajesz na tej samej fali, i filmów Tarantino nigdy nie polubisz,
dlatego najlepiej ich nie oglądaj.
Zanim obejrzalem ten film kilku znajomych powiedzialo, ze jest tak pokrecony,ze ciezko go zrozumiec. Przypadkowo sie zlozylo,ze obejrzalem go po Mulholland drive i szczerze powiedziawszy stan rozmyslania nad fabula filmu byl dluzszy(wlasciwie sie nie skonczyl) w stosunku do dziela Lyncha. Mimo to PF podobal mi sie rowniez. Co mnie zaciekawilo w nim to to ,ze opowiada o zwyklych gangstrach,cpunach,pedalach,zlodziejaszkach, ktorzy rozmawiaja o takich samych rzeczach jak zwykli prawnicy,lekarze,nauczyciele czy policjanci. A uzywanie wulgaryzmow jest tak samo popularne w obydwoch srodowiskach, w gronie znajomych rzecz jasna.
Co do poszczegolnych postaci to:
Na pierwszy rzut oka wydawaloby sie ze Jules i Vincent to zawodowcy, ktorzy nie popelniaja bledow, a w praktyce ich postepowanie zwlaszcza Vincenta czesto zakrawa o amatorszczyzne, podobnie Butch wydaje sie byc troche glupawy (mimo,ze wpadl na znakomity pomosl skad inand) bo ryzykowac wszystko z powodu zegarka...? Z drugiej strony widac,ze dla niego wiele znaczy duma ktora chyba odziedziczyl po przodkach a ten zegraek w jakims sensie dume mogl mu symbolizowac. Mia jest dla mnie najzwyklejsza panienka gangstera ze swoimi kaprysami i brakiem wyobrazni. Marcellus gangster jakich wielu. Personalnie najbardziej ciekawi mnie postac Wolffa, zimnego kalkulanta, chyba najwazniejszego czlowieka Marcellusa, czlowieka od niewygodnych sytuacji. Podobalo mi sie w nim gracja, z ktora instruowal wszystkich w jaki sposo maja postepowac. Malo tego nie dopuszczal do malych problemow jak z "prosze" dla Vincenta czy z posciela Jimmiego. Zdecydowanie dla mnie najlepsza kreacja tego filmu.
Podsumowujac rozmowy jakie odbywaly sie pomiedzy poszczegolnymi postaciami bardzo przypadly mi do gustu, gdyz nie byly to jakies filozoficzne rozmyslania na temat "dlaczego ten shake jest dobry" lub "jak to jest jak sie zabija czlowieka" odpowiedzily byly proste i dlatego zaskakiwaly. Tyle ode mnie.
Ja z czystym sumieniem daję 10/10-jest to jeden z moich ulubionych filmów.Klasyka!
Mam małe pytanie do tych,którzy z motywów łaski itp. wyciągnęli przesłanie - czy moglibyście się podzielić swoimi przemyśleniami?
Co do przytoczonych minusów. Poszczególne wątki mają uniwersalną strukturę, która mi się podoba (przesłanie?): gra wstępna(nudne dialogi) - przyspieszenie z kulminacją - zapaść/dno - wyrok losu/wybaczanie.
W tą strukturę włożono stereotypowe postacie i tak się ten film plecie.
Wulgaryzmy i dialogi - taka konwencja, nic się nia da zrobić.
;)
Uważam analizę za dość racjonalną, aleee...subiektywną.
Trzeba przyznać, że wielu daje 10/10 za sam tytuł, aktorów i opinię innych.
Po pierwsze film mi się bardzo podobał, a nawet nie wiedziałem, kto to Quentin Tarantino i, że gra w jednej ze scen.
Po drugie muzyka, która jest czasem ironiczna, absurdalna i śmieszna.
Po trzecie chaos w filmie jest dla mnie plusem.
Nie potrafię oceniać gry aktorskiej, bo nie znam się na tym...
Zazwyczaj nie doszukuję się w filmie nieścisłości, ale wymienione w pierwszym poście są dość sporne i niejasne. Jest to Twoja subiektywna ocena sytuacji.
Co do przemian, to pokaż mi przemianę, która nie ma związku przyczynowo-skutkowego...!
10/10
Pozdrawiam!
Mam nadzieję, że nigdzie nie twierdziłem, że moja opinia o filmie jest czymś obiektywnym. O ile się dobrze orientuję, to w tym temacie walczyłem z osobami, które stały na stanowisku, że film jest obiektywnie dobry. Film jakiś tam obiektywnie może i jest, ale każdy z nas dysponuje jedynie swoim subiektywnym gustem. Dla wielu osób film jest arcydziełem - w porządku. Mnie z tego powodu serce nie kłuje (teraz, bo w chwili pisania postu było chyba inaczej. Dlatego powtórzę to, co pisałem już w tym temacie: pierwszy post jest nieaktualny).
Mnie się ten film nie podobał, ergo: uważam go za słaby. Niepotrzebnie doszukiwałem się w nim przekazu, przesłaniu, Bóg wie czego. Zgłosiłem nawet temat do kasacji, ale, jak widać, nie usunęli.
Pozdrawiam.
Trochę nie na temat, ale - ja też nie wiem, jak oceniać grę aktorską. Po prostu jedni aktorzy mi się podobają, inni nie, jedni mnie przekonują, inni nie. Ale jak to odzwierciedlić w ocenie - nie mam ZIELONEGO pojęcia. Czy brać pod uwagę sympatię, grę aktorską, ilość dobrych ról i tych wybitnych, jak i tych słabych, jakość filmografii..... Dość powiedzieć, że lubię (nie we wszystkich rolach) np. Toma Hanksa, Toma Cruisa czy Bruce'a Willisa, czyli raczej ulubione kozły ofiarne na tym portalu (podobno "drętwi"), a nie trawię Marlona Brando. Dlatego zaniechałem wystawianie ocen aktorkom i aktorom (czy ogólnie - ludziom kina).
Pozdr.
Dla mnie film był po prostu nudny. Nie będę się rozpisywał nad plusami i minusami ale po tak "kultowym" dziele spodziewałem się dużo więcej.
5/10
Zgadzam się z Tym do góry. Spodziewałem się czegoś naprawdę dobrego a tu g****. Nie chcę się rozpisywać więc powie tak... to co napisał założyciel tej dyskusji to według mnie prawda. Zgadzam się prawie ze wszystkim co tam wymienił za minusy i plusy. No ale to tak jak z Piłą... jedni uważają to za dzieło, inni za zwykłe gówn* gdzie wylano dużo sosu pomidorowego.
Ja pierdykam, jak nie skumaliście tego dzieła pieski, to mordy w kubeł i wio na Transformersów, a nie forum zaśmiecacie!!!
Nic ciekawego? - to rzecz względna, zależy od tematów, które danego człowieka interesują, podobnie jak jeden lubi komedie inny horrory a jeszcze inny porno.. Co do dialogów, które są wg Ciebie tak nudne.. jedni szukają w filmie adrenaliny i liczą na to, że nie będą musieli się skupiać zbytnio na jakichkolwiek dialogach, inni mają dość tępego kina akcji i na te właśnie dialogi czekają.
Widzę, że Twoim największym argumentem jest brak metamorfozy bohaterów.. tylko czy ktokolwiek z twórców filmu powiedział kiedyś, że przesłaniem filmu jest metamorfoza bohaterów? Ja osobiście spotkałam się z tym pierwszy raz.. Co do tego czy miała ona miejsce czy nie to jest osobna dyskusja i zależy to od osobistego odebrania filmu.. uważam, że nie musi być wszystko ukazane czarne na białym, żeby było jasne - sama osobiście jestem zdania, że co do Pumpkina o którym wspomniałeś to nie musiał oddawać ani jednego portfela - to jak zagrał.. jego wyraz twarzy mówi mi wystarczająco o metamorfozie.. i to właśnie odróżnia ten film od większości innych amerykańskich produkcji: że bohater nie musi na końcu przyznać "przeszedłem metamorfozę" - tak, żeby widz zrozumiał.
Film bez przekazu? Czemu? Bo może pokazuje złe wartości? Film z przekazem to nie film, który jasno mówi jak masz postępować. Możesz obejrzeć 10 minutowy filmik ukazujący tylko i wyłącznie brutalne morderstwo i wyciągnąć pozytywne wnioski na przyszłość.. Dzięki bogu że w Pulp Fiction nie prawią morałów - mam już dość amerykańskich produkcji podczas których czuję się jak małe dziecko, któremu wszystko trzeba wytłumaczyć.
Co do "lekkiego operowania bronią, zabijania itd.." to już cecha charakterystyczna Tarantina - wybacz, ale nie chcesz-nie oglądaj. To tak jakbyś nie lubił np komedii ogólnie jako gatunku i wypowiadał się negatywnie na temat każdej jednej - bez sensu.
Jak sugerowałeś, przeczytałam cały Twój komentarz mimo jego obszerności. Oczywiście muszę się z Tobą i twoją opinią na temat tego filmu zgodzić.
Do filmu podchodziłam 2 razy - za pierwszym zasnęłam. Teraz oglądnęłam go drugi raz, w całości i do końca - ledwo wytrwałam. Naprawdę nie mam po prostu zielonego pojęcia, za co ludzie tak kochają ten film. Też chciałabym go uwielbiać, chciałabym móc go docenić jak pozostali.
Ubóstwiam, wielbię, po prostu KOCHAM "Ojca Chrzestnego" i rozumiem jego wysoką pozycję (zawsze wszędzie pierwsze miejsce) we wszystkich rankingach. To był film, o którego zaletach i wspaniałości można pisać godzinami. Film poza jakąkolwiek skalą.
Natomiast Pulp Fiction jest podobno filmem kultowym, podobno to klasyka, genialne dialogi i ogólnie film powalający, same mistrzowskie sceny (np. scena z twistem) - szkoda, że nie mogę tego o nim osobiście powiedzieć. Nic mnie nie powaliło, nic nie zaskoczyło w jakiś wyjątkowy sposób, nic mnie jakoś kosmicznie nie rozśmieszyło. Ciągnął się jak flaki z olejem. Owszem, pojawiał się od czasu do czasu pewien 'boom' po czym akcja się dalej ślimaczyła (np. pojawienie się tego pana we fraku czy czymkolwiek innym i instrukcja czyszczenia tapicerki i całego wnętrza samochodu...) - to ma być ciekawe? Naprawdę, nuda do potęgi n-tej. Strasznie się wynudziłam i aż wierzyć mi się nie chce, że ten film ma tak wysokie noty. Z resztą także wielu znajomych mi go także polecało...
Myślałam, że PF będzie kolejnym filmem, do którego będę chętnie wracać, jednak się rozczarowałam. Może mam zły dzień, może się nie wczułam, nie wiem.
Chyba jednak obejrzę go jeszcze raz bo nie wydaje mi się, żeby aż tylu ludzi się myliło. Jednak poza "jesteś debilem i nie wiesz co to dobry film" mogliby użyć sensownych i zachęcających do obejrzenia argumentów a nie taka żałosna pseudo-riposta.
Znudził mnie. Wszystkie wątki krótkie, tak jakby powycinane, niepowiązane ze sobą - dopiero na końcu filmu coś się zazębia. Przygody bohaterów w zasadzie nie mają ze sobą nic wspólnego. To bardziej wyglądało jak jeden odcinek serialu (pomijając końcówkę filmu).
Na koniec dodam, że szkoda tylko, że nie można wyrazić tu swojej opinii (popartej konstruktywnymi i naprawdę w pełni uargumentowanymi przykładami wad) żeby nie zostać wyśmianym. "Nie dorosłeś do oglądania tego typu filmów", "jesteś za głupi", "idź oglądaj Piłę VIII"... To dopiero śmieszne komentarze.
Wrócę jeszcze do tego filmu i obejrzę go ponownie jednak na dziś świeżo po obejrzeniu dałam 4/10.
Do tej pory nie wiem, co tak zaczarowało niektórych widzów ale chciałabym się dowiedzieć.
Ja bardzo chciałbym kiedyś zrozumieć, co takiego nadzwyczajnego i genialnego ludzie widzą w "Ojcu Chrzestnym". A z Pulp Fiction nie mam problemu - pierwsza trójka moich ulubionych filmów i 10/10. Ale nikomu nie każę go kochać.
Mogę Ci wymienić, co mnie osobiście urzekło w Ojcu Chrzestnym. Kiedyś w TV ujrzałam Michael'a, który stał koło jakiejś zasłony i nic nie robił, po prostu gapił się w podłogę. Ta scena trwała chyba z 30 sekund, przynajmniej dla mnie to była wieczność. Pomyślałam wtedy "Boże, jaka nuda, co za masakra, no stoi koleś i nic poza tym, wychodzę stąd!". Jednak zaczarowała mnie muzyka i to ona skłoniła mnie do obejrzenia w późniejszym czasie filmu.
Nie będę zachwalać gry aktorów, muzyki, scenerii itd. bo to standardowe argumenty. Oto reszta, która mnie urzekła w całej trylogii:
- ukazana kultura środowiska gangsterskiego, jakiej nigdy nie znałam, przedstawiona cała struktura mafii co mnie osobiście zaczarowało.
- GENIUSZ ojca chrzestnego: sposób zdobywania przyjaciół: "mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia..." - historyczne słowa... pozyskiwał w ten sposób więźnia, uzależniał od siebie innych ludzi, dozgonnie - to się nazywa sztuka manipulacji, egzekwowania swoich należności i geniusz. Ojciec chrzestny przez to wszystko stawał się bogiem i zdobywał nieograniczone możliwości.
- sposób życia, m.in zarabianie zabijaniem niewygodnych i przeszkadzających ludzi ot tak, jakby z kaprysu. Głowy rodzin traktowały to jako "biznes, nic osobistego" - potrafili zabić sobie nawzajem synów a później podać sobie ręce, i wiesz co jest najlepsze? Że to naprawdę miało sens.
- motyw z papieżem (to już w 3 części) - no kto by pomyślał, że sam papież i ludzie z jego środowiska maczają palce w gangsterskim świecie? A kto by pomyślał, że mafia może zabić samego papieża? Ten film pokazał zasięg długich rąk mafii oraz jak wygląda świat "z góry" i jak nas, szarych ludzi stamtąd widać.
W "Ojcu Chrzestnym" niektórzy bohaterowie zostali przedstawieni nie jako zwykli przeciętniacy, lecz jako ci lepsi ludzie, których stać na więcej, którzy bardziej ewoluowali i stoją ponad resztą tej szarej i przeciętnej populacji. Reszta ludzi to takie marne mrówki a Mafia to but, który je rozgniata i może je zagonić, dokąd zechce. MAFIA MA NIEOGRANICZONE MOŻLIWOŚCI i widzowi nie może zmieścić się to w głowie gdy widzi, że to faktycznie prawda.
Wielu bohaterów w obliczu śmierci, gdy wiedzieli że zginą (np. gdy zdradzili i zostali przyłapani) nie krzyczeli, nie błagali o darowanie życia ze łzami w oczach. Zachowywali klasę i z miną pokerzysty w ciszy zostawali zabici. Takie momenty powalają, gdy widz chce płakać a w filmie takie sceny jak na złość są przepełnione spokojem i ciszą. Właśnie to powala, taka inność tego wszystkiego.
- bohaterowie zostali przedstawieni jako zwykli a zarazem niezwykli ludzie - mordowali ale kochali. Wśród mężczyzn można zrozumieć morderstwa bo oni bezpośrednio się tym zajmowali ale kobiety? - Connie nawet w kościele zlecała zabójstwo, a Kay dokonała aborcji - także zabiła. Nawet najbardziej oporni ludzie zmieniali się nieświadomie.
Ten film zawiera wszystko to, czego w dzisiejszych produkcjach nie ma. Co więcej - opowiada on historię, która nikomu się nigdy nie przytrafi, a wielu ludzi o tym marzy (w końcu każdy chciałby być "kimś"). Jest to odległe zjawisko jednak oglądając tę historię człowiekowi wydaje się, że jest bardzo bliski sukcesu (niekoniecznie przez mordowanie... chodzi raczej o sam schemat dojścia na szczyt) bo przecież "ja też jestem zwykłym człowiekiem, jak bohater kiedyś".
Żył jak nikt inny, miał WSZYSTKO, wycisnął z życia ile tylko się dało... i nagle TRACH! Człowiek będący skarbnicą wiedzy i umiejętności, człowiek którego wartości nie da się oszacować tak po prostu sobie umarł. Z nim odeszło wszystko, cały ten jego prestiż na który tak harował, wszystkie jego pieniądze, wiedza, umiejętności, zasługi, szacunek innych ludzi. Umiera sam w towarzystwie psa.
Tu się pojawia milion pytań na sekundę odnośnie życia, odnośnie tej całej pogoni za pozycją, pieniędzmi, wizerunkiem... A po filmie pytania - czy się opłaca tak żyć? Czy zazdrościmy, czy współczujemy? Co byśmy wybrali, gdybyśmy mieli wybór?
Natomiast PF? Film o niczym.
Shalafi, pozwól że się wetnę.;-) Jako że też się zaliczam do ludzi, których Godfather specjalnie nie obszedł...
"ukazana kultura środowiska gangsterskiego, jakiej nigdy nie znałam, przedstawiona cała struktura mafii co mnie osobiście zaczarowało."
Pytanie za 100 punktów: skąd wiesz, że to był faktyczny stan? Śmieszy mnie takie argumentowanie (podobnie: "Świetne odwzorowanie klimatu lat 30 XX wieku" pisane przez nastolatka, który ledwo pamięta lata 90). Ty widziałaś całą strukturę, ja kilku gości którzy naprawdę z żadka coś sobą reprezentują (mógłbym się czepiac w nieskończonośc: taki on wieeeelki, a po pomarańcze to sam musi chodzi! ;-).
"GENIUSZ ojca chrzestnego: sposób zdobywania przyjaciół: "mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia..." - historyczne słowa... pozyskiwał w ten sposób więźnia, uzależniał od siebie innych ludzi, dozgonnie - to się nazywa sztuka manipulacji, egzekwowania swoich należności i geniusz."
Hm. Mi to się jakoś nie bardzo podoba, wiesz? Podchodzi do mnie jakich kolo, przystawia gnata do łba i karze coś tam zrobic, bo inaczej złoży mi propozycję... Ja bym go nazwał szantażystą, tudzież faceta który musi miec naprawdę małe jaja, skoro musi się wysługiwac magnumem. A na pewno nie nazwałbym tego zdobywaniem przyjaciół.
Że najczęściej nie korzystał z tej broni od razu? Ale tego się wszyscy obawiali. Że przyjdzie dwóch typów i z wyrachowaną dokładnością wyślą ich do szpitali...
"Że to naprawdę miało sens"
Naprawdę? Dla mnie to zawsze zostanie dziecinadą w stylu "ja Ci zabiorę lizaka, bo mnie nie poczęstowałeś cukierkami!".
"Ten film pokazał zasięg długich rąk mafii oraz jak wygląda świat "z góry" i jak nas, szarych ludzi stamtąd widać."
Wczoraj na discovery widziałem dokument o życiu mrówek. Fascynujące.
"lecz jako ci lepsi ludzie, których stać na więcej, którzy bardziej ewoluowali i stoją ponad resztą"
Zabijanie uważam bardziej za akt dehumanizacji. Whatever.
"Zachowywali klasę i z miną pokerzysty w ciszy zostawali zabici."
Nic tylko brac przykład. Z zabijaniem, gwałceniem i zdradzaniem przez całe życie włącznie.
Btw: Sonny starał się przeżyc do końca. Wiem, że w filmie zrobiono z jego śmierci przerywnik nie warty uwagi, ale w książce było to dokładniej opisane.
"są przepełnione spokojem i ciszą"
Bzdura. Spokój i cisza to może u Tarkowskiego, tam cisza trwała naprawdę, u Coppoli ta cisza liczyła sobie łącznie może minutę na cały film. Bo nie o tym miał byc przecież...
O metaforach bohaterów nie bardzo mam ochotę się rozpisywac. Powiem tylko, że to co pokazał Coppola i Puzo nijak się mają do prawdziwych przeobrażeń, jakie się w kinie widziało (wybitny przykład, który Shalafiemu też się pewnie spodoba :) - "Idź i patrz").
I naprawdę ktoś chce się poddac dehumanizacji? Ja wolę nadal pozostac człowiekiem, ale jak kto woli... Tylko nie bardzo rozumiem, "kim" się wtedy jest.
Ja takich pytań nie miałem. Bo to jest dla mnie oczywiste. Przyjaciół wolę pozyskiwac inaczej, w dniu ślubu nie pójdę z druhną do łóżka, nie mam ochoty zabijac dla kogokolwiek (w tym dla siebie)... Narkotyków nie chwalę, alkoholu nie trwaię... Naprawdę Cię te kwestie męczą?
_Garret_Reza_...
Lepszej riposty niż twoja próżno szukać. Zgadzam się całkowicie, jeśli ktoś grozi spluwą czy gwałci, to już z urzędu nie może być człowiekiem z klasą. Tym bardziej śmieszy mnie wypowiedź twojego przeciwnika.
O Jezu , Jezu, jak ktoś się uniósł :D Nikt nie jest niczyim przeciwnikiem, po prostu sobie rozmawiamy i myślę, że ani kolega ani ja nie potrzebujemy kibica, bo to nie są zawody.
Potrzeba kibica, bo gadasz głupoty, że zabijanie czyni z kogoś lepszym od innych. Co za bzdura, i to zdobywanie przyjaciół, śmiech na sali...
W filmie podobało mi się PRZEDE WSZYSTKIM to, że naprawdę kwestie, które w normalnym świecie się potępia tam miały sens, jak już napisałam. Dlatego film dosłownie wszystkim zaskakiwał. Morderstwa były uzasadnione a widz dawał ojcu chrzestnemu 'rozgrzeszenie' bo naprawdę rozumiał jego pokrętne problemy, które nim targały oraz jego postępowanie.
Twoja argumentacja naprawdę do mnie nie trafia. Te teksty z Discovery, lizakami i cukierkami - żałosne, kompletnie nie podsumowują moich argumentów ;] Też mogę napisać, że bardziej fascynujące od twojego komentarza jest prognoza pogody po wiadomościach tylko czy coś to wnosi do dyskusji?
Co do dehumanizacji. Nie napisałam nigdzie, że fascynują mnie źli ludzie i że popieram morderców, a ty chyba tak to zrozumiałeś. Właśnie ten film nie przedstawia tylko losów ograniczonych morderców - on ukazuje ich jako ludzi mających rodziny, przedstawia co nimi kierowało, przedstawiony jest wpływ środowiska i losów ludzi dookoła - przecież Michael został ojcem chrzestnym głównie z zemsty - zamordowano jego brata i miał miejsce zamach na jego ojca. Został ojcem chrzestnym z zemsty a także żeby ocalić swoją RODZINĘ, a tu nagle zdradził go własny BRAT, którego on przecież chronił. I takich momentów w filmie było mnóstwo, gdy widz współczuł temu "strasznemu mordercy" i był jednak po jego stronie. To jest sztuka, żeby zmusić widza do takiej zmiany stanowiska mimo zdrowego rozsądku i świadomości, że w normalnym życiu w kogoś takiego rzucilibyśmy pewnie kamieniem. Człowiek sam nie wierzy w to, że naprawdę jest po stronie tego "strasznego" mordercy.
Bycie facetem z DUŻYMI jajami to chęć chronienia swojej rodziny, a nie siedzenie w kącie i płakanie w poduszkę, chociaż widzę, że dla ciebie to jest właśnie norma. Tu nasze zdania się różnią jednak w filmie genialne jest to, że sytuacje, które w życiu się potępia tam są rewelacyjnie przedstawione i widz naprawdę rozumie postępowanie bohatera. Bohaterowie chronili swoje rodziny bo inaczej nie mogli swoich bliskich ocalić, skoro nawet policja miała ścisłe powiązania z mafią. Tam każdy był skazany na siebie - albo się musieli podporządkować innym, albo mogli sami wyznaczać reguły. Silniejsi skłaniali się ku temu drugiemu, słabsi zostawali sługusami.
To, że "Ojciec Chrzestny" jest moim zdaniem filmem genialnym nie oznacza, że sama chciałabym zostać mordercą, więc nie odwracaj kota ogonem. Każdy film opowiada jakąś historię a nie zmusza do prowadzenia takiego samego życia w rzeczywistości.
Natomiast PF? Chcesz mi uświadomić, że np. więzienie człowieka na smyczy w jakiejś piwnicy z zakrytą głową, gadanie przez cały film o hamburgerach, ćpanie aż do przedawkowania a w konsekwencji zarzyganie się z tego tytułu, zabijanie oraz okradanie ludzi, przeklinanie aż do mdłości jest wzniosłe i bardzo głębokie? Twoim zdaniem tutaj nie ma DEHUMANIZACJI?
Cóż mogę napisać na koniec... jak będziesz miał ochotę to też możesz wymienić argumenty, jakie twoim zdaniem przemawiają za genialnością PF, bo ja takowych nie widzę, z miłą chęcią się do nich odniosę. Mamy po prostu inne gusta dlatego teksty w stylu 'nie dorosłaś do oglądania trudnych i ambitnych filmów' sobie raczej daruj, bo to nie są żadne argumenty ;]
Pozdrawiam.
O "Ojcu Chrzestnym" też mógłbym tak długo pisać, ale teraz skupię się na Twojej opinii o PF. Zbyt poważnie podeszłaś do tego filmu. Jaka "wzniosłość", jaka "głębia", jaka "dehumanizacja"?? Przecież ten film to zabawa w kino, jedna wielka zgrywa. Już sam pokręcony pod względem chronologii scenariusz o tym świadczy. Tarantino zrobił dwuipółgodzinny zlepek przeróżnych filmowych motywów, zaangażował fantastyczną obsadę, opatrzył to nieziemską ścieżką dźwiękową i w efekcie, moim zdaniem, genialnie wkupił się w gusta widzów. To pieśń pochwalna na cześć kina, które Quentin kocha. Czy komuś odpowiada zawarty w filmie humor, to indywidualna sprawa; ja go uwielbiam, a dialogi mógłbym cytować bez przerwy. A że film jest (celowo w cudzysłowie) o "niczym"?? Jeżeli ok. dziesięć razy oglądałem go z taką samą satysfakcją i zainteresowaniem - nie może być to wadą.
"rozumiał jego pokrętne problemy, które nim targały oraz jego postępowanie."
Żeby wrócic do tematu: toc identycznie było w Pulp Fiction. Bruce Willis najpierw chce rozjechac czarnucha, potem go ratuje - ja to rozumiem. Travolta poszedł i wystrzelał cały apartament - rozumiem, to była tylko praca. Odsztrzelił łeb Melvinowi, zrozumiałem Tarantino, który się wściekł gdy mu się z nim zameldowali o poranku.
"Też mogę napisać, że bardziej fascynujące od twojego komentarza jest prognoza pogody po wiadomościach tylko czy coś to wnosi do dyskusji?"
Widac nie zrozumiałaś ironii. Napisałaś, że w filmie my jesteśmy ukazai jako mrówki i to jest fascynujące, ja powiedziałem, że widziałem dokument o mrówkach na Discovery i że mnie też to "zafascynowało". Ależ skomplikowane.;p Nic dziwnego, że humor z PF Ci nie podpadł.
Zaznaczam dobrą kontrargumentację przeciw dehumanizacji. Tak dobrą, że nie wiem co odpowiedziec.
"Bycie facetem z DUŻYMI jajami to chęć chronienia swojej rodziny, a nie siedzenie w kącie i płakanie w poduszkę, chociaż widzę, że dla ciebie to jest właśnie norma."
Normą było by dla mnie nie sprowadzanie zagrożenia na swą rodzinę, sytuacją godną pochwały np. ratowanie przed erupcją wulkanu (?). A kto stara się kupowac policję czy zabija i karze zabijac, ten sam sprowadza sobie zagrożenie na łeb. Prostrze od funkcji kwadratowej.;-)
"Każdy film opowiada jakąś historię a nie zmusza do prowadzenia takiego samego życia w rzeczywistości."
Jeśli faktycznie coś takiego wyszło z mojej riposty, to przepraszam, moja wina. Widac się zapędziłem...
"jest wzniosłe i bardzo głębokie?"
Nie. Ale jest cholernie śmieszne.
"Twoim zdaniem tutaj nie ma DEHUMANIZACJI?"
Może i by była, gdyby PF było opowieścią na serio.
wlasnie dlatego ten film jest genialny, bo nie jest przesaczony jakims "sensem" ukrytym, ktory nalezaloby zrozumiec. czysta zwyczajna "codziennosc" i prostota.
Bardzo ładnie podsumował Cię Golem, z którym zgadzam się w stu procentach:
"Powiem krótko.
Nie potrafisz odróżnić zamierzonego pastiżu i setek albo tysięcy drobnych smaczków, które razem składają się na niesamowity klimat filmu, od twoim zdaniem nudnych i spowalniających akcję dialogów, zachowań, sytuacji."
Ale postaram się ująć to konkretniej.
"Kolejnym minusem (choć zdaję sobie sprawę z tego, że to czarna komedia) jest zbyt "lekkie" operowanie bronią i zabijanie ludzi przez głównych bohaterów. Zginął gość w aucie, bo Vincent niechcący pociągnął za cyngiel - luz, trochę poklęli, zadzwonili po jakiegoś facia, i żyjemy dalej."
Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, że to czarna komedia, ale to "lekkie operowanie bronią" jest dla wyżej wymienionych komedii bardzo charakterystyczne. Jeśli nie bawią Cię czarne komedie - odradzam Ci oglądanie czarnych komedii. Proste. Mnie to na przykład bawi.
"Całą resztę zabierają ze sobą, a więc do końca zostają drobnymi złodziejaszkami, takimi szczurkami."
Jeśli oglądałeś początek filmu, to powinieneś wiedzieć, że to miał być ich ostatni skok, ale Pumpkin powtarza to regularnie i nic z tego "ostatniego" razu nie wychodzi. Po tym, co usłyszeli i w jaki sposób wyszli, można się chyba domyśleć, że tym razem to był ich naprawdę ostatni skok. I mimo, że nie wrzeszczą "ŁAŁ ŁAŁ PRZESZLIŚMY METAMORFOZĘ", to chyba jednak jest to jakaś przemiana.
Nawiasem mówiąc, w kółko powtarzasz coś o tym braku metamorfozy, ale na płycie ani nigdzie indziej nikt nie napisał, że bohaterowie muszą ją przejść, więc dlaczego piszesz, że to minus dla filmu?
Co do, moim zdaniem, perfekcyjnych dialogów, "Generalnie, żeby nie ciągnąć wątku w nieskończoność, to, co wielu uważa za atut filmu, jest moim zdaniem zupełnym niewypałem" - dobrze, że sam to zauważasz. To twoja subiektywna ocena, więc żadnym argumentem nie da się jej poprzeć ani odeprzeć. Jak sam powiedziałeś - to kwestia gustu, a o gustach się nie dyskutuje.
"Jednakże kto by nie wrócił, zważywszy na fakt, że sam miał być ofiarą gwałcicieli, więc miał interes, żeby wrócić." Niby jaki? Wcale nie miał żadnego interesu, mógł zwyczajnie uciec, przy okazji miałby Marsellusa z głowy. Ale tak nie zrobił. Uratował Marsellusa, ponieważ stojąc w drzwiach, odkrył, że mimo całego swojego skurwysyństwa ma jakieś zasady, jakieś resztki moralności. Owszem, chciał go zabić, ale pewnych rzeczy się po prostu nie robi. Katana->samuraje->honor, to chyba proste skojarzenie? Swoją drogą, scena wyboru broni to mistrzostwo. Cytuję: "...gdy szykujący się do rozprawy z niegodziwcami Bruce Willis wybiera broń. Odrzuca kij baseballowy, dystansując się tym samym od chamskich i brutalnych metod walki ulicznych gangów. Odrzuca piłę łańcuchową, dystansując siebie - i film - od makabry(...) Nie, Bruce Willis wybiera wreszcie... miecz. Staje się - choć sytuacja zdaje się przeczyć temu zupełnie - (...) bohaterem" W tej krótkiej scenie jest tyle symboliki, że nie rozumiem, jak mogłeś ją w tak, bez urazy, idiotyczny sposób olać. Jest genialna, zwłaszcza ten moment, w którym Butch dostrzega katanę.
"Vincent - jest zły przez cały film, w zasadzie zabijanie innych przychodzi mu z łatwością. Ostatecznie też kończy marnie, zabity przez Butcha." No fajnie, że sam to zauważyłeś. W przeciwieństwie do Julesa nie uważa wydarzenia ze sceny początkowej za cud i nie chce wprowadzać żadnych zmian w swoim życiu. Prawdopodobnie za to spotyka go kara.
"Jules. Owszem, mówi, że się zmienia, że zrywa z gangsterstwem. Ale czy naprawdę tak wygląda metamorfoza człowieka, który ma na sumieniu innych ludzi? Gdyby się naprawdę zmienił (był wierzący), oddałby się w ręce sprawiedliwości." Trochę dystansu. Postacie w Pulp Fiction nie zamieniają się ze złych w dobrych, tylko ze złych w odrobinę mniej złych. Istotne jest to, że Jules chce się zmienić - "Prawda jest taka, że to ja jestem tyranią złych ludzi. Ale staram się, Ringo". A właśnie, genialny jest też wątek portfela - możliwe, że ów portfel symbolizuje sumienie Julesa - jeśli wyjął z niego pieniądze, to może oczyścił się z grzechów? Może jest trochę mniej Wrednym Skurwielem, tak samo, jak jego portfel (Bad Motherfucker) stał się trochę chudszy?
"a kiedy zginął niewinny człowiek (przez gafę Vincenta), tylko się trochę wkurzył, a potem zadzwonił po kogo trzeba i jął zdrapywał mózg z siedzień samochodu. No, ludzie, bądźmy poważni!" Niewinny człowiek? Bądźmy poważni? Pulp fiction? Nie pomyliło Ci się coś? Mam wrażenie, że kompletnie nie załapałeś tego wątku. Mnie on bardzo rozbawił.
"Reasumując, głównymi minusami filmu są: brak jakiegokolwiek przekazu, zbyt obszerne dialogi" Oglądałem ten film kilkanaście razy - za każdym razem dostrzegam coś nowego, a przypuszczam, że i tak nie zauważyłem wielu, wielu nawiązań. Pojedyncze sceny, dialogi, ujęcia lub słowa można interpretować na dziesiątki, jeśli nie setki sposobów. Jeśli uważasz, że Pulp Fiction nie posiada jakiegokolwiek przekazu, to przypuszczam, że oglądałeś ten film naprawdę nieuważnie. Na temat dialogów już się wypowiedziałem - ja uważam je za genialne, Ty za bezsensowne, a więc jest to kwestia własnych odczuć i poczucia humoru, w związku z czym nie rozumiem, dlaczego wpisujesz to do minusów, które, jak rozumiem, są (czy raczej powinny być) częścią obiektywnej oceny.
Pewnie piszę to po nic, bo ten film raczej do Ciebie nie dotrze.
Może mimo wszystko spróbuj obejrzeć go jeszcze raz? Być może wielu rzeczy nie dostrzegłeś, a na wiele innych patrzysz ze złej strony? Trochę mniej powagi, a trochę więcej pokory, bo Pulp Fiction nie jest głupawą komedyjką, to film z treścią. Po prostu trzeba ją dostrzec.
Pozdrawiam.
""a kiedy zginął niewinny człowiek (przez gafę Vincenta), tylko się trochę wkurzył, a potem zadzwonił po kogo trzeba i jął zdrapywał mózg z siedzień samochodu. (...)"
Siła przyzwyczajenia. Jules uległ (a właściwie ULEGAŁ, bo było to na świeżo po "zstąpieniu Boga z nieba i zatrzymaniu tych p***** naboi") metamorfozie, ale nie na tyle, żeby frajersko oddać się w ręce policji, bo wtedy utraciłby sympatię widzów, a przecież nie o to chodziło. Zrobił to, co w takiej (kryzysowej) sytuacji zrobiłby każdy przeciętny zjadacz chleba - kombinowanie, dzwonienie po kumpla i wpieprzanie mu się na chatę :) Mistrzostwa postaci Winstona Wolfa w wykonaniu Keitela i scen z jego udziałem także nie trzeba specjalnie dowodzić, ale to tak na marginesie.
Ilu z was forumowiczów tak naprawdę uważa, że ten film jest zajebisty?
Albo inaczej sformułuję pytanie. Ilu z was obejrzało Pulp Fiction wcześniej o nim nie słysząc i stwierdziło, że jest zajebisty?
ODP: Niewielu!
Ot usłyszeliście, że PF jest świetny, obejrzeliście i żeby się nie wychylać wznosicie go na wyżyny, choć tak naprawdę film nie jest żadnym arcydziełem. Fajnie się ogląda, ale NIE ZACHWYCA. Po prostu dobry film.
Wasza opinia o tym filmie nie jest tak naprawdę wasza. Po prostu idziecie za tłumem i gadacie, że film 10/10 bez głębszego zastanowienia.
Dla mnie film zasługuje na ~8/10.
A i ten film nie jest pozbawiony błędów, które w innych filmach byście zauważyli, ale w tym nie, bo skoro wszyscy mówią, że jest super, to i błędy wam nie przeszkadzają (np. w tej kawiarni spędzili z broniami na wierzchu tyle czasu i nie pojawiła się ani policja, ani żaden klient lub trup z samochodu miał nie mieć głowy, a jak go pokazali w bagażniku jego głowa była cała i nienaruszona).
Ktoś też napisał na tym forum, że takie pomyłki nadają smaczku filmowi. Ale dlaczego w innych filmach podobne pomyłki wam przeszkadzają? Tu błędy są ok, a gdzie indziej nie? Może jakiś argument? Żadnego!
Macie bezmyślne podejście do oceniania. Kochacie ten film, bo inni go kochają...
Burackie ataki mnie nie ruszają, więc se weźcie na wstrzymanie nim coś napiszecie. Najlepiej użyjcie sensownych argumentów, a nie tylko "bo tak i już".
Pozdro i się tak nie napinajcie
Jakim znowu dowodzie? Na co?
Jak napisałem na końcu - weź na wstrzymanie zanim coś napiszesz, bo właśnie takich debilizmów czytać mi się nie chce. Zero precyzji zadanego pytania.
Jeśli chcesz dowody co do tych błędów w filmie, to wystarczy poczytać w ciekawostkach, a później samemu zobaczyć to w filmie.
A jeśli nie o to ci chodziło, to mnie oświeć.
PS - nawet błędy potraficie obrócić w zalety, ale czemu k**wa tylko w tym jednym filmie? Bo każdy mówi, że jest super, więc się nie czepiajmy?
Bla bla bla i tak będzie się upierać przy swoim tak jak gadka szmatka o przewadze napisów nad lektorem i odwrotnie.
A ja nie mam zamiaru polemizować nad wadami/zaletami tego filmu, bo większość z was zachowuje się jak mohery broniące Rydzyka.
"Zero precyzji zadanego pytania"
Bo posłużyłem się skrótem - pozwoliłem Ci popisać się tym, że potrafisz myśleć. Jak widać, nie potrafisz, co sam - włala - udowodniłeś. A teraz rozwinę skrót, a raczej definicję "dowodu". Dowód to rzecz lub argument na poparcie istnienia czegoś w sensie dosłownym lub w przenośni. Jeśli proszę Cię o dowód a propos twojej wypowiedzi (już nawet nie wymagam, żeby ten dowód był w samej wypowiedzi!), oznacza to, że chcę poznać dowód którym dysponujesz na poparcie swojej wypowiedzi. To właśnie jest różnica między idiotą i geniuszem. Idiota powie, że Słońce jest planetą, i to mu wystarczy. Geniusz jeśli w ogóle coś takiego zrobi, poprzez swoją tezę argumentami. Sam się zaliczyłeś to grupy idiotów.
"nawet błędy potraficie obrócić w zalety, ale czemu k**wa tylko w tym jednym filmie?"
Tego błędu z bezgłowym ciałem nie zauważyłem, serio. Co do reszty, wystarczy się przyjrzeć konstrukcji tego filmu - choćby ta rozmowa o masowaniu nóg czemuś służy. Jak zbudowano napięcie w scenie finałowej w restauracji (gringo idący z pistoletem w stronę ekranu). Tu nawet rozkład przekleństw jest melodyjny (coś jak rozkład sylab u Mickiewicza). Jeśli jesteś świadom, że oglądasz film dopracowany nawet w takich szczegółach, i te szczegóły Ci się podobają, to automatycznie patrzysz tak na cały film - i łatwo jest uwierzyć, że nawet ten błąd z nieodje*aną gębą był zamierzony. Pytanie tylko, w jakim celu.
"bo większość z was zachowuje się jak mohery broniące Rydzyka."
Kto z nas? Ci, którzy Ci odpowiedzieli? Wymień nicki. W którym momencie tak się zachowali? Zdefiniuj, jak wygląda takie zachowanie. Czemu postrzegasz je negatywnie. Wiesz już, co oznacza pojęcie dowodu, teraz je wykorzystaj. Zaraz potem weź pod lupę swoją wypowiedź: "i tak będzie się upierać przy swoim" i ją też w podobny sposób oceń.
Tak na prawdę Pulp Fiction Cię zachwyca i uważasz ten film za arcydzieło, ale piszesz tak bo chcesz się wychylić i nie chcesz iść za tłumem, wbrew sobie. Chcesz być oryginalny.
Tak nie chcę iść za tłumem dlatego mam włączone własne myślenie i nie kieruję się tym co uważa większość i sam wyrabiam swoją OSOBISTĄ opinię. Ty nie myślisz, więc przyjąłeś opinię reszty i jak widzę jesteś z tego dumny.
Co się ciskasz? Napisałeś arbitralnie coś o całej masie ludzi, a ja tylko o jednym człeku - o tobie i jeszcze masz pretensje o to, że mam "własną OSOBISTĄ" wyrobioną opinię o tym, że wg mnie jesteś wielkim krypto fanem Pulp Fiction. Równie dobrze mogę napisać, że ja wiem lepiej jak ty oceniasz PF, i że jest to ocena 10/10, a nie 8/10. Tak jak ty wiesz lepiej to, że większość zachwyca się, bo inni się zachwycają.
Popytałem ludzi, którzy nie pchają się tam gdzie reszta i oni uważają, że zbytnio się filmem wszyscy podniecają. A ci co lubią, to co wszyscy będą podniecać się PF do końca. Bo tak już jest, że przynajmniej 70% społeczeństwa nie potrafi stworzyć własnego zdania tylko kopiuje myśli innych. Możliwe, że ty akurat nie należysz do tych 70% (zwłaszcza, że masz argumenty), ale masa ludzi na tym forum do nich należy. Wystarczy spojrzeć na posty - "nie masz racji, bo film super" czy też "mylisz się, bo film był do dupy". Zero argumentów, a tylko gadka szmatka nic tutaj nie wnosząca.
Ludzie usłyszeli, że PF jest świetny, więc go obejrzeli, spodobał im się, ale że są za leniwi (lub za głupi) by stworzyć własne zdanie o filmie, kopiują myśli innych i powtarzają, że film świetny. Ale jeśli zapytać ich dlaczego, to większość zrobi głupią minę i nie będzie potrafiła odp. na to pytanie.
Na szczęście są też tacy, którzy mają do powiedzenia więcej niż "łał wyjebioza" :)
Pytałeś się ludzi? A ci ludzie to jakaś komisja złożona z psychologów i statystyków, jakaś wyrocznia? Masz takie zdanie, bo się pytałeś jakichś ludzi, ale nie wiesz jak jest na prawdę. Wszędzie są konformiści i można ich szukać wśród fanów wszystkich filmów. Pulp Fiction nie jest jakimś niechlubnym w tym względzie szczególnym przypadkiem. Jedno jest pewne, ten film stał się kultowy zanim powstał Filmweb, na którym wszędzie możesz przeczytać, że PF jest "zajebisty". Nieumiejętność wypowiedzi i argumentowania swojego zdania to inna sprawa.
Ja tylko dodam, a raczej zauważę co sam napisał... To jego własne zdanie powstało, bo inni ludzie tak twierdzą. Geez...
"Ilu z was forumowiczów tak naprawdę uważa, że ten film jest zajebisty?"
Ja.
"Ilu z was obejrzało Pulp Fiction wcześniej o nim nie słysząc i stwierdziło, że jest zajebisty?"
Ja.
Nie ma żadnych błędów tego typu w PF, dlatego siłą rzeczy nie mogą przeszkadzać. Scena z głową nie jest żadnym błędem. W bagażniku widać właściwie samą twarz, ale tył głowy mógł być oczywiście rozwalony, więc nic dziwnego, że w tym luźnym, żartobliwym żargonie mówili o denacie bez głowy. Jak ci oderwie 3/4 kopuły, to można żartobliwie powiedzieć żeś "trup bez głowy", prawda? Zresztą o czym ta dyskusja. Nawet w poważnym dramacie policyjnym nie miałoby to prawie żadnego znaczenia, a co dopiero w szalonym PF. To samo tyczy się akcji w kawiarni. Nie wspominając o tym, że nie ma nic dziwnego w tym, że akurat klienci nie wchodzą, czepianie się tej sceny pod tym kątem jest zwyczajnie absurdalne. To nie detektyw Columbo, tylko czarna komedia. Przecież to scena dla samych dialogów, jedna z wielu odseparowanych anegdotek filmowych. Nie jest istotne to czy przyjedzie policja, czy wejdzie klient (co by się może statystyka odwiedzin z rzeczywistością zgadzała) ważna jest zabawna inscenizacja chwili.