Zabawne, że niemal każdy projekt, za którym schowa się Tarantino, przybiera postać takiego zaśmieconego niby-komiksu, który ledwo da się oglądać. Nie sądziłem, że ktoś taki, jak Oliver Stone da na siebie wpłynąć Quentinowi. Zamiast dobrego filmu wyszedł gniot. Męczący gniot pełen nic nie wartych przerysowań. Pseudo sztuka.
Myślałem, że obejrzę dobry film, a straciłem tylko czas. Idzie zasłużone 1/10. Nie lubię Tarantino, bo jak dla mnie jest ćwierć-inteligentem. Uchodzi za geniuza ale wyłącznie wśród mocno przeciętnie inteligentnych widzów.
I nie lubię, gdy inni reżyserzy próbują go kopiować. Rozczarowałem sie Stonem. Wyszedł bzdet, aż przykro.