PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=733425}
5,9 912
ocen
5,9 10 1 912
5,0 3
oceny krytyków
The Death and Life of John F. Donovan
powrót do forum filmu The Death and Life of John F. Donovan

Film autorstwa Xaviera Dolana i wystarczy parę sekund by zerknąć. Tak, niestety. Gość wygląda na jednego z nie-niewielu reżyserów "obecnych (można powiedzieć - netflixowych) czasów" poszukujących homo-filozofo-życiowych historii, które przekłuje w poprawne politycznie, czy jak zechcemy to nazwać, dzieła o podważalnej wartości niesionej dla odbiorcy. Ale hej! Na reżysera zerknąłem PO seansie, nie miałem i nie mam uprzedzeń, jednak już podczas widowiska czułem, że coś jest na rzeczy.

"The Death and Life of John F. Donovan" [2018] to dobry tytuł, szokująco dobra obsada (oceniając "po okładce"), która w ciągu filmu okazuje się być niespójna i de facto zbędna. Oglądając, na ekranie ujrzymy fantastyczną Susan Sarandon [Thelma & Louise, 1991], rokującego na przyszłość Jacoba Tremblaya (po pierwszych 5 minutach szczerze bałem się, czy to już koniec jego roli w filmie, szczęśliwie - nie), i on sprawdził się znów świetnie, do czego jeszcze wrócę. Co więcej mamy niezłego Kita Haringtona, mało znany, być może skojarzycie go z Gry o Tron [2011-2019], który w filmie pokazał się z dobrej strony i w końcu z zaskoczenia znajdziemy nawet legendę, Michaela Gambona oraz w roli głównej Natalie Portman. Nieprawdaż, że zapowiadało by się to na serio niezłe kino? Pozory. Aktorzy nie współgrają ze sobą, nawet ich kariery kinowe się nie zgrywają, są źdźbłem w oku dla widza, bo widać, że mają różne style aktorskie i genesis, są z innych filmowych światów. Scenariusz im nie pomaga, bynajmniej, powoduje, iż choć chwilami poczujemy dreszcz, czy nawet chęć rozwiązania dobrze splecionego wątku, to niestety w końcu usłyszymy albo fatalną serię zupełnie nieintuicyjnych zdań np. Portman albo (ujrzymy) przesłodzoną do bólu, sztuczną i totalnie clichè scenę zgody matki z synem (ajajaj, to bolało). I tak, Gambon jako przykład mądrości ludu, doświadczony starzec z kuchni jest super, podbija poziom filmu, jednak to jak docieramy do jego kilku sekund, sam fakt, że dostał tak mało czasu, powodują u odbiorcy jawne wrażenie straconego potencjału. Zresztą tak jest z całym filmem, w mojej opinii zabrakło finezji, ale czemu?

Ad rem! Zagadnienie relacji między właśnie zapalającą się, zdobywającą rozgłos gwiazdą ekranu a ambitnym i pełnym nadziei, wyobraźni chłopcem jest super. Nadto jest to też turbo współczesne, gdyż żyjemy w czasach, gdzie nasi idole wydawałoby się są na wyciągnięcie ręki. Strimerzy (osobisty przykład), video-creatorzy, blogerzy, ich wszystkich łączy internet i nierzadko młoda zapatrzona w nich widownia. Tak jest też w filmie, mamy tu 11-letniego Ruperta (Jacob Tremblay, doskonały i pełen emocji), pasjonata Hollywood, chłopca marzącego o własnej karierze i tworzeniu filmowych historii, który wierząc w szczęście napisze do swojego idola i...otrzyma odpowiedź (przecież to bez dwóch zdań, tak myślę, świetny budulec scenariusza)! Pojawia się wątek dennej wścibskiej prasy, mamy spór między rzeczywistym, brutalnym i brudnym biznesem a dopiero co budzącymi się uczuciami nastolatka do świata i swojego "bohatera". Ich relacja długo się rozwija, jak też długo czekamy aż rozwinie się film, który momentami ciągnie się do bólu. Dotrzemy, nie będę spoilerował, do paru niezłych wniosków z biegiem seansu, ale ten finał doprawdy lepiej byśmy zrozumieli sami. Ponownie scenariusz jest nieintuicyjny i przesycony niepotrzebnymi wstawkami. Chociażby ostatnie pięć minut, trzeba było urwać scenę z twarzą Tremblaya i dopiąć nienajgorzej wymyśloną klamrę kompozycyjną z początku, ale nie, po co. Takich momentów, gdy coś się dłuży albo nie dąży do większego sensu odczułem więcej.

Seans obraca się wokół tematu, jak obraca się ta recenzja, ale sami pewnie czujecie, że i ja nie mogę dopłynąć do brzegu, bo film tak mnie zblokował w głowie i podirytował, iż do teraz trudno mi o nim więcej powiedzieć.

Mamy mnóstwo pomniejszych wątków trwających przez ogół produkcji. Są przelatujące elementy homoseksualizmu u młodych mężczyzn, rola plotkarskiej prasy, sztuczne szczęście płynące z Ekranów, powstający dystans między dorastającym synem a jego matką. Duuużo tego. Wydaje się, że główny wątek to świat. Jego forma. Fikcyjny wywiad z baru (akcja w 2017 r.) jest otulony przez ten sam toksyczny system, w jakim był 11-letni Rupert w 2006 r. Dziennikarka jest z początku tym złym, gra antybohaterkę, którą w ogóle przestały już interesować rozczulające historie, w końcu ile ich już było. Wydaje się, że film nakreśla właśnie ten problem jako główny. Dewaluacja wartości w pędzie za karierami.

Na koniec, apropos reżysera. W produkcji nie mamy nachalnych relacji homo, nie ma propagandy czy czegokolwiek podobnego. Fakt, niektóre sceny są clichè, inne pozostają artystyczną wizją autora, jednak poza miernym scenariuszem nie ma tu czegoś, co wymaga kasacji całości. Jest jeszcze źle spasowana muzyk. Ta z intro jest, w mojej ocenie, za mainstreamowa dla takiego filmu, nie lubię współczesności we współczesnych filmach, jeśli wiecie o co mi chodzi. Chociaż najgorzej było w outro. Mój gotujący się umysł, gdy przeżywałem bezsens śmierci i równolegle przyszłość tego chłopaka, w sumie już mężczyzny, a tu nagle niemal radosna muzyka + ten koniec. Ugh.

Warte ujęcia: Tak jak przebąkiwałem, Tremblay spisał się znakomicie. Ma duży potencjał, bo jest jednym z kilkunastu dziecięcych aktorów z rozpoznawalnością w USA, ale takie filmy nie dadzą mu jeszcze rozgłosu za Oceanem. Całość pozostawia zmieszane odczucia, dychotomiczne wnioski w głowie i trochę złości. Czy warto? Zależy co, seans - moim zdaniem - nie. Scenariusz? Założenie doskonałe, wątek listów (punkt), relacja pasjonata Hollywood z mentorem już będącym gwiazdą (2. punkt), ciężar kariery oraz to, że losowy chłopak poznał (lub myślał, że poznał) gwiazdę, nigdy jej nie spotykając in-person, bardziej niż ktokolwiek wokół niej samej IRL ( następne punkty). Jednak realizacja tych założeń nieudana. Szkoda.
[P.s Przepraszam czytelników za taką pokrętność niniejszej recenzji, obiecuję poprawę. Pozdrawiam]

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones