1950 rok. William Lee, około pięćdziesięcioletni amerykański ekspat żyjący w Meksyku, spędza dni niemal całkowicie w samotności, z wyjątkiem kilku kontaktów z innymi członkami małej amerykańskiej społeczności. Jego spotkanie z Eugene'em Allertonem, nowym w mieście, młodym studentem, po raz pierwszy pokazuje mu, że być może w końcu możliwe będzie nawiązanie intymnej więzi.
Dlaczego zrezygnowano z przetłumaczenia tytułu filmu na język polski? Można byłoby z powodzeniem użyć tytułu "Pedał", którym posłużono się w tłumaczeniu książki Burroughsa na polski, a która stanowi przecież podstawę scenariusza tego filmu. Możliwe nawet, że takim tytułem przyciągnąłby większą uwagę.
Może jeszcze nieoczywista ścieżka dźwiękowa. Lee kręci się w kółko przez większą część filmu, szukając czegoś, czego nie ma. Nie ma we mnie nawet milimetra bliskości z takim bohaterem. I już wiem, że po książkę też nie sięgnę.
Nie wiem, czy to dobre, czy złe kino. Nie dla mnie.
Samotny gej zapycha dziurę w sercu narkotykami i przelotnymi romansami z młodymi mężczyznami, aby poczuć się znów młodym.
Jest to historia o zauroczeniu, zazdrości i strachu przed samotnością. Główny Bohater poszukuje dialogu, zrozumienia i akceptacji; próbuje uciec przed samotną starością.
Na pewno można zawiesić...