Jeden z pierwszych filmów dokumentalnych Krzysztofa Kieślowskiego. Jest opowieścią o codzienności zakładu pogrzebowego w latach 70. Przedstawia fragmenty rozmów urzędników z petentami, którzy przyszli tu po stracie kogoś bliskiego. Z perspektywy widza, człowiek jest tylko numerem ewidencyjnym.
Czarny humor tego filmu słychać już w jego roboczym tytule: „Pogrzeb, czyli zabawa w chowanego”. Tym razem Kieślowski obnaża absurdy peerelowskiej rzeczywistości pokazując urzędników i petentów w miejskim zakładzie pogrzebowym. Machina biurokratyczna nie przewiduje specjalnego trybu postępowania, gdy chodzi o pochówek. Jak w każdym socjalistycznym urzędzie obowiązują tu druki, zaświadczenia, zezwolenia, wyraźnie odciśnięte pieczątki. Nie ma tu miejsca na współczucie, jest za to taryfa opłat i dwa lub trzy rodzaje trumien z podgłówkiem z wiórów „pod obiciem płóciennym płótna”. Obserwacje z zakładu pogrzebowego zostają wstawione w ramę kompozycyjną, którą można ująć hasłem: „życie i śmierć podlegają ścisłej ewidencji”. Na początku filmu oglądamy dłonie urzędniczek odrywające zdjęcia z dowodów osobistych zmarłych i wypisujące akty zgonu, oraz grabarzy na rowerach rozjeżdżających się w różne strony cmentarza. Na końcu filmu, po ujęciu przedstawiającym półki w magazynie zakładu pogrzebowego, gdzie leżą tabliczki nagrobne in blanco, oraz wstęgi żałobne, kamera pokazuje ujęcie ze szpitala położniczego, zbliżenie nóżki niemowlaka, na której pielęgniarka zawiązują wstążkę z numerem.