Doskonale zrealizowany dramat obnażający tragedię rozpadającej się rodziny, ale zarazezem pozwalający wyciągać wnioski i mądrości z takiej sytuacji. Ted Kramer, zmuszony do samotnego wychowywania swojego syna Billy'ego odkrywa wartość ojcowskiej miłości. Dotychczas przodujący w jego życiu karierowiczowski pęd ustępuje miejsca codziennym kontaktom z synem, jak się okazuje, będącym drogą do szczęścia. Późniejsza walka sądowa z matką o opiekę nad nim dla obojga może stać się remedium (kocham takie zakończenia!!!). Genialnie zagrał Dustin Hoffman. Od początkowych scen rozedrgania po odejściu żony poprzez stopniowe oswajanie się z sytuacją, az do dojrzałego przyjęcia roli ojcia jest niezwykle autentyczny. Aktor przekazał wiele autobiograficznych emocji (sam przechodził sprawę rozwodową w czasie kręcenia filmu), własnych pomysłów i improwizacji - co wspaniale zaowocowało w kontekście ostatecznego efektu. Równie doskonale zagrała Meryl Streep, którą ostatnimi czasy ubóstwiam (chcę więcej!). Jej drugoplanowa rola jest pełna wrażliwości i wyczucia. "Sprawę Kramerów" dzisiaj z pewnością inaczej się ogląda, bo historia była wielokrotnie kalkowana w kinie. Mimo wszystko, to właśnie obraz Bentona najbardziej poruszył moim sercem z cyklu podobnych pozycji. Polecam.