PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=850261}

Spider-Man: Bez drogi do domu

Spider-Man: No Way Home
7,6 88 132
oceny
7,6 10 1 88132
6,7 36
ocen krytyków
Spider Man: Bez drogi do domu
powrót do forum filmu Spider-Man: Bez drogi do domu

Spider-Man: No Way Home – Recenzja

Część bezspoilerowa:

Do kina udaliśmy się z dużą obawą, co do torów, na jakie skierowane mogła zostać kontynuacja historii Marvelowego człowieka-pająka. Całe szczęście niesłusznie. Jon Watts (reżyser) mimo pozornie zbyt wielkich obietnic, jakie niosły za sobą zwiastuny, dźwiga z szacunkiem dziedzictwo całej kartoteki Petera Parkera dużego ekranu. Nie licząc pewnych, lekkich potknięć.

Osią, wokół której obraca się fabuła, jest oczywiście sam Peter Parker, którego postać została nam wyeksponowana najlepiej ze wszystkich trzech części. Tom Holland czyni wyraźne postępy jako aktor, a cała historia ma też nieco bardziej ponure zabarwienie od poprzednich co dało wiele okazji, aby naprawdę zabłysnąć aktorsko. Wraca do nas motyw wkraczania w dorosłość, wraz z kilkoma innymi frazesami, ale to wszystko razem działa. Mamy naprawdę dobrze podbudowanego bohatera. Widać też piętno, jakie odcisnęły na Peterze minione wydarzenia. Jest milczący, równocześnie bardziej pewny swego. Jego relacje z innymi bohaterami też są świetne, w niektórych przypadkach chemia między postaciami aż kipi z ekranu. Ned i MJ zostają za to w pewnym momencie zepchnięci na boczny tor, zakończenie jednak wraca do nich i obejmuje ich relację z Peterem satysfakcjonującą klamrą.

Film bombarduje widza nostalgią, ale jest to grad przeważnie pozytywnych emocji. Scenariusz próbuje za to często złapać zbyt wiele srok za ogon. Galopuje na złamanie karku, podczas gdy do akcji (której jest tu co nie miara) wkrada się chaos. Choreografia była całkiem dobra, ale stanowczo górowały nad nią efekty specjalne, które technicznie stoją na wyśrubowanie wysokim poziomie.

Film jest napchany treścią i fan-servicem od pierwszej do ostatniej minuty. Na tym cierpi także rozwój pomniejszych postaci. Duża część kadry aktorskiej dwoi się i troi, aby tchnąć w swoich bohaterów prawdziwe emocje. W kilku przypadkach się udało, a w innych widz musi przymknąć lekko oko.

Podobnym problemem jest zatrważająco kulejąca, nawet jak na Marvel, logika. Niedomówień jest sporo, a postacie czasem wydają się “nie wiedzieć co robią” lub też podejmować zwyczajnie głupie decyzje. Mimo to każdy z bohaterów jest tu przedstawiony naprawdę świetnie, nie licząc drobnych uwag.

Największą zaletą trzeciej części cyklu są perspektywy, jakie film ukazuje kinematografii. Dokonano tu pewnych zabiegów, które wymagały wiele odwagi od twórców. Jest to w istocie coś, czego jeszcze nie było, dlatego warto przekonać się o tym na własnej skórze.

Spider-Man: No Way Home to jednak przede wszystkim film z sercem i list miłosny do wszystkich fanów „Spider-Mana”. Gdy zapomnimy o wszystkich głupotach, z jakimi czasem zmaga się ten film, przyniesie on nam naprawdę dużo radości i wiele kapitalnych (w pełnym tego słowa znaczeniu) momentów.

Nasza ocena 9/10



Część spoilerowa:

Film dostarcza wielu niespodzianek i emocji. Wiedząc o wrzawie, jaką wywołała obecność doktora Octaviusa w pierwszym zwiastunie do filmu, można sobie wyobrazić jakie reakcje na sali kinowej wzbudził powrót Andrew Garfielda i Tobey’ego Maguire’a. Wszyscy klaskali, śmiali się, piszczeli i wspólnie przeżywali to wydarzenie popkulturowe. Film ciska w nas pełnowymiarową nostalgią, do ról każdego ze „złoli” powracają oryginalni odtwórcy tych kreacji, na czele z Willemem Dafoe, który dosłownie wymiata w roli Green Goblina. Jego występ jest jeszcze lepszy niż w oryginale, a każda scena z nim na ekranie była niesamowita.

Wskrzeszanie ról aktorskich na taką skalę nie miało miejsca jeszcze nigdy, a sam pomysł łączenia perspektyw różnych ekranizacji historii tego samego bohatera jako alternatywne rzeczywistości jest co najmniej nowatorski, jak nie przełomowy. Oczywiście wiąże się to z pewnymi konsekwencjami. Film kreuje świat, w którym rządzą zasady jak najbardziej przyjazne scenariuszowi. Technologia Starka działa tak, jak tego potrzebujemy. Lekarstwo na zło w strzykawce? Proszę bardzo. Także cały wątek tej „magii” i rozważań na temat multiwersum jest zwyczajnie pozbawiony sensu. Amnezja całej populacji o istnieniu Petera, choć dobrze zrealizowana (decyzja Petera o zostawieniu najbliższych dla ich dobra – dojrzały powrót do korzeni) rodzi mnóstwo wątpliwości i absurdów. Peter pod koniec filmu, po wejściu do kawiarni, aby zobaczyć się z niepamiętającą go MJ, przez dłuższą chwilę przygląda się jej ranie na skroni. Na usta rzucało się pytanie, które Peter powinien zadać – skąd się jej to wzięło? Spowodowało by ono jednak olbrzymią dziurę fabularną, a to tylko przykład.

Ze wszystkich powrotów najbardziej ucieszyliśmy się jednak z dwójki Spider-Manów. Była to wielka spodziewana niespodzianka. Ich relacja z Peterem Parkerem Toma Hollanda jest napisana kapitalnie, a do tego mądrze. Łatwo sobie wyobrazić jak jest to specyficzna sytuacja, a udało się z niej wykrystalizować autentyczną relację bratersko-mentorską i zaserwować nam lekcję o nie popełnianiu tych samych błędów. Nie brakuje także humoru. Na scenie z Garfieldem w mieszkaniu cała sala co chwile parskała śmiechem. Teksty, takie jak „Jesteś naprawdę niesamowity” zostaną nam w głowie na długo, a cała rozmowa trzech Spider-Manów o organicznej sieci Petera Tobey’ego, po prostu cudo. Co ciekawe, udało się także chociaż trochę rozwinąć postaci Peterów, których znaliśmy z poprzednich filmów. Peter Tobey’ego w pewnym stopniu realizuje się w roli ojcowsko-mentorskiej. Kiedy powstrzymuje Petera przed zadaniem ostatecznego ciosu Goblinowi i dostaje sztylet w plecy, symbolicznie pokazuje, że młodsze pokolenia nie muszą powtarzać błędów poprzedników. To dodało wiele dojrzałości Peterowi Maguire’a. Za to Peter Garfielda dostaje najlepszą scenę w filmie, kiedy udaje mu się uratować MJ, po tym jak Peter Hollanda zostaje od niej odciągnięty. To tworzy perfekcyjne dopełnienie do jego postaci, wyraźna mimika Garfielda zaraz po tym mówi sama za siebie. Poza tą sceną było wiele innych wzruszeń i mnóstwo mocnych wrażeń.

Dla fabuły zmuszono też kilka postaci do podjęcia zwyczajnie głupich decyzji. Choćby Doktor Strange tłumaczący Peterowi działanie zaklęcia dopiero w trakcie jego rzucania.

Mimo wszystko postacie wrogów Spider-Manów zostały napisane naprawdę dobrze. Każdy ma jasno zarysowane swoje cele i powody (no może oprócz Lizarda). Doktor Octavius chciał odzyskać swoją maszynę, którą wybudował filmie Spider-Man 2 z 2004 roku. Potem jednak zostaje uzdrowiony przez Petera Toma Hollanda i staje on po stronie naszych bohaterów. Sandman chce jak najszybciej wrócić do domu, by znów zobaczyć swoją córkę. Electro chce jak najwięcej korzystać z nowych możliwości jakie daje mu drugi świat, w którym czuje się on po prostu lepiej. A Goblin chce tego samego co zawsze - władzy i potęgi. Między innymi z tego powodu, że każdej z postaci przyświecał inny cel nie dostaliśmy zjednoczonej grupy Sinister 5, nie mówiąc już o Sinister 6, bo zabrakło szóstego wroga. Mimo to dostaliśmy bardzo satysfakcjonujący powrót tych antagonistów.

Z tak wielką ilością postaci do ukazania, wiąże się wielkie ryzyko. Żonglowanie tak dużą ilością elementów jest niewyobrażalnie trudną sztuką. Co udało się w Infinity War, tu udało się po części. Jest tu parę postaci zapychaczy, a także takich, których wątki zdają się być nierozwiązane.

Realizacja techniczna scen akcji stoi na wybitnym poziomie, co widać szczególnie w pościgu Strange’a za Peterem. Jednak prawdziwą siłą tego filmu są emocje, które wielokrotnie wybrzmiewają w piękny i poruszający sposób. Można by wymieniać tych scen na pęczki: śmierć cioci May, spotkanie Petera Tobey’ego z Doktorem Octaviusem, scena schwytania MJ przez Petera Garfielda, scena w kawiarni, rozmowa Petera i Happy’ego nad grobem cioci, a to zaledwie czubek góry lodowej.

Mimo wszystko, film obsypuje nas tak dużą ilością dobra, że na te liczne potknięcia można przymknąć oko. Jest najbardziej dojrzały ze wszystkich Marvelowych „Spider-Manów”. Mogliśmy dostać maszynkę do robienia pieniędzy żerującą na nostalgii fanów z całego świata, a dostaliśmy naprawdę dobrze przemyślane dzieło z mnóstwem satysfakcjonującej treści.

Podsumowując. Spider-Man: No Way Home to jeden z najlepszych i najodważniejszych naszym zdaniem filmów MCU, z którym jedynie może konkurować Avengers: Infinity War. Z pewnością zostanie on zapamiętany na długo i fani z przyjemnością będą często do niego wracać.

Zapraszamy również na naszą stronę MCU Polska na Facebooku i Instagramie. Logo strony takie same jak tu na Filmwebie.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones