ze względu na biografię Johnny'ego Casha, którego uwielbiam i który jest jednym z moich ostatnich muzycznych odkryć i pastwię jego twórczością winampa od dłuższego czasu c; Film niby nie wyróżniający się niczym szczególnym, typowy biograficzny o zbuntowanych i zaćpanych gwiazdach rock'n'rolla, ale nie mogę być obiektywna, gdy w tle słuchać piosenki Casha. Początkowo nie byłam przekonana co do ich wykonania przez Joaquina Phoenixa mimo mojej sympatii do tego pana, ale nie rozczarowałam się w ogóle. Mogę śmiało i bez zażenowania powiedzieć, że wykonał je NIEMAL na miarę oryginału. Podobnie jak Reese Witherspoon w roli June Carter bardzo mnie urzekła, swoim głosem również. I w sumie soundtrack to najmocniejsza strona tego filmu i od tej strony głównie ją oceniam, jak i od strony aktorskiej. Spodziewałam się czegoś gorszego, więc mile się filmem zaskoczyłam, ale mimo wszystko żałuję. Starano się pokazać Casha jako symbol ważny dla kultury amerykańskiej (bo w Europie niestety jakoś nigdy nie było o nim głośno) - jego wpływ i popularność mające odcisnąć piętno i na muzyce i na ludziach. Człowiek który poznał co to sława, następnie dotknął dna i potrafił się od niego odbić i pomóc innym w odbijaniu się od niego. Wydaje mi się, że o tym chciano zrobić ten film, a wyszło jak wyszło, mniej-więcej, jako-tako. Osobiście na mnie o wiele większe wrażenie robią takie autorytety niż ogólnie uznawane przez młodzież, ginące samobójcza/tragiczną śmiercią Cobainy, Morrisony, etc (do których mam oczywiście duży szacunek, proszę nie rzucać mięsem)
Mam nadzieję, że kiedyś doczekam się jednak filmu o Johnny'm naprawdę godnego uwagi, nie tylko ze względu na grę aktorską, czy ost. Jest parę fantastycznych scen, które zapadają w pamięć, ale to nie to.