Aktorstwo drewniane do granic możliwości, brak jakichkolwiek autentycznych emocji. W filmie nie ma ani jednego statysty a jedynie kilku aktorów, którzy zachowują się jakby czytali tekst z kartki. Ochroniarze, chodzą w nocy z latarkami po muzeum robiąc obchód jakby nie mogli zapalić światła. Poziom aktorstwa głównej bohaterki - masakra - dno i wodorosty. Wisienką na tym zgniłym torcie jest postać na końcu filmu którego twarz jest cała oklejona plasteliną w celu jego postarzenia jakby nie mogli zatrudnić starszego aktora. Niestety ale Netflix ma tyle gniotów w swojej filmotece że przed każdym filmem trzeba czytać recenzje żeby nie tracić czasu na takie gnioty.
Bez przesady. Ten film nie jest tak zły jak produkcje Piotra Matwiejczyka, a to i to jest kinem niezależnym. Życzyłbym sobie takich tytułów w Polsce. Aktorzy też grają w porządku, nie rzuciło mi się w oczy, żeby zachowywali się nienaturalnie. Wszędzie można doszukiwać się absurdów. W wielu miejscach ochrona używa latarek, żeby nie zapalać światła na obchodzie. Ot, całkiem niezłe kino offowe.