Ciekawe wnioski z tym bezpieczniejszym światem, rządy Merkel, czy Hollanda pokazały jak bezpieczne stały się ich kraje.

Co jest skutkiem właśnie polityki za rządów Busha, czyli McCay'a. Nie byłoby tylu uchodźców chociażby, tyle nienawiści

Nie sądzisz chyba, że amerykańskie inwazje na Afganistan i Irak nie mają nic wspólnego z kolejnymi falami uchodźców/imigrantów?

Czy komediowy sposób przedstawienia jakiegoś problemu automatycznie oznacza umniejszenie jego wagi? Nie wydaje mi się... Poza tym komedia komedii nierówna - komedia niekoniecznie oznacza błaznowanie i chęć wywołania salw śmiechu u widza. Na tym konkretnie filmie zaśmiałem się może z pięć razy (reszta widzów mniej więcej tyle samo) i był to, jak by to ująć, smutny śmiech...

Oczywiście masz rację, sama forma filmu absolutnie nie musi umniejszać wagi problemu. Ale ta, w moim odczuciu (kompletnie subiektywnym) właśnie to zrobiła. Dla mnie nic nie było śmiesznego, ewentualnie wywoływało uśmieszek zażenowania, np. postac Ramsfelda - te jego chichoty, powierzchowność postaci. Rozumiem konwencję, ale nie odpowiada mi w obliczu takiego tematu. To, co ewentualnie zagrało w Big Short, tutaj moim zdaniem jest szkodliwe.

OK, ja nie miałem z konwencją problemu, może oprócz tego, że wyszła tu jednak nieco słabiej niż w "Big short", w moim odczuciu.

Moim zdaniem ta forma była tutaj bardzo potrzeba, żeby widz zorientował się o jak poważnych tematach film mówi. To wszystko świetnie zagrało dzięki montażowi. Mam na myśli momenty, kiedy ukazywał się nam kontrast. Jakiś rzucony przez polityków żart przy okazji podejmowania ważnych decyzji, widz się zaśmieje, a zaraz otrzymuje migawkę z tego, do czego ta dezycja prowadziła (np. tortur). Jest nam nagle głupio, że mogliśmy się przed chwilą zaśmiać. Taka zabawa reżysera z widzem, żeby zmusić go do refleksji, że niewinne słowa wypowiedziane przez zwykłego człowieka mogą mieć tak realne konsekwencje, podkreślenie jaką siłę ma władza.

I to by było super, gdyby faktycznie taki mechanizm zadziałał. ale mam nieco wątpliwości, co do większości widzów - raczej na rechocie się kończy.

"niewinne słowa wypowiedziane przez zwykłego człowieka"
te słowa nigdy nie były niewinne, bo intencja była zawsze nieczysta, ponadto:
Rumsfeld - prostak i nachał,
Cheney - socjopata.
No i mamy rzeź..

Tu nie o samą siłę władzy chodzi, tylko jak potrafi być groźna w rękach takich maniaków. Zresztą, nic nowego..