PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=30692}

Teksańska masakra piłą mechaniczną

The Texas Chain Saw Massacre
6,5 26 847
ocen
6,5 10 1 26847
7,3 17
ocen krytyków
Teksańska masakra piłą mechaniczną
powrót do forum filmu Teksańska masakra piłą mechaniczną

Muzyka rockowa - jak twierdził jeden z krytyków muzycznych - utraciła niewinność w marcu 1967, kiedy The Velvet Underground wydali swoją pierwszą płytę: sklejoną z tego, co w muzyce popularnej najbrzydsze, najbrudniejsze, najbardziej chropowate. Ja bym powiedział, że ta niewinność skończyła się rok wcześniej, kiedy wystartował Frank Zappa i jego anarchiczny, prześmiewczy, balansujący na krawędzi słuchalności muzyczny cyrk. I w ogóle - cała hipisowska rewolucja kulturalna na początku lat siedemdziesiątych traci cnotę z Charliem Mansonem, z Szandorem LaVeyem, po wysłuchaniu "The Celebration of the Lizard"...

"Teksańska masakra piłą mechaniczną", niewątpliwe - choć nie do wytrzymania nieznośne - dziecko kontrkultury jest dla mnie też takim traceniem niewinności, anarchistyczną rozwałką wszelkich smaków, wyobrażeń i upodobań. Najpierw łomot zbiera amerykański mit konserwatywny: home-sweet-home-my-home-is-my-castle dzielnego jakiegoś pioniera z dziadkami z Mayflower okazuje się być jakimś ucieleśnionym koszmarem, gdzie cały porządek świata został - dosłownie - postawiony na głowie. Dalej - obrywa się hipisom, których zabawy z astrologią nieoczekiwanie nabierają wyjątkowo niefajnego życia, a ciało, ten hipisowski, nadświadomy fetysz, staje przed granicą, której nawet nie podejrzewało: granicą perwersyjnej, sadycznej, ludycznej gry w cierpienie. Straszliwie poobijana wychodzi z tego filmu tradycyjna moralność - bo też nie ma w "Masakrze" chyba takiego najgłębiej chowanego w nieświadomość tabu (nekrofilia, kanibalizm, sadyzm i kilka jeszcze innych), które nie byłoby tu w sposób bez mała pornograficzny obnażone. Nawet sama konwencja horroru nigdy już nie będzie po tym filmie taka sama - bo zamiast patetycznej grozy i dosłowności u Hoopera króluje surrealistyczny, nihilistyczny, groteskowy humor. A wizualnie jest to wszystko posunięte to ekstremum: jak w ujęciach oczu Sally w scenie uroczej rodzinnej kolacji, jak w tańcu wudu Leatherface'a z piłą na sam koniec...

ocenił(a) film na 9
Ras_Democritus

Za daleko się posuwasz w swoich rozważaniach. Ja, jako filmoznawca, studiowałem wiece przedmiotów (jak na przykład filozofię) i zrozumiałem o co Ci chodzi, wobec czego jestem nawet skłonny się z Tobą zgodzić, ale wielu użytkowników na tym forum to laicy bądź trolle i z braku pojęcia o tym, o czym piszesz, będą jedynie pisać obraźliwe (długie lub krótkie) odpowiedzi, bądź też po prostu, w ramach uprzejmych odpowiedzi wykarzą się brakiem erudycji w tym temacie. Dlatego na przyszłość radzę ci nie zakładać tematów o podobnej treści na forach Filmwebu.

ocenił(a) film na 8
Shiloh

Wiesz, nie mam ochoty pisać tak, żeby zrozumiały to laicy i trolle. Życia szkoda - a jak to powiedział Kaziuk z "Konopielki", "byle czego się nie pisze". Jak już wypowiadam się na tym forum, to dlatego, że mam jakiś wewnętrzny przymus napisania czegoś moim zdaniem interesującego. No i oczywiście czeka się zawsze na odpowiedzi kogoś takiego jak Ty (choć będąc wdzięcznym za to, co napisałeś, wolałbym jednak coś, z czym mógłbym a propos "Teksańskiej..." podsykutować. Choć jak odpowiedź nie następuje, to też nie popadam z tego powodu w nastroje samobójcze. No i nie przesadzałbym z tak surowym ocenianiem użytkowników - trochę ich jednak sensownych tu się wypowiada... Pozdrawiam.

Ras_Democritus

Większość tu to jednak inflantylna dzieciarnia. I laicy w temacie typu Roger.

ocenił(a) film na 7
Shiloh

Jak długo musiałeś ćwiczyć żeby sobie samemu loda zrobić?

ocenił(a) film na 8
Ras_Democritus

Sądzę, że jednak taka brutalizacja kultury to jednak nic nowego w dziejach. Niera, kiedy ogół ludności danej cywilizacji żyje w pokoju, pojawia się coś, co daje ujście naszym najgorszym instynktom - w wielkiej i wspaniałej cywilizacji Imperium Rzymskiego było coś o wiele gorszego niż dzisiejsze gore w filmie i literaturze. W czasach gotyku niektóre przedstawienie Jezusa na krzyżu do dziś robią wrażenie okrutnym naturalizmem. Wystarczy pogrzebać wśród klasycznych obrazów, by znaleźć wśród nich wiele scen krwawych i obrzydliwych - ot pierwszy z brzegu Caravaggio: http://en.wikipedia.org/wiki/File:Caravaggio_Judith_Beheading_Holofernes.jpg

Ale masz rację, że Texas Chainsaw Massacre jest filmem, który przekreśla to, co nazywamy "ludzkim". Jest to film o małpach (z całym szacunkiem dla małp), i mnie osobiście przygnębił.

ocenił(a) film na 8
dariusman

Jasne, masz oczywiście rację, że łamanie tabu w sztuce nie jest niczym nowym - zwłaszcza w sztuce tzw. wysokiej, która wcale często stawia sobie za cel poszerzanie granic naszej estetyki, etyki, często będąc tworzoną przez ludzi duszących się w standardowym świecie doznań... Mnie bardziej chodziło o ferment w kinie amerykańskim, które przez dobrych kilkadziesiąt lat było spętane bardzo przecież purytańskim kodeksem Haysa, zakazującym np. przedstawiania seksu, porodów, pozytywnego wartościowania homoseksualizmu, używania słów wulgarnych, picia (z pewnymi wyjątkami) alkoholu, godzenia w rodzinę i religię... Na fali hipisowskiej rewolucji kulturalnej doszło do wyzwolenia filmu - a "Teksańska..." wydaje mi się najbardziej radykalnym dzieckiem tego właśnie wyzwolenia; dzieckiem aż tak nieznośnym, że chyba do dziś (jak to nazwałem w temacie) bękarcim...

Druga sprawa: tak sobie myślę, że w jakiś wyjątkowo perwersyjny sposób ten film opisuje zachowania może i nie-ludzkie, ale z pewnością nie zwierzęce... To ponura refleksja, ale czasem mi się zdaje, że mówiąc, że ktoś zachowuje się "jak zwierzę", za bardzo się rozgrzeszamy. Zwierzę nie czerpie przyjemności z zadawania cierpienia i zabijania - to domena arcyludzkiego sadyzmu; nie sprawia mu przyjemności przeżywanie własnego bólu - to domena znów skrajnie ludzkiego masochizmu. Tak, to właśnie chcę powiedzieć - film Hoopera opisuje najbardziej ludzkich ludzi, oczywiście przy założeniu, że człowieczeństwo ma też swoją mroczną, wstydliwą i wypieraną stronę. I to właśnie chyba to sprawia, że ten film do dziś nie daje spokoju.

ocenił(a) film na 1
Ras_Democritus

Tobe Hooper to jednak szczęściarz w czepku urodzony - jako raczkujący adept sztuki filmowej nakręcił za przysłowiowe grosze tani, prymitywny slasher, którym przekraczając ówczesne granice tzw dobrego smaku chciał zszokować publikę i zarobić parę dolerów na seansach w kinie samohodowym pod otwartym niebem, bo na wprowadzenie filmu do masowej dystrybucji raczej nie liczył a i aktorzy, którzy wystąpili (bo określenie zagrali to za duże słowo) w tej produkcji chcieli wycfafć swoje nazwiska z czołówki trafił jednak perfekcyjjnie w czas i miejsce - nakręcił film w momencie tz przemian - patrz wojna w Wietnamie, schyłek ery hippisów + użycie tych elementów w filmie, które nie było zamierzone, lecz po prostu samo z siebie wynikło - efekt - liczne nadinterpretacje i analizy, dopatrywanie się w filmie metafor, których tak naprawdę tam nie ma i nigdy byc nie miało. Sam Hooper, może poza Poltergeist nie nakręcił zresztą nigdy nic godnego uwagi, co miałoby potwierdzić jego geniusz jako reżysera...

ocenił(a) film na 8
RogerVerbalKint

"jako raczkujący adept sztuki filmowej nakręcił za przysłowiowe grosze tani, prymitywny slasher"

Całkiem wielu raczkujących (i nie raczkujących też) za całkiem podobne psie pieniądze kręciło filmy, które zmieniały kino - by pozostać na gruncie horrorów: "Halloween", "Noc żywych trupów" i "Blair Witch Project" to pierwsze z rzędu przykłady, które przychodzą mi do głowy. Czasem niski budżet pomaga - bo reżyser, jeśli tylko ma odpowiednią wyobraźnię, kombinuje, w jaki sposób zrekompensować sobie niedostatki finansowe. I przy okazji odświeża nasze myślenie o kinie.
"Tani", "prymitywny"... Może dla Ciebie. Dla mnie tani i prymitywni są "Skazani na Shawshank", którymi wielu filmwebowców podnieca się aż żal. No i co?

"przekraczając ówczesne granice tzw dobrego smaku chciał zszokować publikę"

To zarzut? Że ktoś przekracza granice smaku albo chce szokować? Wolne żarty... To całkiem dobra motywacja do pokazania w kinie czegoś nowego. Oczywiście, w imię tego przekraczania/szokowania powstało wiele tandety (choćby do bólu przereklamowane, snobistyczne bzdety typu "Pi" albo "Requiem dla snu" Aronofsky'ego), ale "Teksańska..." akurat do tego typu rzeczy się nie zalicza. Jest na to filmem zbyt dzikim, zbyt niepoprawnym, zbyt brudnym, filmem, który do nikogo się nie łasi. Tu nie ma próby zaspokajania gustów wyliniałych intelektualistów - tak niekunktatorskich dzieł nie robi się dla poklasku.

"trafił jednak perfekcyjjnie w czas i miejsce"

Znów: to ma być zarzut? Wielu innych usiłowało trafić - i nie trafiło, a jemu się udało. W sztuce tak mocno uzależnionej od kultury masowej jak film umiejętność utrafienia "w swoje miejsce i czas" to właśnie całe mistrzostwo!

"liczne nadinterpretacje i analizy, dopatrywanie się w filmie metafor, których tak naprawdę tam nie ma i nigdy byc nie miało"

A czemu nie ma? Bo Ty ich tam nie dostrzegłeś? Cóż, to już jest Twój problem - nie filmu i nie mój (ani nie Shiloha, ani nie dariusmana). Uwielbiam tych, którzy usiłują być mądrzejsi od reżysera... Udowodnij, że moja analiza filmu jest nadinterpretacją - ale wcześniej spróbuj sam na swój użytek zdefiniować, co to jest w ogóle interpretacja; pokaż miejsce, w którym w ogóle użyłem słowa metafora. Bo widzisz, grzecznie jest - zanim zacznie się na kogoś skakać - przemyśleć sobie, czy ma się z czym i o co.

"Sam Hooper, może poza Poltergeist nie nakręcił zresztą nigdy nic godnego uwagi, co miałoby potwierdzić jego geniusz jako reżysera..."

No i?... Pasikowski z jednym wyjątkiem - znakomitych "Psów" - nie nakręcił nic, co przekraczałoby poziom wrażliwości cokolwiek dresiarskiej. I co - mam z tego powody przestać doceniać "Psy"?...

ocenił(a) film na 1
Ras_Democritus

ad 1. Halloween - bezapelacyjne arcydzieło gatunku, prekursor wielu filmów grozy z ponadczasową autorską ścieżką dźwiękową - do dziś mnie przeraża... Noc żywych trupów - jedyny w swoim rodzaju prekursor filmów o zombie - film, który na trwałe zapisał się w pop i "nie pop" kulturze - co by nie powiedzieć IKONA (choć Romero podobnie jak Hooper nic już później na tym poziomie nie nakręcił). Blair witch project - nie ta liga - amatorskie filmidło wykreowane przez internet - cóż sporo głupków uwierzył że taśma jest autentyczna i nakręciło koniunkturę - absolutnie nie wytrzymuje próby czasu....
ad 2 tym samym Srpski film możemy oficjalnie uznać za arcydzieło kinematografii bo gwałcą tam noworodka na oczach matki, która właśnie go urodziła, lub Ludzką stonogę 2 bo srają tam "do gęby"
ad 3 cóż ja ślepego trafu i fuksa nie nazywam mistrzostwem - ot to jak trafić na ruletce lub w totka...
ad 4 wzrok mam dość dobry dzięki porządnym szkłom w okularach i zawsze staram się dostrzec w filmie wszystko co tylko możliwe - staram się jednak nie nainterpretować
ad 5 Pasikowski nakecił jednak sporo dobrych filmów - Psy 3 - może bardziej efekciarskie - ot taka polska gangsterka z Ruskimi w tle - może i kicz ale ogląda się świetnie, znakomity debiutancki Kroll, niezłe Demony wojny, no i przede wszystkim znakomite dwa sezony Gliny z Radziwiłłowiczem, które moim zdaniem Psom pod żadnym względem (może znowu poza wstrzeleniem się w okres przemian systemowych - "na pohybel czarnym i czerwonym") nie ustępują...

ocenił(a) film na 1
RogerVerbalKint

przepraszam - Psy 2 - nacisnąłem zły klawisz - ale w końcu późna pora...

ocenił(a) film na 8
RogerVerbalKint

Ad. ad. 1. Oceniłbym jednakowoż "Blair Witch Project" nieco wyżej. Raz dlatego, że to jednak chyba nie był aż tak zły film: atmosfera niedopowiedzenia budująca grozę, silny efekt realistyczności, o wiele bardziej przekonujący niż w innych found footage... Dwa - bo w swoim czasie jednak ten film znakomicie przewietrzył mocno zatęchłe kino grozy. No i trzy - bo cała akcja promocyjna wokół tego filmu, stanowiąca jego integralną część, była z punktu widzenia marketingowej skuteczności mistrzostwem świata; a to, że niektórzy w to uwierzyli, tym lepiej świadczy o zmyślności autorów filmu. Było to jednak przeniesieniem dzieła filmowego w zupełnie inny kontekst społecznego funkcjonowania.
Ad. ad. 2. Cóż, tu kwestia jest rzeczywiście delikatna... gdzie kończy się prowokacja dla prowokacji, a gdzie zaczyna się prowokacja jako zamysł mający po coś tam wstrząsnąć widzem? Czy da się przeprowadzić granicę między tandetnym epatowaniem ohydą (jak w "Ludzkiej stonodze" czy w "Hostelu") a tym, co dzieje się w "Psie andaluzyjskim" albo w filmach Jodorovsky'ego czy Passoliniego? Albo taki choćby wiersz Gottfrieda Benna, gdzieś z początku XX wieku, zatytułowany "Piękna młodość":

Usta dziewczyny, która długo leżała w sitowiu,
wyglądały takie ogryzione.
Kiedy otwarto pierś, przełyk był taki dziurawy.
W końcu pod łukiem przepony
odkryto gniazdo młodych szczurów.
Mała siostrzyczka leżała martwa.
Pozostałe żywiły się wątrobą i nerkami,
piły zimną krew
i przeżyły tu piękną młodość.
A piękną i szybką miały także śmierć:
Wrzucono je wszystkie do wody.
Ach, jak piszczały ich malutkie mordki.

...no i co: jest to tania brzydota, prosty opis pracy w prosektorium (Benn był podówczas lekarzem) czy dzieło sztuki?... Ja powiedziałbym tak: dla mnie "Teksańska..." wyrasta ponad zwykłą chęć szokowania, bo wydaje mi się zbyt przemyślana, zbyt rozciągnięta do ekstremum... Te zbliżenia oczu głównej bohaterki, ten jej niekończący się wrzask, całe to, ewidentne przecież, groteskowe i surrealistyczne poczucie humoru: widzę tu zbyt dużo reżyserskiej nadświadomości, żeby uznać to za taniochę odpowiednią jedynie do kina typu grind house. Powtórzę się: Hooper wykonał tak dużo pracy nad tym, by jego film nikomu się nie spodobał, że wietrzę w tym jakiś podstęp...
Ad. ad 3. Czy w takim razie "ślepym trafem i fuksem" nie było wykorzystanie niepokojów modernizacyjnych przez Chaplina w "Światłach wielkiego miasta"? Czy nie było nim wyzyskiwanie traumy Wietnamu w filmach Stone'a? Czy Bunuel tylko przypadkiem był surrealistą, a surrealizm tylko przypadkiem był kulturalną modą?
Ad. ad. 4. Raz jeszcze pytam zatem: co to jest nadinterpretacja? Każde odczytywanie filmu albo jest jego kompletnie niepożywnym streszczeniem, albo interpretacją właśnie - czyli czymś ponad, dołożeniem czegoś od siebie... Gdybym napisał, że Hooper inspirował się serią "Piła", byłaby to oczywiście wierutna bzdura - ale obawiam się, że nie miałbyś argumentów, żeby moje stwierdzenia faktycznie tu poczynione uznać za nadinterpretację, a nie interpretację, tyle że dokonywaną z innej niż Twoja perspektywy. A jakby ktoś powiedział, że Ty z kolei "nie-do-interpretujesz", to co? Też z pewnego punktu widzenia miałby rację...
Ad. ad. 5. No właśnie: o wielkości "Psów", poza ich czysto ludyczną atrakcyjnością na tle ówczesnej polskiej produkcji filmowej, decyduje to, że tak rewelacyjnie diagnozowały niepokoje społeczne i polityczne tamtych czasów - czyli jednak kwestia czegoś, co mógłbyś nazwać "ślepym trafem i fuksem"... całej reszcie brakło tej drażniącej aktualności i dlatego są właśnie kiczami - choć zgadzam się, że atrakcyjnymi (skądinąd kicz zawsze jest atrakcyjny: cóż bardziej atrakcyjnego od brzegu leśnego jeziora, purpurowo-złotego zachodu słońca i wypasionego jelenia na rykowisku... takiej ułatwionej, schlebiającej najbardziej masowym gustom atrakcyjności w "Teksańskiej..." nie dostrzegam, ergo nie jest ona dla mnie kiczem).

Ras_Democritus

ad. 2. "Cóż, tu kwestia jest rzeczywiście delikatna... gdzie kończy się prowokacja dla prowokacji, a gdzie zaczyna się prowokacja jako zamysł mający po coś tam wstrząsnąć widzem? Czy da się przeprowadzić granicę między tandetnym epatowaniem ohydą (jak w "Ludzkiej stonodze" czy w "Hostelu") a tym, co dzieje się w "Psie andaluzyjskim" albo w filmach Jodorovsky'ego czy Passoliniego?"

W ogóle nie potrafi ona odróżniać przemyślanego szoku a szokowaniem dla niego samego. I wrzuca jak leci ta tępa masa do jednego wora. Nie umie odróżnić wartości Salo, które jest niebanalnym kinem a jakimiś Piłami - prowokacje bez aspiracji i wartości filmowych. To tylko możliwe jest u prostych, zwykłych ludzi których nie warto słuchać. :P

RogerVerbalKint

Rogeruś kochany, powstaje dzieło, jest jego odbiór niezależny od tego co sobie chciał twórca porobić. Nawet jeśli nie chciał nie znaczy, że tego nie należy robić jeśli ku temu cokolwiek skłania. Nie ma jasnych rygorów jakie dzieła należy interpretować a jakie odrzucać za puste.

Ras_Democritus

Ten film niby to zabijanie nastolatków na ekranie - ale to kompletny pozór - jest tak surowy, dziki jak jego bohaterowie negatywni a rzeczywistość wokół tak naturalistycznie przedstawiona, że samo z siebie to wymusza nad zastanowieniem się nad tym na co się patrzy. Jest w tym coś mocno osadzonego w egzystencjaliźmie. Końcowy taniec czuba z piłą kojarzy mi się teraz z obrazem "Krzyk".

ocenił(a) film na 1
grzegorz_cholewa

A mnie się kojarzy z dupą - ale panie kapralu, mnie się wszystko kojarzy z dupą...
PS. Edward Munch się w grobie przewraca czytając takie słowa.

RogerVerbalKint

Przewraca się z myślą o takich "geniuszach" jak ty. :D

RogerVerbalKint

Skojarzenie jak najbardziej zasadne. Absurd to byłby gdybym próbował coś takiego dostrzegać w remaku. No, ale to już twój problem jak ktoś słusznie zauważył.

ocenił(a) film na 1
grzegorz_cholewa

I kto to pisze ??? Domorosły znawca kina i klakier cudzych opinii tzw światowej krytyki, miłośnik grzebania w śmietniku kinematografii, "aby być obytym". człowiek bez własnego gustu i własnego zdania, który gardzi ludźmi stawiającymi na pierwszym miejscu własny emocjonalny odbiór filmu, bo takie opinie zasłyszał bądź przeczytał...

RogerVerbalKint

Film widziałem zanim poznałem jakiekolwiek rankingi podobnie jak strony typu RottenTomatoes. Hellraisera też mam za arcydzieło i tu już jestem bardziej osamotniony w tej opinii. I "Star Trek TMP". I parę innych. Twoje domysły pozostaną twoimi domysłami.

ocenił(a) film na 1
grzegorz_cholewa

No akurat w ocenie Hellraisera znajdziesz we mnie "towarzysza w samotności", choć jak dla mnie genialny film zepsuła końcówka z "wielkimi stworami", oza tym bardziej klimatyczna - patrz szpital psychiatryczny, labirynt, wizja piekła - była jednak dwójka...
PS nigdy nie byłem fanem Star Trek'a choć remake z bieżącego wieku bardzo mi się podobał w kategorii kino SF dla młodzieży...

RogerVerbalKint

Fajnie, ale i tak się nie znasz bo nie kumasz TCM. :D

ocenił(a) film na 1
grzegorz_cholewa

spadaj na drzewo - TCM = szmira nad szmirami....

RogerVerbalKint

Najlepszy horror wszechczasów synu. :D

ocenił(a) film na 1
grzegorz_cholewa

A ile dziecko masz lat ? Pytam z czystej ciekawości...

RogerVerbalKint

Wystarczająco wiele by wykazać twoją własną niedojrzałość. Hahahaha.

RogerVerbalKint

Texas '74 > Forrest dzięciole. :P

ocenił(a) film na 8
Ras_Democritus

Masz rację. Z Twojego postu wynika, że kino jest najbardziej konserwatywnym, tchórzliwym, broniącym swej cnoty rodzajem Sztuki. Jak piszesz we wstępie, muzyka rockowa, a więc muzyka kontrkultury straciła niewinność w ostaniach latach lat 60 – tych. Kontrkulturowa literatura tej niewinności chyba nigdy nie miała... może krótko, era buntujących się ale jeszcze nie zdegenerowanych bitników skończyła się ultra – obrazoburczym „Nagim lunchem”. Antologia „Niebezpieczne wizje” H. Ellisona również ukazała się dobrych kilka lat przed „Teksańską masakrą...”.

ocenił(a) film na 6
Ras_Democritus

Pięknie napisałeś, należy ci się medal. Znacznie lepiej, niż te recenzje użytkowników. Ja w sumie nie wiem kto im pozwolił pisać ;-) ale najważniejsze, że jeszcze bardziej pozwoliłeś zrozumieć plusy filmu. Tylko ta pierwsza połowa... Taki film, to jest 'trudna sprawa'.

ocenił(a) film na 8
Ras_Democritus

Dokładnie. Sam film to po części jeden z symboli lat 70-tych i ówczesnych przemian kulturowych-nikt już nie kręcił teatralnych,napuszonych produkcji z każdą postacią mówiącą tak samo (jak np. ta maniera z jaką prawili aktorzy w czarno-białych filmach),a liczył się realizm,prawdziwe problemy i ogólna surowość,a TMPM zaszczepił te cechy na gruncie horroru,na dobre wypierając opowieści o Drakulach,niewidzialnych ludziach czy Frankensteinach. Fajnie też opisałeś upadek wyobrażeń o miłosnej,sielskiej erze hipisów oraz przywodzącego na myśl lata 50-te mitu szczęśliwej amerykańskiej rodzinki urzędującej w domu z gładko przystrzyżonym trawnikiem (czego najlepszym przykładem jest odrażający,zasuszony dziadek wciśnięty w najlepszy garnitur). Hooper co prawda nie buduje jakiegoś wielkiego suspense'u jak u Hitchcocka,ale za to np. sceny pościgu w lesie czy obiadu rodzinnego to jak sceneria koszmaru sennego,w czym pomaga muzyka i ogólnie dźwięk w szczególności ta przeklęta piła łancuchowa :)
Aktorzy spisali się też bardzo dobrze jak na,że tak powiem,film zaliczający się do slasherów. Od autentycznie przerażonej (!!!) i śmiejącej się na końcu Marylin Burns oraz Paula Partaina (świetnie uosabia nasze wyobrażenia gderającego synalka specjalnej troski) po szaloną rodzinkę,która sprawia wrażenie autentycznie wyjętej z psychiatryka. Najmniejsze pole do popisu ma tu Hansen z uwagi na wydawanie z siebie losowych pisków i krzyków jako upośledzony Leatherface,chociaż i tak łatwiej go ocenić niż niemych odtwórców roli Jasona Vorheesa.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones