Po "Strzelcu" nie spodziewałem się wiele. I faktycznie nie jest to jakiś film szczególnie godny zapamiętania. "Strzelec" to porządny film akcji. To co najlepsze w tym filmie to sama tematyka. Bardzo rzadko powstają filmy o snajperach. Najlepszym do tej pory był "Snajper" Lluisa Llosy z Tomem Berengerem w roli głównej. To co w "Strzelcu" jest warte uwagi to z pewnością doskonałe, pomysłowe sceny akcji. Są naprawdę pozbawione sztampy. Najważniejszą zaletą filmu jest jednak dokładne pokazanie działania zawodowego snajpera. Jest tu podanych dużo informacji, jak skomplikowana i wymagająca dużych umiejętności jest profesja strzelca wyborowego.
Niestety intryga jest szyta grubymi nićmi i wyrobiony widz szybko ją odgadnie już niemal na początku. W filmie jest dość dużo gadania o flagach i pobudkach patriotycznych. Jak dla mnie trochę za dużo tego amerykańskiego patriotyzmu. Słabe aktorstwo nie pomaga w utrzymaniu klimatu. D koanny Glover po raz kolejny po "Pile" udowadnia, stracił swój instynkt aktorski. Do tego kiepski Elias Koteas, nic dziwnego że grywa głównie w filmach klasy B. Główna postać kobieca również gra jedynie piersiami, bo talentu z pewnością nie posiada.
Natomiast miło zaskakuje Mark Wahlberg, który stworzył tu przekonującą kreację wojskowego twardziela i samotnika. Od czasu "Infiltracji" Mark ewidentnie dojrzał aktorsko.
Dobra rozrywka plus szczegółowe przedstawienie profesji snajpera to zalety. Warto więc jednak "Strzelca" obejrzeć.