Prosta, schematyczna historia o poszukiwaniu miłości, a jednak oglądało się przyjemnie, a jak na komedię romantyczną to już dużo. No, nie licząc fragmentów Hugh Grantem i ostatnich 30 minut, o których wolę zapomnieć.
Choć kiczu tu sporo, a lukier leje się hektolitrami, to są i udane sceny, epizody, także i kilka trafnych, śmiesznych tekstów. Chyba najlepszą częścią filmu jest ta z Billem Nighty, bardzo dobra rola.
4+/10