Gdyby ten film nakręcił w ramach etiudy zaliczeniowej na filmówce Pan Józek, to byście
tonęli w oskarżeniach, żeby się nie wygłupiał i lepiej zatrudnił się w gastronomii bądź zrobił
eksternistyczny kurs fryzjerstwa. A tak, gdy podpisał się pod tym gniotem Jarmush, nagle
okazało się, że to kino ambitne, z potrójnym dnem, dla wymagającego widza, ceniącego
niebanalność i abstrakcyjność każdej klatki. Tak naprawdę to dno, którego oglądać się nie
da - tak pompatycznego, nadętego i przede wszystkim NUDNEGO kina dawno świat nie
widział. Konwencja jest absolutnie przesadzona i zakrawa na kpinę.
Bardzo fajnie ale w Twoim poście zabrakło jednej rzeczy. Mianowicie słów "Moim zdaniem to..." na początku wypowiedzi.
Podejrzewam, że niezbyt skomplikowaną operacją intelektualną jest wyobrażenie sobie, że pisząc tutaj piszę w swoim imieniu wyrażając swoje poglądy.
Pisząc "Typowy przykład kina dla quasi-filozoficznych, nadętych nadrwazliwców" odnoszę wrażenie jakbyś stwierdzał jedynie objawioną niepodważalną prawdę. Więc następnym razem jak zechcesz przekazać filmwebowej braci swoje jakże cenne zdanie to bardzo ładnie proszę: napisz "Moim zdaniem..." na początku wypowiedzi.
Jak to się nazywa fachowo ? Przyczepizm..?
Podziękuję za dobre rady i proszę, byś zachował je dla siebie, ponieważ na forum powstałym w celu pisania własnych opinii bezsensem jest zaznaczanie głównej idei to na każdym kroku.
Tyle z mojej strony; bez odbioru.
PS. Lubię błyskotliwą ironię; Twojej jeszcze trochę do niej brakuje.
PS. Oczekujesz błyskotliwej ironii od quasi-filozoficznego nadętego nadwrażliwca (z Twojej wypowiedzi jasno wynika, że nim jestem bo film mi się podobał)?
Zapewne masz rację, niemniej film ogląda się bardzo przyjemnie i wcale nie jest nudny!
Widzisz... Wszystko zależy od tego, kto jakimi widełkami posługuje się oceniając dany film i jego poziom nudy bądź i nie. W tej produkcji, skierowanej do miłośników doszukiwania się podtekstów gatunkowych i odnośników do świata sztuki i filozofii, przesadzono z ową konwencją tworząc film niestrawny i najzwyczajniej usypiający. Film powinien potrafić zaintrygować choć trochę widza, a ten większość po prostu odsyła do Morfeusza. Zaburzono równowagę; film trafia w zbyt wąskie grono maniaków, gdzie słowo "maniaków" i tak jest eufemizmem. Wąski target, dlatego dla większości po prostu nudny, a główny zarzut, że to dzieło Jarmusha i stąd też peany jest moim zdaniem nadal aktualny.
Ależ jakie peany?! Ten film ma raczej kiepskie oceny (i to właśnie dużo w gronie fanów Jarmuscha) i sporo miażdżących recenzji (średnia na imdb jeszcze niższa niż na filmwebie, na rottentomatoes też słabo). Film "Kawa i Papierosy" też trafia w wąskie grono maniaków a oceniłeś go dużo lepiej niż "Limits...".
"Kawa" operuje inteligentnym poczuciem humoru i ciekawą grą aktorską dobrych aktorów( choćby genialna Blanchett) czy naturszczyków, do tego łączy epizody w myśl teorii sokoła proponując całkiem zjadliwą papkę. Na tle tego filmu "Limits" jawi się jako bełkot heroinisty pozbawionego metadonu.
Jak dla mnie i "Kawa" i "Limits" to najsłabsze filmy Jarmuscha. To wciąż kawał dobrej filmowej roboty ale gdzie im tam do "Truposza" czy "Nocy na Ziemi".
PS. A "Nieustające Wakacje" widziałeś?
Nie jestem szczególnym fanem Jarmusha; oprócz w/w 2 produkcji widziałem jeszcze "Truposza"