Nie dalej jak chyba wczoraj oglądałem film dokumentujący próbę wyjaśnienia sprawy przez amerykańskiego podróżnika. Po rozmowie z tubylcami, badaczami yeti i zapoznaniu się relacjami z turystami odwiedzającymi okolice, można nabrać przekonania, że sprawcą tragedii był yeti. Jednym z dowodów jest sylwetka uwidoczniona na zdjęciu, które ponad wszelką wątpliwość nie zostało zmanipulowane (negatyw w całości z innymi zdjęciami). Sylwetka pasuje do opisu yeti, ponadto w dzienniku wyprawy jest stwierdzenie zapisane dzień przed tragedią - "człowiek śniegu żyje". Według mnie nie jest to takie nieprawdopodobne ponieważ obszar wiecznej zmarzliny daje dobre warunki przeżycia stworzeń , które prawdopodobnie żyły w okresie III zlodowacenia. Skoro rekiny w swoim środowisku nie uległy znacznej modyfikacji, dlaczego yeti miałby wyginąć? Te obszary są tak dalekie od człowieka, obfitują w zwierzynę mogącą stanowić pożywienie. Oczywiście yeti w niczym nie przypomina zombi. Ma około 2,4 m wzrostu, jest masywny i owłosiony. W programie pokazano też nagrania turystów , gdzie pośród choinek przemykało stworzenie z charakterystycznym wyglądem. Inni z kolei widzieli ślady dużych stóp na śniegu w pobliżu chatki zimowej na odludziu, które oczywiście sfilmowali.