Kompletnie się zgadzam. Świetne role zwłaszcza Streep i Hoffmana, ale czemu się dziwić - zostali obsadzeni po warunkach :). Adams była w cieniu, grając trochę taką naiwną "Anię z zielonego wzgórza" niemal, z którą widz jednak mógł się utożsamiać (z jej wątpliwościami - i to do samego końca - w/c księdza i przełożonej zakonnicy).

Film trzyma w napięciu lepiej niż niejeden thriller. W zasadzie nie wiadomo komu wierzyć. Czy postępowemu księdzu, na którego uwzięła się ortodoksyjna zakonnica, terroryzująca szkołę? Czy pryncypialnej dyrektorce, która potrafi i nie boi się dostrzec wyrachowania lubieżnego księdza.

Poza samą kontrowersyjnością tematu świetnie oddano kontrast między światem zakonnic, a księży (jak doczytałam pomogła w tym zakonnica właśnie - Margaret McEntee, o której jest wzmianka na końcu filmu), a i obnażono funkcjonowanie kościoła, który nie radzi sobie z podobnymi kryzysami.

Dzięki aktorom i temu jak wcielili się w swoje role można temu filmowi wybaczyć każde niedociągnięcia , film nie powala na kolana , ale faktycznie porusz kwestie o których ludzie wiedzą ale nie chcą zwracać na nie uwagi
i fakt ze film dzieje się w rok od śmierci Kennediego jest straszne bo w kościele nie wiele się zmieniło od tamtych a nawet wcześniejszych czasów , takie trwanie w tradycji jakie prezentuje dyrektorka , nowość i odmienność w postaci księdza i wiara ze to się da pogodzić w postaci siostry granej przez Adams , te postacie reprezentują 3 światy i ich napieranie jednego na drugi i to mi się spodobało w tym filmie najbardziej

A też ciekawe jest to, że każdy z tych 3 światów jest w zasadniczy sposób zły. Jeden jest wypełniony skrajną bigoterią i terroryzmem, jest to 'kościół średniowiecza'. Drugi niby nowocześniejszy, wpuszczający trochę świeckości ale z tzw. 'dorobkiem inwentarza', takie podejście tworzy bowiem miejsce na zachowania, jakie miały miejsce w filmie.Trzecia postawa to skrajna dobro-chrześcijańska naiwność. To jest celne podsumowanie kościoła i chyba pytanie o jego przyszłość. Ja tej przyszłości nie widzę. Decydentom kościelnym też chyba brakuje tu wizji.

Gra Merryl Streep na najwyższym poziomie - zresztą za każdym razem pokazuje klasę. Według mnie za tę rolę powinna zdobyć Oscara :)

Oczywiście że Meryl była świetna, to bez wątpienia, ale Philip Seymour Hoffman był ciut lepszy, a na pewno bardziej wiarygodny. Nie wiem, czy to przez jego fizjonomię, czy mimikę, ale kiedy pojawiał się na ekranie widziałam, że to całe zło, jakiego prawdopodobnie dokonała postać księdza było niemalże wypisane na jego twarzy, to cholerne zakłamanie, a później wyparcie się wszystkiego- scena rozmowy z siostrą Aloysius była doskonała.

Ale wg mnie cały film ukradła Viola Davis, mimo że pojawiła się tylko na chwilę. Ukazała cały wachlarz emocji, jakie targały matką chłopca upokarzanego za to, że jest, kim jest. Była nawet gotowa uwierzyć, że ze strony ojca Flynna małego Donalda mogło spotkać coś naprawdę dobrego. Bardzo okrutne podejście, jeśli chodzi o dobro dziecka i genialnie zagrane. Czegoś mi jednak zabrakło, dlatego ode mnie tylko siódemka, ale mocna. Pozdrawiam ;)