Przyznam, że w przypadku filmu "Treno per Durango" zostałem pozytywnie zaskoczony. Może dlatego, że nie miałem zbyt wielkich oczekiwań. Na pochwałę zasługuje sam scenariusz, jak na spaghetti western jest satysfakcjonujący. Historia opowiada o dwóch wspólnikach(Amerykanin i Meksykanin) marzących o zdobyciu fortuny. Okazja nadarza się podczas podróży pociągiem, na który napadają bandyci. Owi bandyci kradną sejf, a klucze do niego przypadkiem trafiają w ręce głównych bohaterów. A jest to dopiero początek ich perypetii okraszonych wieloma zwrotami akcji. Wydarzenia rozgrywają się dynamicznie zachowując elementarną logikę. Komizm obecny w filmie można określić jako całkiem przystępny. Stosunkowo mało jest żenujących gagów, dominuje czarny oraz sytuacyjny humor. Warto napisać coś o aktorach. Anthony Steffen gra z wrodzoną sztywnością, ale odnajduje się w przyjętej konwencji. Enrico Maria Salerno poradziłby sobie chyba w każdej roli, tutaj jest zdecydowanie najlepszy z całej obsady. No i jeszcze Mark Damon, za którym nie przepadam, nawet mnie nie zdążył zirytować. Krajobrazy naprawdę ładne i muzyka pasująca do całości. Myślę, że dla takich tytułów jak ten, warto oglądać nawet nieznane spaghetti, gdyż zawsze jest szansa, iż trafi się na coś porządnego.