Mam małą prośbę do tych, którzy oglądali trzecią część Residenta. Czy moglibyście powiedzieć mi, czy warto poświęcać na ten film cenny czas? Jeśli nie, to napiszcie co zrobili z Alice (jak coś się do mnie przyczepi to już nie puszcza), albo jeśli uznacie, że ich pomysł tylko mi zepsuje humor, to napiszcie coś w stylu: "Uwierz, nie chcesz wiedzieć. Ja się dowiedziałem, a wolałbym nie. Zaufaj mi."
Teraz słowo ode mnie dla tych, którzy zauroczeni pierwszą częścią nie wiedzą, czy na pewno chcą sięgnąć po dwójkę: nie chcecie. Chyba, że fabułę macie gdzieś i po prostu lubicie na ekranie dużo krwi, półtrupów i trupów trupów.
A poniżej będzie trochę spojlerów:
Mam małą fantazję... Ocenię ten film z podziałem na zalety i wady. :P
Zalety:
-Fajne sceny walk. Szczególnie ta pod koniec, kiedy Mila wypuszcza splówy z rąk, rzuca się na ziemię! łapie je w locie! pociąga za spusty! i w ogóle...
-Ciekawy pomysł na "rodowód" wirusa T.
-Całkiem dobra gra aktorska.
-"Resident Evil" w tytule
Wady:
-Zacznę od tego, co mnie najbardziej boli: kanciastości akcji, fabuły. Powiem tak: to było beznadziejne. Myślę, że zrozumiecie, kiedy podam kila przykładów:
1.Alice ni stąd ni zowąd, bez specjalnego powodu, postanawia wjechać do jakiegoś kościółka na motorze, po czym rozwala trzy bestyjki. W pierwszej części taki potworek był niemal półbogiem.
2.Na cmentarzu wszystkie trupy zmówiły się, że wstaną w tym samym momencie. Sprytnie.
3.Wszyscy, którzy próbują strzelić do Alice dostają nagłego ataku zeza.
4.Naiwna akcyjka z zasłanianiem oczu snajperowi.
5.No i królujące: Wtedy, kiedy Alice pojawia się z kocem termoizolacyjnym (czy co to tam było) i papierosem. Nie wiem, nie mówili, że zrobili z niej jasnowidza.
-Jedynka miała klimat. Własny, nie Matrixa.
Ogólnie czuję niedosyt. Po obejrzeniu Apokalipsy nazwa "Resident Evil" już nie budzi we mnie samych przyjemnych skojarzeń.