Z tego, co pamiętam, jest to pierwszy film, którego nie obejrzałem w całości, a mimo to nie mogę się powstrzymać od komentarza słów kilku. Oceny nie daję z powodu, o którym przed chwilą napomknąłem. Całości nie widziałem i pod żadnym pozorem nie mam zamiaru kiedykolwiek wrócić do tego obrazu, choćby mnie końmi rozrywali, kołem członki łamać zaczęli, smołą wprzódy oblawszy, pierza po oblaniu nie żałując. Słowa te spisuję ku przestrodze, mając na uwadze dobro i czas wszystkich ludzi zaglądających na ów portal. Wystrzegajcie się tego filmu, jeśli w dyby nieopisanej wręcz nudy zakuci być nie chcecie! Wytrzymałem całe 40 minut, bardzo długich minut... Gdybym chciał stworzyć najbardziej męczące dzieło kinematografii wszech czasów, na które złożyłyby się fragmenty pięciu skrajnie nieciekawych obrazów, wówczas wiodącą ingrediencję stanowiłyby sceny z filmu „Ratując pana Banksa”. Wydanie 35 milionów dolarów na tak niestrawne widowisko woła o pomstę do Nieba!