Przejdę po prostu do rzeczy - to adaptacja z punktu widzenia takiego typa, jak ja, który podczas lektury myśli sobie "ale idioci" i myśli sobie, że byłoby lepiej, gdyby ktoś walnął bohaterów w pysk z misją "ogarnijcie się!". Tylko w praktyce trzeba mieć jeszcze odwagę kreatywną, żeby faktycznie całą opowieść odświeżyć, nadać jej nowe znaczenie. Bez tego otrzymujemy po prostu jeszcze raz to samo, tylko morał jest nam wciśnięty jeszcze bardziej na siłę. Szczęśliwe zakończenie jest niezasłużone, tragizm pozbawiony jest emocji, film pozbawiony sensu.