Czlowiek-Pajak, Zielony Goblin i ich alter ego Peter Parker, Norman Osborn lub jak kto woli odwrotnie. W miedzyczasie obowiazkowy watek milosny na czele z MJ. I tyle. To wszystko, co mozna powiedziec o fabule bardziej infantylnej i naiwnej niz niejedna brazyliada.
Scenariusz wybitnie nijaki i plytki ze szczegolnym uwzglednieniem 'czarnego bohatera'. Goblin w kretynskim kostiumie z jeszcze bardziej kretynskim kaskiem nie wzbudzil we mnie nic poza smiechem. A mam dziwna maniere do lubienia 'tych zlych' chocby Jockera. W czasie filmu nieustannie przypominal mi sie wlasnie Batman (naturalnie jedynie 2 pierwsze czesci godne podziwu) i Superman i jakims dziwnym trafem co jakis czas doswiadczalam deja vu- skad ja znam te sceny (np. gdy Spider i MJ zwisaja z pajeczyny 'and many more')??? Czyzby tworcom zabraklo wyobrazni? W takim razie brakowalo jej czesto, bo niedociglosci (tak, jasne) scenariusza nadrabiali efektami, ktore jakos mnie nie powalily z nog.
A juz prawdziwym idiotyzmem byla dla mnie glowna bohaterka- niby taka inteligentna i w ogole a tu zadaje sie z takim imbecylem jak Flash-jakby to powiedzial Osborn 'imponujace'. Podobnie jej 'zwiazek' z Harrym, dziewczyna chyba sama nie wiedziala, czego chce. Skrywana milosc Petera vel Spider-Mana do tejze byla rodem z ckliwego melodramatu-'doprawdy wzruszajace'.
Musze przyznac, ze calkiem niezle poradzil sobie Tobey w dosc nie-plytkiej roli. Jego Peter jest, cokolwiek by powiedziec, przekonujacy w roli zapryszczonego (akurat) nastolatka z problemem. Mr Dafoe rozczarowal mnie, ale niecalkiem chyba z jego winy. Dostal szalenie jednowymiarowa role, choc to moze ja nie dostrzegam jej glebi.Mozna sie co prawda pokusic o pewien profil psycholigiczny, co wiec nastepuje: ostry konflikt tegoz bohatera rozdartego miedzy miloscia do syna, kielkujacym uczuciem do MJ (to bylo wyraznie widac!) i poczuciem gleboko urazonej ambicji i dumy. Wiec przywdzial szuwarkowe trykoty i w ramach rekompensaty wlasnej chce usmiercic biednego Pajaczka (moglby samym smiechem).Jedno, co musze przyznac, to genialna mimika Dafoe'a, szczegolnie zas w scenie przed lustrem.
A i tak nie to jest najlepsze- hitem calej produkcji jest muzyka. Pan Elfman jest chyba uczniem 'wielkiego' J. Wiliamsa i zareczam, ze przerosl mistrza o glowe. W filmie w tych najbardziej dramatycznych sekwencjach muzyka przycmiewa doslownie wszystko i mnie osobiscie sklania do wybuchu histerycznego smiechu.
I jeszcze ten chorobliwy patriotyzm amerykanski- bo to i flaga powiewajaca na wietrze, do kterej doczepil sie Pajak i moja ulubiona scena, gdy Goblin dostaje zyms tam od przedstawicieli klasy pracujacej w imie solidarnosci z Spiderem, az mi slow brak...........
Powodzenia zycze wszystkim, ktorzy nie widzieli tego 'potworka marketingu'.
Nie ten adres !
Czytając twój komentarz Panno Elys de Winter można odnieść jedno wrażenie: nie masz pojęcia co to jest KOMIKS, a już na pewno nigdy na oczy nie widziałaś choćby jednego zeszytu "THE AMAZING SPIDER-MAN".Jeśli więc chcesz obejrzeć film o jakim marzysz to lepiej wybierz się na festiwal w Cannes.