Początkowo spodziewałem się, że Johnny, to taki niewinny chłopczyk. A jak widać praktycznie żadna gwiazda nie ma lekko, a już zwłaszcza takie pokroju Casha.
Ale zaciekawiło mnie wiele podobieństw do biografii Elvisa. Cash też był w Niemczech na służbie i też uzależnił się od narkotyków. Poza tym śpiewali w jednym czasie, tyle, że Elvis wcześniej zmarł...
Film mnie pozytywnie zaskoczył, dlatego daję 8,5/10. Na filmwebie dam 8, ze względu na Reese - nie przekonała mnie, choć może się mylę.
Jak dla mnie Phoenix wykreował w tym filmie Casha, który na głowę przebija Elvisa. W rzeczywistości chyba nie było tak fajnie. Cash był w sumie spokojny ale miał swój hippisowski epizod i epizody narkotykowe jak wszyscy chyba muzycy. (oprócz dzieci z Arki Noego, Fasolek..)
Powiem szczeże że ta stoickość połączona z dobrymi tekstami bardziej chyba mi odpowiada niż wywijanie brylantynowego Elvisa. Ale może się nie znam bo nie jestem nastolatką lat 50tych.
Właśnie... Elvis był tu ukazany (choć to nie był film o nim), jakby stał w cieniu - trochę też odniosłem takie wrażenie. Nie wiem do końca jak było (zwłaszcza na początku ich karier), ale jednak to Elvis stał się w końcu dużo bardziej kultową postacią, choć w troszeczkę innym gatunku, bardziej rock & roll czy pop.
Nie oceniam ich dokonań muzycznych, aczkolwiek nie wiem, na ile zostało życie Casha dokładnie odwzorowane w tym filmie, a na ile wykreowane. Po prostu się nie orientuję.