a mnie się film podobał. może dlatego, ze te wszystkie mielizny, płycizny i nudnawe momenty odbierałam jako pastisz i ironię (faktycznie, śmiałam się przy scenach miłosnych i rozmowach z wujkami a'la lata '50) - i może niesłusznie. może to na serio... sama nie wiem.
ale silne elementy pastiszu były na pewno: redaktor gazety, ludzie wskazujacy na niebo itp.
efekty superowe.
no i fajni aktorzy - szczególnie Tobey i William.
w sumie jestem na tak.