On i ona sie poznajom i tak dalej, a potem on cierpi, bo coś tam. Reżyser nie ma NIC KOMPLETNIE ciekawego do powiedzenia (z mojego sromnego punktó widzenia), plus na siłę szuka nietypowego języka filmowego. Szkopół w tym, że koleś nie wie po co ten a nie inny środek używa, ale to podobno debiót, więc kiedyś się morze naumnie. Jestem wielkim sympatykiem współczesnego kina skandynawskiego, ale oglądanie tego niewypałó to istna strata czasó. Pozdro666
Każdy swój komentarz najpierw wstawiaj do Worda, poprawiaj ortografy i dopiero dodawaj - bo aż oczy bolą.
Marlun, Ty zakomlexiona wredoto, do okulisty marsz, jak Cię oczodoły pobolewajom, a nie wyżywać się po necie.
Klee, nafet ja o czymś takim nie słyszałem, ale zaras zajrzę do Kopalińskiego, człowiek óczy się całe życie :)
Forum filmowe to nie miejsce na lans własnej skromnej osoby, tylko dzielenie się przemyśleniami na temat kina. Jest ono niemożliwe w przypadku, kiedy jedna ze stron robi wszystko, by programowowo utrudnić odbiór drugiej. Do takich zachowań zaliczam celowe użycie błędów ortograficznych, interpunkcyjnych, stylistycznych. Dla mnie nie jest ono dowód niskiej inteligencji, ale braku szacunku dla odbiorcy. A to znacznie gorsze.
w skrocie to moze byc tak: jezeli nie jestes w stanie a calosci sie poswiecic dla drugiej osoby i masz watpliwosci to sobie daj w ogole pokoj.
a dodatkowo to w nowo poznanych osobach bardziej niz one same, fascynuje nas fakt ze one o nas nic nie wiedza.
i to jest bardzo ciekawe, zaryzykuje stwierdzenie, ze nikt jeszcze tego tak dokladnie nie pokazal
dziwne jest, ze przy takim wyborze filmow jakie u ciebie widzialem, ten jest dla ciebie szmira
oj, wielu wielu filmowców pokazywało ludzi, którzy sie spotykają nic o sobie niewiedząc. Lubię taką tematykę, ale jednak sama treść bardziej decydyje o tym czy owym, niźli samo tematu podjęcie.
zapomnialem tylko dodac, ze w tym filmie to wyglada tak, koles poznaje dziewczyne o ktorej wie wszytko (bardzo duzo) bo byla jego dziewczyna, a ona o nim nic nie wie.
Kwestia interpretacji. Może być i tak: ziom jest schizofrenikiem, żyje w kilku światach i reżyser pokazuje nam jego światy z jego subiektywnej perspektywy, ale robi to na tyle nieudolnie, że nie wychodzi s tego studium schizofrenii, czy coś, jeno jakies brednie. Ale jakby był gdzieś tam konsekwentny, to by było pewne, że on jej nie zna, no ale zamotał i trzeba się wielce motać. W zwiąsku s tym, rze ziom mota, to można zaledwie mniemać, że tylko w jego muzgu była jego lasencją. No wszystko można, wina reżysera.
A czy nie lepiej spojrzeć na ten film jak na surrealistyczną, niebanalną historię miłości? Wyjątkowo nic nie interpretować, nie doszukiwać się ukrytych znaczeń?
to generalnie KAŻDY powinien sobie dać z tym spokuj, bo nikt nigdy nie poświęci się CAŁKOWICIE dla drugiej
osoby, to jest tak naiwne jak czytanka w szkole podstawowej. jeśli to ma być misją tego filmu, to lepiej tego
nie oglądać, bo to blubry w takim razie
A poeta na to: "To zawsze sa historie o mezczyznach i kobietach. A dlaczegozby nie mialy to byc historie o mezczyznach i kobietach? Dlaczegozby nie?"
No niby nic do powiedzenia, ale za to jak pieknie powiedziane. O milosci to juz bylo i tak i siak i we wszystkich konstelacjach a dopiero pan Boe pokazal, ze jeszcze mozna inaczej i panna Coppola tez sie naumiala. Ja bym chciala, zeby sie i inni tak naumieli, zebym mogla czas marnotrawic.
Ale skad Ci przyszlo do glowy, ze koles nie wie, po co ten czy inny srodek wyrazu uzywa? Dla mnie te srodki ulozyly sie w zgrabna calosc i nie zmienilabym ani jednego. Ale moge sie mylic, bo nigdy mnie nie rajcowalo zgadywanie co tez podmiot liryczny mial na mysli, tylko to co sobie przy okazji tej materii ubzduralam. Wniosek: Boe mogl miec cos na mysli, ale nie musial. Mnie sie podoba. Nie bede tutaj dokonywac analizy i syntezy filmu, bo mi sie nie chce.
Przekonywac Cie do "Rekonstrukcji" tez mi sie nie chce, wiec mozesz sobie jej nie lubic ile wlezie.
Pozdro
Kocham takie glebokie komentarze.
"cierpi, bo coś tam." a moze wlasnie w tym czymś jest szkopół.
Reżyser nie ma NIC KOMPLETNIE ciekawego do powiedzenia, (...)koleś nie wie po co ten a nie inny środek używa".
moze warto najpierw zastanowić sie nad tym a nie stwierdzać, że autor nie wie co robi.
tak czy siak wciąż pozostaje pytanie:
co podmiot liryczny miał na myśli?
ludziem, ktużym nie rozumjejom tego co oglondajom i percepuujom tak jak piszom, powinni sklecać dwunastostrofowe aleksandryny dla cioć na imieninach, bo one nie muszom mieć treści a ułaskawjom ciocine serce. natomiast jeżeli już wypuszczajom swojom bezmyślnom krytykem na świat, to niech chociarz sprubójom popżes jakiś edytor tekstu nadać formem, bo treści żaden edytor nie poprawi.
Problem z odbiorem tego filmu tkwi w logicznym (przyczynowo-skutkowym) doń podejściu.
Fabuła tego filmu (moim zdaniem) jest prosta. Alex zdradza Simon z Aimee, Aimee zdradza Augusta z Alexem.
Reżyser pokazuje nam kilkakrotnie prawie takie same sceny. Co sie zmienia, otoczenie, detale w dialogu, ale skutki tych zmian są porażające. Alex traci wszystko kim był dotychczas. I ten Alex (szukający drzwi do mieszkania) jest już tylko bohaterem książki, czystą fikcją.
Trudno nadać temu filmowi jakąś kolejność, chronologię scen. Właściwie jego konstrukcja pozwala na dowolne jego zmontowanie.
A wszystkie to tyko po to by wydobyć emocje, pokazać charakter miłości, która jest ulotna tak samo jak ten film, jego fabuła, reguły w nim panujące.
W tym przypadku za dużo myślenia przeszkadza w odbiorze. Jam umysł analityczny więc oglądało mi się ciężko. Ale w pewnym momencie zorientowałem się, że nie ma sensu szukać w tym filmie przyczyn. Lepiej skupić się na pięknie poszczególnych scen.
Cudowne zdjęcia, fajne efekty, idealna muzyka.
Piszę to świeżo po seansie.
właśnie przeczytałem recenzje torne'a i całkowicie się z nią zgadzam.
Miałem również podobne odczucie co do słów "jeśli Ty jesteś moim marzeniem to ja muszę być twoim". Może większość pokazanych tu scen to sen bohatera, może Aimee to jego wymarzona wariacja własnej dziewczyny (o tej samej twarzy).
Jeszcze jedno przyszło mi na myśl.
Słowa narratora na początku filmu wydają się jakby głosem reżysera, mówiącym: to jest film, fikcja, liczy się odbiór i wrażenie. To sztuka, a ona operuje przeróżnymi środkami. Dlaczego zawsze ma być to realizm? Czemuż tak obstajemy przy 'życiowych', logicznych scenariuszach i takich najwięcej powstaje?
Ten film jest trochę jak Witkacy, Mrożek i Jim Carrey z "Zakochanego bez pamięci".
I dobrze.
.. i trochę jak 'gra w klasy' Cortazara. w zależności od poukładania sobie rozdziałów (tj.scen) wychodzą różne zakończenia, różne interpretacje..