jak poprzednie zresztą.
Zauważyłam oczywiście, że masa efektownych skoków, lotów i strzelanin nie ma wiele wspólnego z prawami fizyki i w ogóle z rzeczywistością, ale po to oglądam filmy, żeby się od tej rzeczywistości oderwać. Żeby zobaczyć coś, czego nigdy nie zobaczę i nie przeżyję, chociaż raz na jakiś czas.
To była dobra rozrywka, z jajem. Nie uważam czasu poświęconego na ten film za stracony.
Nie rozumiem, po co miałbym oglądać coś czego nigdy nie zobaczę bo jest niemożliwe, niż coś czego prawdopodobnie nigdy nie zobaczę, bo zdarza się rzadko i trwa krótko. Liczysz na to, że zobaczysz kiedyś solidny wypadek, wybuch lub strzelaninę?
O wiele większa frajdę sprawia film, na którym wydarzenia sprawiają chociaż pozory sensownych. Kiedy konsekwencje fizyki, logiki i prawdopodobieństwa zaskakują bohaterów, a z kolei oni znajdują sposób aby sobie z nimi radzić. A widz kiwa głową, z satysfakcją, kiedy widzi, że to co widzi zostało przemyślane, a nie jest jedynie zabawą dziecka.
Film jest jak gra planszowa. Niektóre są jak pojedynek szachowy z arcymistrzem - nie dają satysfakcji żadnej stronie, chyba że się świetnie gra w szachy. Inne są jak gra dla dzieci, na przykład Grzybobranie - odbywają się wg ustalonych zasad i dają obustronną satysfakcję, choć są dziecinne. Ale gdy film jest jak układanie figur na szachownicy, podczas gdy zabawa dwulatka polega na przewracaniu tych figur.... To ja wolę bawić się z dzieckiem w układanie czegoś co jest dedykowane dla dwulatków, czyli oglądać Scoobiego.