Stare logo polsatu i typowe niedzielne popołudnie z filmem familijnym wraz z rodzicami... Heh, nostalgicznie, ale ta reminiscencja to jedyny pozytyw, który mi przyszedł do głowy po obejrzeniu "Stalowych magnolii".
Co do wad: zbyt cukierkowy, zbyt "amerykański" a ta jego "amerykańskość" polega na swego rodzaju sztuczności w scenariuszu i pewnemu hermetycznemu patosowi, który zagnieździł się w fabule.
Historia silnych kobiet opowiedziana w sposób słaby, tak jak i żarciki przyjaciółek (aż znowu przypomina mi się gazeta "Chwila dla ciebie" i historyjki nadsyłane przez czytelniczki - ten sam poziom poczucia humoru).
Ach! i jeszcze ten salon piękności... niby tam się spotykały najczęściej, niby tam opowiadały sobie wszelakie miasteczkowe sensacje, ale ostatecznie to jakiś marny ten pomysł na przystań spokoju duszy i gawędy gospodyń.
Albo za duży ze mnie smutas na takie kino...
W każdym bądź razie: NIE!