Film, który zdecydowanie dzieli widzów - jedni go kochają, innych irytuje. Opowiada historię 'szurniętej wariatki' i snobistycznego egocentryka, którego ta próbuje naprawić. Film, który z pozoru może wydawać się banalny, schematyczny, w którym gra aktorska głównego bohatera może pozostawiać wiele do życzenia (a może właśnie taka miała być; trochę sztywna, mało ekspresyjna, mało uczuciowa), który może wydawać się oklepany i napisany dla młodszych widzów chcących uronić łzę albo dwie.
I z całą pewnością wiele osób tak właśnie spostrzeże ten film. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, iż nie jest on po prostu dla każdego. Pod warstwą (rzekomego) kiczu kryje się niesamowicie ważna refleksja, tak bardzo nieuświadomiona społecznie, wręcz zapomniana w dzisiejszych czasach, a jednak konieczna by zachować w ludziach człowieczeństwo. Refleksja dotycząca tego co jest naprawdę ważne, kim jesteśmy i jak łatwo pogubić się w materialistycznym świecie korporacji, sukcesów i ekranów, w którym ludzie coraz mniej "są" a coraz bardziej "mają". Konsumpcjonizm i pogoń za pieniędzmi oraz spełnianiem żądz stała się chorobą cywilizacyjną XXI wieku.
Jednak nie każdy to dostrzeże bądź świadomie zobaczy w tym problem. I to właśnie jest problematyczne w odbiorze tego filmu. Jest on bowiem jak lustro. Jeśli jesteś osobą wrażliwą, szukającą sensu, bliskości i prawdy - zdecydowanie wczujesz się w przedstawioną historię i dostrzeżesz piękno tego filmu. Opowiada on bowiem o potrzebie czułości, obecności i AUTENTYCZNOŚCI w świecie, w którym każdy nosi maskę i nie widzi więcej jak czubek własnego nosa.