Iść albo nie Iść... na ten film? To pytanie zadawałem sobie dość długo. Faktem jest, że istniały już udane adaptacje filmowe różnych gier czy komiksów. Tym niemniej nie był to argument, który przekonał mnie do obejrzenia tego "dzieła". Poszedłem na niego raczej z czystej ciekawości i jakież było moje rozczarowanie. Pan Sam Raimi niestety nie popisał się tworząc ten film (jeśli wogóle można go tak nazwać). Po jego wcześniejszych, prawdziwie zachwycających obrazach kinowych, jak chociażby "Szybcy i martwi" czy "Dotyk przeznaczenia" spodziewałem się czegoś więcej, a tu....klapa. Przez cały czas przewiaja się mnóstwo symboli, a sam film przesycony jest wręcz pompatycznością. Nawet w komiksie tak nie było. Jedyne co go ratuje to kreacja Willem'a Dafoe'a, który wcielił się w postać Green Goblina. Facet na prawdę potrafi zagarć po mistrzowsku. Radzę więc nie sugerować się faktem, że jest to film określany mianem "rekordzisty pod względem kasowym".