PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=108150}

W stronę morza

Mar adentro
7,7 24 033
oceny
7,7 10 1 24033
7,8 13
ocen krytyków
W stronę morza
powrót do forum filmu W stronę morza

Trudno, aby film „W stronę morza” pozostawiał bez wrażenia. Już sam temat jest dla mnie na tyle istotny, że i bez oglądania tego obrazu mówię eutanazji TAK. Mówię TAK nie tylko w przypadku wegetacyjnej formy istnienia w sensie fizycznym, również w przypadku tych wszystkich warzyw, które na poziomie duchowym z życiem nie dochodzą do ładu, a przede wszystkim w przypadku osób odczuwających ból nie do zniesienia w efekcie doznanych nieuleczalnych schorzeń, aczkolwiek może to być i ból spowodowany lękami egzystencjalnymi, niekiedy równie trudny do przezwyciężenia.

Sam Ramon jednak budzi we mnie mieszane odczucia. Nie jest frustratem, fakt: jest uziemiony, jednak wynika to po części z jego natury uparciucha. Ma i tak wyborne szczęście przebywania z ludźmi pokroju Manueli czy jej syna Javiera, którzy DOSŁOWNIE są na każde jego gwizdnięcie. Ludzie prości, w swej prostocie całkowicie oddani, a na dodatek wcale nie kwestionujący jego wyborów. Równie prosta, szczera i zarazem wdzięczna Rosa okazuje się w końcu wręcz nawet jego ostatecznym wybawieniem.

„W stronę morza” to dla mnie film nie tylko o bojowniku o prawo do eutanazji, to raczej film stawiający pytanie o to, czy w ogóle istnieje to coś, co w naszej nieustającej ignorancji ośmielamy się nazywać miłością.

użytkownik usunięty
Klitajmestra

filmu nie widziałam, ale eutanazji też mówię TAK !!!
Myszak

eutanazji mówię NIE

w poście Klitajmesta zabrzmiała wyraźna konieczność oceny, kto zasługuje na eutanazję; wynika z tego, że należałoby przyjąć jasne kryteria, kto może zostać dopuszczony do ostatecznego wtajemniczenia, a kto nie
wybór pozostanie zawsze niezwykle subiektywny i niejasny, bez względu na to, kto go będzie dokonywał
Klitajmest odniósł się do "warzyw" - co jednak uczynić z chorymi na raka ? czy odmawiać ludziom z depresją, schizofrenią - jak ocenić, czy ich cierpienia i "brak godnego życia" podnoszony przez Izaaka rzeczywiscie zasługują na eutanazję. A dzieci ? Czy ktoś powinien decydować również za nie ? W kontekscie definicji zdrowia wg WHO chorzy jesteśmy niemal wszyscy, a "godne życie" ma mało kto, więc twórcze rozwijanie tematu może po latach doprowadzić zwyrodniałe demokracje do zmian Z(akładów) U(tylizacji) S(kładek) w Zakłady Utylizacji Emerytów, co byłoby zapewne zbawienne dla budżetu

oczywiście na dziś dzień taka wizja może się wydać przesadna, pamiętajmy jednak, że każda droga zaczyna się od pierwszego kroku. I Lenin i Stalin i Pol-Pot i Hitler i wielu innych lewicowych ideowców zaczynali z pozycji umiłowania czystej idei

pozdrawiam

nikky

Hi nicky.
Prawo do smierci przysluguje moim zdaniem bezwzglednie kazdemu kto na swiat zostal sprowadzony. Zreszta narodziny sa rownoznaczne ze smiercia wiec i tak nie ma o co kruszyc kopii. Chodzilo mi tylko o to ze chetnie podjelabym sie pelnienia funkcji aniola smierci niezaleznie od zywionych do takiej osoby uczuc. Smierc na zyczenie. Czemu nie? W koncu nasze pojawienie sie na padole jest efektem czestokroc calkowicie bezmyslnego laczenia sie osobnikow plci przeciwnej w pary. Zatem moja obecnosc tutaj jest przypadkowa rownie dobrze moglabym nie istniec mam wiec prawa do unicestwienia siebie. To co podalam w moim poscie nie bylo ocena tylko swobodna wyliczanka komu w szczegolnosci nie nalezaloby tego prawa do wczesniejszej ledwie niz zaplanowane przez nature smierci.
A mozesz uzasadnic dlaczego sie sprzeciwiasz? WOLALBYS PRZYGLADAC SIE CIERPIENIU NIZ DAC PRAWO ODEJSCIA?

Klitajmestra

Ano mój sprzeciw wynika dokładnie z powodów zasadniczych. Nie sprzeciwiam się prawu do odejścia. Każdy ma prawo to zrobić. Ale nie uważam, że trafną decyzją, jest uprawnianie osób drugich w tym procederze. Stanowczo również oponowałbym przed nadużywaniem argumentu cierpienia - najczęściej samobójstwo wynika z depresji, nie z cierpienia fizycznego.

Wracając do sprzeciwu - brakuje kryteriów. W dyskusjach o eutanazji, zresztą jak w wielu kwestiach zasadniczych wszystko jest umowne. Ci mogą, tamci nie, za tych decyzje podejmują Ci, za tamtych nie. Otóż dopuszczenie do tych kwestii polityków, gdyż to oni stanowią prawo, powoduje erozję zasad i prędzej czy później rozpoczyna się mordowanie w imię korzyści politycznych. I każdy lewicowy system na tym się zasadza. Niestety

nikky

Nie wypowiadalam sie na temat samobojcow :-)
Długotrwała depresja natomiast potrafi odebrać radość życia na tyle, że życie może stać się katorgą.
Ochrona życia wbrew woli zainteresowanego jest nieporozumieniem.
Mówimy też chyba o prawie a nie narzucaniu obowiązku żegnania się ze światem.
Na pewno znajdzie się też odsetek wśród ludzi, którzy pomimo nędzy istnienia chcą żyć nadal i niechże sobie żyją. Którzy cierpią nawet z lubością, bo np. chcą cierpieć wzorem Chrystusa, i niechże sobie cierpią.
Nie mówię bowiem o zmuszaniu, tylko o daniu prawa tym, którzy pragną przejścia do krainy spokoju, bez piętna samobójcy, którzy pragną pożegnać się z życiem podążając ku wyzwoleniu z narzuconej nam przecież ziemskiej egzystencji.

użytkownik usunięty
Klitajmestra

Odwołam się do jednego zdania z twojej poprzedniej wypowiedzi: "W koncu nasze pojawienie sie na padole jest efektem czestokroc calkowicie bezmyslnego laczenia sie osobnikow plci przeciwnej w pary. Zatem moja obecnosc tutaj jest przypadkowa rownie dobrze moglabym nie istniec mam wiec prawa do unicestwienia siebie." Dobra, masz prawo. Ale po jaką cholerę mieszać w to osoby trzecie? Zresztą eutanazja jest to samobójstwo, tyle że przy udziale osób trzecich. A samobójców zwykle się nie pochwala...

W odpowiedzi odwołam się do filmu, w którym chodzi o godność umierania.
Śmierć samobójcza jest czymś, czego dopuszczamy się w ukryciu, bez możliwości pożegnania bliskich nam osób, w śmierci samobójczej czuję się jak zbieg, a nie osoba która świadomie podejmuje decyzję o odejściu, nie w chwili skrajnego zalamania tylko w efekcie podjęcia świadomej decyzji.
Zreszta temat w kinie to wcale nie nowy. Nie mówię oczywiście o eutanazji dokonywanej powiedzmy przez hitlerowców, tylko istotnie tej w efekcie wlasnej przemyslanej decyzji. Nie mowie tez, ze powinna byc dostepna dla kazdego, chodzi o sytuacje bardzo szczególne, trudne.
A jeśli chodzi o samobójstwa bez udziału osób trzecich: można ich nie pochwalać, ale można je rozumieć, albo probować rozumieć.
Osobiście wolałabym podać cyjanek osobie bliskiej, niż przeżyć sytuację, że ta osoba wyskakuje powiedzmy oknem z 10 pietra (w rozdzierającej samotności).
Chodzi o nadanie śmierci ludzkiego godnego wymiaru. I to chyba mamy chociażby w "Życie jako śmiertelna choroba..." czy w "Inwazji Barbarzyńców".

Klitajmestra

Oczywiście, że nie mamy na myśli zmuszania kogokolwiek do żegnania się z tym światem. Słusznie jednak podkreśliłaś rolę depresji. Z pewnością wiesz także, że koszty leczenia przewlekłej choroby w jej terminalnej fazie są trzydziestokrotnie wyższe niż w fazie wczesnej.

Wobec wiecznego deficytu służb społecznych i nieugiętej, wiecznie żywej walki o socjalizm, pokusa redukcji kosztów systemu poprzez eutanazję narzuca się sama przez się.

Jak sądzisz, jaka jest odporność człowieka chorego na raka, któremu się będzie szeptać co chwila, że "ta chemioterapia, radioterapia nic nie da" ? I czy to nie jest pokłosiem większej swobody eutanazjologicznej migracja ciężko chorych i starych pacjentów ze wschodniej Holandii do Niemiec ?

Jako rzekłem: my nie mówimy o zmuszaniu. Życie jednak uczy, że wcześniej czy później w demokracji zawsze się zjawia zaangażowany ideowy idiota.
pozdrawiam

nikky

Wydaje mi się, że nasz świat nie funkcjonuje jak powinien (odkrywcze to to nie jest:)), ale przyzwolenie jednej rzeczy prowadzi do coraz większych 'upustów'. Banalnie zaczyna się od czegoś wydawałoby się mało istotnego... To taki wstęp do tego, iż nie jestem za eutanazją. Oczywiście człowiek ma prawo decydować o swoim losie, jeśli tylko jest w pełni władz umysłowych (choć do takiego kroku, do podjęcia decyzji prowadzi przecież choroba, zapaść emocjonalna... co zaburza myślenie). Także mimo wszystko przyzwolenie wymagałoby jakiejś weryfikacji, nie powinno być w tym swobody. Jak nie będzie restrykcji - nastąpi 'przyzwyczajenie' się... że można.

The_Perfect_Drug

Po pierwsze nie zakładam żadnej swobody w tym zakresie, po drugie, jeśli mówię, że chcę mieć prawo, albo uważam że mam prawo, to nie oznacza to, że ja już dzisiaj chcę sobie łyknąć dawkę cyjanku, bo wcale na dzień dzisiejszy takiej potrzeby nie dostrzegam, jednak zakładając, że dopadnie mnie choróbsko nieznośne, na granicy wytrzymałości, też nie mówię, że z takiej możliwości będę chciała skorzystać, bo nawet niewykluczone, że jak ostatni palant będę się kurczowo życia trzymać, wszystko jest możliwe, chodzi mi tylko o to, aby mieć możliwość. Abym ze swoim bólem nie była pozostawiona sama sobie, i aby inni też potrafili zrozumieć moją decyzję.

To że mam możliwość podróżowania, nie znaczy przecież że to robię. Przeciwnie, chęć podróżowania była we mnie o wiele żywsza, gdy wiązała się z problemami uzyskania paszportu :)))

Klitajmestra

:)

Teraz poddajemy możliwośc eutanazji pod watpliwość, ale gdy weszłoby 'to' do życia, człowiek by się przyzwyczaił. Umożliwiano by śmierć każdemu chętnemu, który dałby... odpowiednią argumentację?

Oczywiście, że dobrze mieć możliwość kierowania swym życiem, tak jak się chce, ale bez skrajności. Dla mnie przyzwolenie, bo przecież musiałoby to być umieszczne gdzieś w 'prawie' sprowadziłoby się do większych negatywnych skutków, niż pozytywnych.

The_Perfect_Drug

Do śmierci naturalnej nie jesteśmy się w stanie przyzwyczaić, a przyzwyczailibyśmy się do śmierci na życzenie? Nie wydaje mi się to prawdopodobne :-)

Człowiek przede wszystkim i mimo wszystko CHCE ŻYĆ. Pomimo trudów z życiem związanych, pomimo niedostrzegania tzw. sensu istnienia etc.

Chodzi o przypadki szczególne. Powtarzam: zadecydowanie o zakończeniu WŁASNEGO życia to nie to samo, co zadecydowanie o usunięciu fetusa, co, nie oszukujmy się, następuje z zastraszającą wręcz łatwością, również wśród osób tzw. wierzących, a w naszym akurat kraju przede wszystkim wierzących, bo niby jaki mamy odsetek ateistów czy innowierców?

nikky

Jawisz mi się cokolwiek demonicznie ;)
Pojęcia nie mam, jaka jest odporność chorego na raka czy cokolwiek innego i w ogóle przedstawianej przez Ciebie sytuacji nie biorę pod uwagę. Opowiadam się za samą ideą, a nie za ideowymi idiotami :-)
Jestem przekonana, że wielu chętnych do skorzystania z możliwości eutanazji się nie znajdzie. To nie kwestia usuwania ciąży, której ze stosunkową lekkością potrafimy się pozbyć, lub wyrazić na nią zgodę, czy też śmiemy się jej od partnerki domagać (!), lecz decydowania o przerwaniu WŁASNEGO życia!
Pozdrawiam również
M.

Klitajmestra

widzisz, idea zaczyna żyć własnym życiem - zastanów się, czy rzeczywiście tak wielką trudością jest przerwanie czyjegoś życia ? czy ktoś dochodzi przyczyn zgonu ciężko chorego sparaliżowanego człowieka ?

jeśli nie, to dlaczego eutanazja jest sztandarem ? bo ma być - wcale przy tym nie chodzi o dobro ciężko chorych, lecz o podważenie kolejnego dogmatu... niestety, taki jest świat :( i obawiam się, że nie ma lepszego tłumaczenia... no chyba, że uważamy, że w każdym kącie każdego domu czai się paskudny klecha ze śmiercionośną gromnicą...

nikky

No wiesz, to trzeba by mieć jakiś sprytny patent na uśmercenie. Co proponujesz?
Zatkanie otworów oddechowych?
Chyba jednak chodzi i o to, aby rzecz była możliwie szybka i możliwie komfortowa.

Klitajmestra

sądzę, że to nie jest trudne do wymyślenia - starczy obejrzeć jakiś film sensacyjny.. jak to się mawia - "dla chcącego nic trudnego" ? większość chorych ma wszak w domu środki przeciwbólowe, bo chyba o chorych świadomych mówimy ?

bowiem jak mielibyśmy uzyskiwać deklarację skorzystania z eutanazji od ludzi nieprzytomnych ?

Klitajmestra

Witam przypuszczalnie sfrustrowaną i nie spełnioną w życiu /lub może zblazowaną, znudzoną przepychem dostatków własnego życia/ filmomankę.

Filmu tego akurat nie oglądałem, więc go nie oceniam.

Dziwię się jednak nieco naiwności ludzi, którzy pod wpływem obejrzenia jakiegoś jednego czy drugiego filmu pragną swoim stanowczym wyrażaniem własnej /a może nie? ;-)/ opinii negującej jakby w czambuł powszechnie uznawane za słuszne podstawowe naturalne wszystkim żyjącym kiedykolwiek istotom normy. -I to w imię czego? -Myślę, że najczęściej w imię bożka-pieniążka i własnej pychy i nie zaspokojonej żądzy władzy; panowania nad innymi... -A tak naprawdę jest to skrywany wyraz własnych słabości, frustracji, nienawiści. W skrócie rzecz ujmując: nieuporządkowania należytego własnego życia wewnętrznego, duchowego i emocjonalnego. A zarazem jest to jednoznaczny przejaw chęci przerzucenia na innych tych swoich problemów, aby powiedzieć sobie: "inni też są tacy", żeby móc poczuć się przez to pozornie tylko choćby, ale jednak trochę lepiej..
Ot, i tyle. W skrócie. -Bo nie zamierzam rozwodzić się nad tym problemem.
-Twierdzisz, że nie wypowiadasz się na temat samobójców. Tak, bo eutanazja to nie samobójstwo lecz zabójstwo w swej istocie ;-)
-Myślę, że sprytnie -jak na istotę o mentalności antykatollickiej lub przynajmniej "niby obojętnej religijnie" /hehe/ przystało- symulujesz tolerancję wobec chrześcijan, m.in. być może, katolików - tych, którzy.. twoim zdaniem "(...) np. chcą cierpieć wzorem Chrystusa, i niechże sobie cierpią". Być może po to, żeby okpić czy wyszydzić przekonania religijne i tym samym moralne chrześcijan. Więcej(!) nie możesz ich nie wyszydzić wiedząc, że zasadą główną chrześcijaństwa jest życie. A całym głównym kodeksem moralnym religii chrześcijańskiej jest Dekalog, którego integralnym przykazaniem jest: "Nie zabijaj!".
Kończę na stwierdzeniu, że moim zdaniem, bardzo potrzeba ci doświadczenia miłości Chrystusa dla uzdrowienia słabości i dolegliwości, które przyszło Ci nosić w sobie. Wbrew temu, co oficjalnie mówisz -lekko i nieodpowiedzialnie- o zabijaniu innych ludzi czyli o eutanazji.

komentarz

Eutanazji MÓWIĘ ZDECYDOWANE NIE!!!

Bo zasadą istnienia jest ŻYCIE!!
A tylko tchórze -posługując się niegodziwą dialektyką- dla swoich partykularnych interesów w istocie, pragną "leczyć" poprzez zabijanie. Zwłaszcza innych ludzi. Albo np. żeby uniknąć -jak to sami określają- "piętna samobójcy" chcą żeby ktoś inny żył w poczuciu winy, albo przynajmniej ze świadomością dozgonną tego, że stali się zabójcą kogoś w imię... pseudo-magicznego słówka pt. "eutanazja" - bo im brakuje odwagi by samemu sobie życie odebrać. /być może z powodu noszonych w sobie licznie popełnionych -lub rzadziej- doświadczonych niegodziwości.

Dlatego eutanazji mówię: NIE! zaś ŻYCIU TAK!!!

p.s. nie zmieniam swojego stanowiska i dlatego pozostając tolerancyjnym wobec "inaczej myślących" przytaczam swoją opinię do nich skierowaną:

OK

Masz prawo. -Jednakże sama to prawo łamiesz ;-) skoro jeszcze żyjesz...

/stwierdzenie retoryczne? -czyżby?/

A nie ładnie łamać prawa.. zwłaszcza tego, które się OBŁUDNIE samemu popiera. -To obrzydliwość! Nie znoszę takiej dwulicowości obłudnej!
-A przecież.. te wszystkie "feministki" skłonne do chętnego uśmiercania zarówno nienarodzonych ludzi, jak i ludzi w starszym wieku lub chorych. A wszystko to -ich zdaniem- dla "większego rozwoju" ludzkości i "poprawy jakości życia" (!) oraz dla "zmniejszenia przeludnienia" (!!).

-I pomyśleć tylko jakby to było dobrze, gdyby owe "feministki" zastosowały w praktyce wobec siebie samych wyznawane przez nie idee, zamiast głupio gadać! -O ileż byłoby wtedy lepiej?!! Ileż majątków do podziału? A jaki luzzz ? !!... -bez szalonych "feministek".. uśmierconych...

Wobec powyższego -w duchu tolerancji- pozostaje mi życzyć ci, jak i innym tp. oszołomkom, waszej cudownej -uszczęśliwiającej wszystkich- śmierci.
-Sobie zaś długiego, zdrowego i miłego oraz szczęśliwego życia ;-)

pozdrawiam

komentarz

Miło powitać w moich progach. Twoje przypuszczenia jednak nie są trafione. Z drugiej strony: fajnie, że się pokusiłeś o interpretację mojej osoby. Nie narzekam na swoją sytuację materialną, ale do przepychu oj daleko mi, daleko...

Skądinąd to ciekawe, że nie obejrzawszy filmu buszujesz akurat po tematach stworzonych jednak pod kątem filmu bądź wykorzystującym film jako pretekst do przedstawienia swoich przemyśleń.

Nie jestem fanką bohatera filmu ani podjętej przez niego decyzji, co wyraziłam już w mojej opinii w dzisiejszym poście z godz. 16:22, a moje poparcie dla eutanazji datuje się mniej więcej od lat 80-tych ubiegłego wieku :-), więc na pewno nie jest konsekwencją obejrzenia akurat tego filmu :)

Być może z tą nienawiścią jest coś na rzeczy, bo istotnie nie pałam miłością do każdego napotkanego przeze mnie dwunoga. Nie wiem, co oznacza dla Ciebie życie uprządkowane należycie. Toż każdy z nas tworzy w tym zakresie własne normy, nie uważasz?

Eutanazja to uśmiercanie na wyraźne życzenie zainteresowanego lub w wyniku współczucia, przy czym w moim mniemaniu ma to dodatkowo związek czy to z cierpieniem czy też beznadziejnością sytuacji chorego bez rokowań na wyleczenie. Czyż pomoc w tych przypadkach szczególnych, bardzo szczególnych, nie wydaje Ci się bardziej humanitarna niż choćby mordowanie kocich czy psich miotów: zdrowych i chętnych do życia??? A tym np. procederem babrze się człowiek jakby bez zastanowienia.
Pewnie porównanie wyda Ci się niezręczne bo i jakże czteronoga równać z dwunogiem. Mnie jednak takie właśnie porównania nie wadzą.

Odwołałam się do Chrystusa, bo to przykład raz: że popularny, dwa: że chętnie przytaczany przez katolików, a w Polsce chyba tych wyznawców mamy najwięcej, przynajmniej zdeklarowanych.
Moja matka np. jest wzorem cierpiętnicy para-chrystusowej i wcale z niej nie kpię, i wcale bym też jej nie posyłała na drugi świat, gdyby sobie tego nie życzyła, pomimo cierpień, jakie znosi. Zresztą nie dalej jak dwa tygodnie temu była w stanie agonalnym. Sczczęśliwie przeżyła zapaść i miewa się chwilowo lepiej niż powiedzmy przez ostatnie kilkanaście lat.

Mamy scenę eutanazji chociażby w „Aleksandrze”. I nie sądzę, że nastroiła Cię ta scena negatywnie, o ile ten film już widziałeś. To Aleksander przeżywa dokonany czyn, a my jako widzowie udzielamy mu duchowego wsparcia w tej trudnej dla niego chwili :)))

Co innego zasady chrześcijańskie a co innego praktyka rzekomych wyznawców. Nie znasz chrześcijan mordujących np. owoce swoich łon, efekty swoich chuci? A również: mordujących wspomniane już wcześniej kociaki, szczeniaki? Chrześcijan wichrujących dusze swoich już narodzonych dzieci, niejednokrotnie molestujących seksualnie własne potomstwo? Zasady chrześcijańskie? Gdzie wtedy one są? Brak poszanowania to też mord.

A śmierć fizyczna, to przecież tylko brama do życia wiecznego, więc: spokojnie, nie ma się czym nadmiernie emocjonować. Gdy osiągamy limit możliwości rozwoju duchowego następuje czas na odejście.

Szczęśliwie wymieniłeś przykazanie : "Nie zabijaj!". Chyba nie dotyczy ono JEDYNIE ludzi.
Co innego zabić dla własnej fantazji, co innego w obronie, a jeszcze co innego na życzenie. Czy zwierzęta zdrowe, hoże domagają się od nas aktu zabijania?

Pewnie, niech żyje życie, niech żyje jak najdłużej.
W odniesieniu do eutanazji mówię wyłącznie o przypadkach ekstremalnych, a nie chwilowych psychoodbiciach. Swoją drogą ciekawa jestem, jakbyś śpiewał, gdyby to Ciebie dotknęło ogromne cierpienie w nieuleczalnej chorobie. Być może różnimy się jedynie wyobraźnią. Bo ja jestem w stanie taką sytuację sobie wyobrazić, może i dlatego, że prawdopodobnie jest mi z racji zaawansowanego wieku do takiej ewentualności bliżej, co oczywiście może być bliskością pozorną, ale mimo wszystko...

W Twojej drugiej wypowiedzi nie dostrzegam logiki. Co znaczy: Masz prawo. ...prawo łamiesz, skoro jeszcze żyjesz.

Prawo do czegoś, cokolwiek by to było, to nie obowiązek korzystania z tego prawa. Ponadto: opowiadam się za eutanazją niekoniecznie ze względu na siebie, być może i mnie przyjdzie kiedyś z niej skorzystać, ale opowiadam się za nią ze względu na wszystkich cierpiących i sobie z tym cierpieniem nie radzących.
Ja aktualnie nie cierpię, dlaczego więc miałabym odbierać sobie życie już teraz?
Poza tym: być może nawet, gdy będę cierpieć, przyjdzie mi właśnie do głowy: cierpieć wzorem Chrystusa. Toż i ja czerpię z tradycji chrześcijańskiej i to jeszcze jak!
Hehe, psy i koty mają się u mnie dobrze, aczkolwiek gdy pies zachorował na raka, pozwoliłam go uśpić bez mrugnięcia powieką, mimo że ma się rozumieć, z rozdartym sercem.

A życzenie mi śmierci jest zbyteczne, bo i tak mnie dosięgnie, jak i Ciebie, chyba nie masz się za nieśmiertelnego, chociaż kto Cię tam wie ;)))

Klitajmestra

długi list... obok trafnych sądów chciałbym wskazać źdzbła i belki uwierające w spojówki :)

otóż zasady to zasady - do realizacji mają się nijak... to jak wzór metra w Sevre pod Paryżem i metra stosowanego w życiu; naturalnie każdy chrzesciajnin jest powołany do życia w świętości, ale też i posiada wolną wolę, by taką świętość wybrać; jesli nie wybiera - jego sprawa... ale to nie unieważnia zasad

co do odejścia po osiągnięciu limitu rozwoju duchowego... co masz na myśli ? to bardzo inspirujące stwierdzenie i zaraz zacząłem się zastanawiać, kto z moich znajomych już go osiągnął...

a V przykazanie zasadniczo brzmi "nie morduj" i dotyczy ludzi - właściwie wszystkie dotycza ludzi, więc chociaż błyskotliwie próbujesz nadinterpretować - błądzisz :)

nikky

Nie zrozumiałam Twojej odpowiedzi. Nie bardzo wiem, do czego ją odnosisz; musiałabym przestudiować raz jeszcze akapit po akapicie mój własny wcześniejszy post, a rzeczywiście jest długi i wcale mi się do niego wracać nie chce.
Limit rozwoju duchowego to po prostu limit, dla każdego inny. Limit to nie zenit tylko po prostu limit.
Nie wiem, dlaczego odwołujesz się do znajomych.
Wystarczy poobserwować samego siebie: w jakim punkcie się znajdujesz i czy w ogóle rozwijasz się duchowo, może np. nie, bo z różnych ograniczających cię względów nie jesteś w stanie wiele więcej z siebie wykrzesać, nawet jeśli komuś mogłoby się wydawać, że możesz.
A co naprawdę siedzi w duszach innych współplemieńców, tego akurat i tak nie jesteś w stanie dostrzec. Nawet (a może przede wszystkim) mistrz nad mistrzami nie uchyli przed tobą rąbka tajemnicy, że właśnie osiągnął swoje mistrzostwo, bo to i tak nie ma żadnego znaczenia. Oświecony nie będzie nawet peróbował wywoływać w tobie ot choćby uczucia zawiści. Bo po co? Żebyś jeszcze bardziej się pogrążył i z ewentualnego stopnia rozwoju cofnął?

Nie wiem, skąd czerpiesz przekonanie, że przykazanie „nie zabijaj” odnosi się wyłącznie do ludzi. Są przykazania dot. Boga i te wyraźnie mówią właśnie o Bogu, są przykazania dot. ludzi, przedmiotów a nawet dni świętych i też mówią one wyraźnie o ludziach (żonach, bliźnich), dniach uświęconych i rzeczach [w tym najpewniej również zwierzętach, bo przecież nie należy pożądać całego dobytku bliźniego (np. bydła) a nie tylko: skóry, fury i komóry]. A są przykazania i natury ogólnej, chociażby: nie cudzołóż. Cudzołożyć możesz przecież nie tylko z niewiastą, ale i przedstawicielem płci męskiej, a także: z osłem, baranem, kozą, psem. Czemu więc przykazanie: nie zabijaj, które jest sformułowane ogólnie, miałoby dotyczyć jedynie ludzi???

Istotnie błądzę? :)))

Klitajmestra

witaj

mam wątpliwość, czy dotarcie do krańca rozwoju duchowego miałoby byc właściwym kryterium dla eutanazji, a tak zrozumiałem Twą wypowiedź - zwłaszcza w kontekście poprzednich, w których rezerwowałaś ją dla ciężko chorych

co do przykazań - obawiam się, że mylisz np. cudzołóstwo z sodomią; nie jestem co prawda teologiem, ale wydaje mi się, że z kozą cudzołożyć nie można...

wreszcie co do przykazania - "nie zabijaj" odnosi się do morderstwa - jak pewnie dobrze wiesz przyukazania zamieszczone są w Starym testamencie i zostały zniesione przez Mojżesza z góry Synaj; w tejże księdze zawarte są następnie Boskie uregulowania życia Izraelitów - m. in. dotyczące wymierzania kary śmierci za morderstwo, a także składania ofiar ze zwierząt

tak więc, pozwalam sobie podtrzymać tezę, iż błądzisz :)

Klitajmestra

witaj

mam wątpliwość, czy dotarcie do krańca rozwoju duchowego miałoby byc właściwym kryterium dla eutanazji, a tak zrozumiałem Twą wypowiedź - zwłaszcza w kontekście poprzednich, w których rezerwowałaś ją dla ciężko chorych

co do przykazań - obawiam się, że mylisz np. cudzołóstwo z sodomią; nie jestem co prawda teologiem, ale wydaje mi się, że z kozą cudzołożyć nie można...

wreszcie co do przykazania - "nie zabijaj" odnosi się do morderstwa - jak pewnie dobrze wiesz przyukazania zamieszczone są w Starym testamencie i zostały zniesione przez Mojżesza z góry Synaj; w tejże księdze zawarte są następnie Boskie uregulowania życia Izraelitów - m. in. dotyczące wymierzania kary śmierci za morderstwo, a także składania ofiar ze zwierząt

tak więc, pozwalam sobie podtrzymać tezę, iż błądzisz :)

nikky

Hi nikky!

Nie pisalam wcale, ze dotarcie do krańca rozwoju duchowego miałoby byc jakimkolwiek kryterium dla eutanazji. Tylko ze brak dalszego rozwoju i tak kwalifikuje do smierci, bo jest sie juz tylko nieboszczykiem za zycia. Tylko tyle, jednak ze wtedy zycie takie jest pozbawione glebszego znaczenia – zatem: nie ma co rozdzierac szat nad tym, ze niektorzy wyraza zyczenie odejscia w ramach prawa do eutanazji. Bo czesc z nich juz dawno umarla, w mysl Jezusowej sentencji zreszta: „Niech umarli grzebia umarlych.”

Nie myle cudzolostwa z sodomia. Codzolostwo to cudzolostwo, niezaleznie kto bedzie Twoim partnerem dodatkowym (baba, chlop czy pies, ojciec corka czy brat). Mozesz oczywiscie dalej szufladkowac, jednak nie dotrzymujac wiernosci, odslaniajac nagosc innych i korzystajac z tej nagosci, chocby i mysla, cudzolozysz. Sadzisz, ze jesli sypiasz i z zona i z kozlem,to wszystko jest w porzadku i ze nie naruszasz tym samym szóstego przykazania? To rzeczywiscie pytanie raczej dla rabinów ;)))

Juz samo skladanie ofiar ze zwierzat (jak i z ludzi, ofiary ze zwierzat zastapily najprawdopodobniej ofiary skladane z ludzi, na co wskazuje chociazby historia Abrahama, gotowego zabic Izaaka, jak Agamemnom godzi sie na zabicie Ifigenii; zarówno Izaak jak i Ifigenia zostaja uratowani przed niechybna smierci z rak wlasnych rodzicieli przez Bogów) jest sprawą dyskusyjną, ale nawet nie o skladanie tych ofiar mi chodzi, tylko o współczesne mordowanie zwierząt nie ze wzgledu na ofiare, nie ze wzgledu na podeszly wiek, czy dreczaca ich chorobe, nawet nie ze wzgledu na rozpieszczanie ludzkich podniebień (chociaz przyklad Hindusów pokazuje, że bez miesa tez sie da), lecz mordowanie zwierzat dla kaprysu, badz z uwagi na naszą niefrasabliwość w kwestii regulacji narodzin (u zwierzat). Nie spotkałeś się nigdy z topieniem kociaków w worku obciążając go uprzednio ciężkim kamieniem? Badz zanoszeniem calego miotu zdrowych „rozesmianych” pieskow do weterynarza celem uspienia? Nie jest to dla Ciebie morderstwo bez jakiegokolwiek glebszego uzasadnienia? Zwierząt zranionych tez pozbywamy sie z zastraszajaca latwoscia, jakiej nie stosuje sie zwyczajowo w stosunku do ludzi. Koń wyścigowy ze złamaniem to już martwy koń. Dlaczego? I jakim prawem? Tak wiele rzeczy robimy dla ułatwienia w kwestii zwierząt, a czymże jest człowiek w swojej masie, jeśli nie ledwie zwierzęciem? Gdyby było inaczej, niepotrzebny chyba byłby potop ;))), czy rażenie Sodomy. Chyba sie nie łudzisz, ze swiat wspolczesny nie jest juz powtórzeniem wystepkow wiekow minionych? ;)

Klitajmestra

witaj !

jednym słowem, niektórzy są "jako groby bielone" znacznie przed wykorzystaniem ich możliwości fizycznych ? zastanawiałem się nad motywacjami do życia - wydaje się, że nie wszyscy uważają (a przynajmniej się tak zachowują), że rozówj duchowy jest ich celem; w tym kontekście, niekoniecznie brak możliwości jego kształtowania oznacza wstąpienie na ścieżkę umarłych.. ale przyznaję, że dla ludzi dbających o swą kondycję psychiczną, to może być przyczynek do depresji

tyle, że do eutanazji ma się to chyba nijak :)

a co do akapitu o seksie... jednak słowa mają swoją definicję i wykraczając poza ocenę moralną opisana sytuacja jest sodomią, nie cudzołóstwem...

nie sądzę jednak, by w przykazaniach można było doszukiwać się ochrony zwierząt - przkazania są skierowane do ludzi... dziś czasy są inne i rzeczą naturalną jest większa wrażliwość i humanizacja... i jak wszędzie znajdą się rozmaici odchyleńcy, którzy bez zmrużenia oka utopią worek kociąt, ale i tacy, którzy będą protestować przeciw budowie drogi z uwagi na wylęg żab.. gdzieś pomiędzy skrajnościami drzemie mądrość, by czasem pozostawić sprawy własnemu biegowi, a reakcji nie uprawniać... to jest zupełnie off topic, ale ufam, że w swej masie ludzie kierują się rozsądkiem i współczuciem i jeśli strzelają do koni ze złamanymi nogami, to widać jest to racjonalnie uzasadnione...

pozdrawiam

nikky

Racjonalnie uzasadnione mordowanie koni? Racjonalnie, mowisz? W rozumieniu bestii ludzkich zapewne tak. Uzasadnienie jest takie, ze nie wygraja juz wiecej w wyscigu. A ze moglyby dozyc swoich lat na pachnacej lace w szczesciu i estymie to przeciez kogo interesuje? Pewnie tylko odchylencow... Pozdrawiam

Klitajmestra

przykro mi, ale nie znam się na chorobach koni - mam natomiast znajomych weterynarzy, więc zapytam
rozumiem Twoje rozgoryczenie, ale nie wszystko i nie zawsze można u zwierząt leczyć - ponoć np. psów się nie gipsuje - ale po złamaniach oraz nawet krzywym zrośnięciu ich sylwetka pozwala im na bieganie; może konie biegać już nie mogą a na leżąco jeść trawy nie potrafią ?

dobrze jest coś wiedzieć przed wydawaniem kategorycznych sądów

Klitajmestra

i już coś dla Ciebie znalazłem

http://www.dor-rol.com.pl/dir-arch/2003/01/0103-6-10.htm [www.dor-rol.com.pl/dir- ...]

być może owo zabijanie koni jest bardziej filmowe niż rzeczywiste...

użytkownik usunięty

Każdy sobie może zjeść trutke i umrzeć a eutanazja to danie narzedzia nowy doktorom Mengele !!! Oni są i holenderski przykład jest porażający. Lekarz który zasmakuje w tym procederze ZMIENIA SIĘ!!! ZACZYNA TO LUBIĆ! TAK JAK MENGELE 60 LAT TEMU

użytkownik usunięty

Każdy sobie może zjeść trutke i umrzeć a eutanazja to danie narzedzia nowy doktorom Mengele !!! Oni są i holenderski przykład jest porażający. Lekarz który zasmakuje w tym procederze ZMIENIA SIĘ!!! ZACZYNA TO LUBIĆ! TAK JAK MENGELE 60 LAT TEMU

Klitajmestra

Dla mnie ‘W Stronę Morza’, pomimo ogromnego tragizmu jaki w sobie zawiera, to tak naprawdę film o afirmacji życia, o jego pełni, z której świadomie i z wielkim żalem zrezygnował Ramon. Szczególnie widać to na przykładzie Julii, która pomimo nieuleczalnej choroby nie potrafiła się z życiem rozstać, mimo jej wcześniejszych gorących deklaracji i zapewnień.

Natomiast Ramon również je kochał, równie mocno jak morze, które okazało się dla niego zarówno łaskawe jak i okrutne, wiele mu dało, by w następnej chwili wszystko mu odebrać. Takie wypadki są również nieodłączną częścią losu, ale pytanie jakiego?

Dla Ramona zupełnie pozbawionego soków i energii, przynosząc jedynie cierpienie, na zawsze przykuwając go do łóżka, z którego już nigdy nie mógł powstać & z czym nie potrafił się do końca pogodzić. Pozornie silny i uśmiechający – jak powiedział w jednej ze scen ‘śmieję się przez łzy’, a tak naprawdę niewyobrażalnie cierpiący, nie mógł już dłużej znieść swojego stanu i patrząc na jego zmagania trudno mu się dziwić i nie spróbować zaakceptować jego decyzji. Zwłaszcza, że uparcie i przez wiele lat dążył do powziętego przez siebie ostatecznego celu, który mimo zwątpienia i miłości najbliższych osób, postanowił zrealizować. Ramon walczył do końca, choć jestem przekonana, że był to dla niego niewyobrażalny wysiłek i męka, jednak patrząc na to jak cierpi, myślę, że o wiele większą było mu jej dalsze wzbranianie i nie danie możliwości wyboru.

Sama nie będąc w tak trudnym położeniu jak bohater filmu Amenabara, nie mam pojęcia jakbym się zachowała i czy strach przed śmiercią oraz kurczowe trzymanie się życia nie przezwyciężyłoby największego nawet odczuwalnego bólu. Jednak wiem, że nie mając wówczas prawa wyboru, czułabym się równie bezsilna co Ramon. Dlatego ja jego decyzji z całą pewnością nie potępiam i myślę, że skoro śmierć była dla niego jedynym wybawieniem, to jego wybór, jakikolwiek wybór, powinien zostać uszanowany.

użytkownik usunięty
cherry

Podzielam twoje zdanie. Ten film byl afirmacją życia. Ale uwazam ze Ramon nie zrezygnowal z niego w pelni swiadomi. Smierc nazywal swoja kochanką, przyjaciólka, której nie mogl w calosci objąć i pocalowac. Mysle ze wybral tą droge bo byla najpewniejsza i nadawala sens. Bo co to oznacza "godne zycie"? Czy inni je mieli a on nie? Dlaczego ja mam pryszcze a on jest przystojny? I dlaczego musze sie z tym godzic? Mysle ze Ramon przez 26 lat przykucia do lozka nigdy nie pogodzil sie z pewnym faktem. Z faktem bycia czlowiekiem, ktoremu zostalo dane zycie w lozku. Nie potrafil docenic calej krzataniny wokol niego, milosci jakiej mu dano, zlosci Xaviera za to ze nie moze obejrzec meczu albo ze musi robic wszystko co ten mu powie. Uwazam ze Ramon chcial po ludzku zachowac zycie a nie je stracic. Nie mam o to do niego pretensji ale bez tego nie ma milosci. Uwazam ze bohater nie potrafil kochac i wszystkie sposoby, jakimi Bog do niego przemawial..przez ludzi, sytuacje, rzeczy.. nie daly mu choc chwilki pomyslenia:dostalem to co widze wszytsko za darmo! Jaki jestem glupi ze sie z tego nie ciesze! Gdzie moja pokora wobec pieknego Boga.!

Bez milosci wszystko jest miedzia brzeczaca albo cymbalem brzmiacym. Nic sie nie podoba i wszytsko jest zle. Na nasze nieszczescie ( a moze szczescie) jest to laska ktora dostajemy badz nie. Moze on jej nie dostal i dlatego musial umrzec.. moze nigdy nie poprosil?

Szkoda mi go bylo ale jednoczesnie wiedzialem ze musi go czekac upadek. Bo nie widzial nic procz siebie. Wiem ze pewnie pomyslicie-jak ty bys byl przykuty do lozka tez bys tak myslal- pewnie tak. Ale mialem odwage mimo wszystko szukac. On sie poddal. Chcial tylko swojego. EUTANAZJI MOWIE NIE!

Zgadzam się z Tobą, że Ramon nie potrafił docenić wszystkich dobrodziejstw, jakie mimo całego jego położenia, zostały mu ofiarowane, widząc tylko swoją własną rację i nie dopuszczając choćby myśli o innym niż postanowionym przez siebie wyborze.

Nie był też opuszczony i pozostawiony samemu sobie, miał mnóstwo powodów aby żyć, otrzymał miłość i talent pisarski, o czym inni w podobnym położeniu mogliby tylko marzyć. A jedna to wszystko niestety odrzucił i uparcie postawił na swoim wybierając śmierć…

Bez względu na to jak wiele dostrzegam w jego decyzji egoizmu, poddania się i braku podjęcia chociaż próby pozostania na ziemi, to patrząc na jego straszny stan, z którym przyszło mu się zmagać przez tak wiele długich lat, walkę jakiej się podjął i na to kim był przed wypadkiem, nie potrafiłabym go potępić i odmówić mu prawa, którego się tak desperacko do samego końca domagał.

cherry

Specjalnie pominęłam jak dotąd milczeniem samego Ramona, właśnie z uwagi, że budzi on we mnie bardzo mieszane uczucia. Tzn. fajny gość z poczuciem humoru i być może obdarzony talentem (niestety nie było dane poznać jego poezji poza jednym ledwie wierszem do nienarodzonego syna).

Wspomnę najpierw postać księdza. Wystarczy na niego spojrzeć, a wcale nie wsłuchiwać się w banialuki, jakie ci dwaj panowie sobie serwują przez posłańca, żeby zdać sobie sprawę, że można żyć inaczej niż obmyślił to sobie Ramon.

Mamy dwie osoby pokrzywdzone, powiedzmy przez los, pokrzywdzone w stopniu zbliżonym, a może i takim samym. Jaka zatem jest różnica między tymi dwoma panami? Ano jeden jeździ sobie na wózeczku i dzieli się sobą z innymi, drugi natomiast, czyli nasz Ramon, ostentacyjnie odrzucił wózek inwalidzki na rzecz równie ostentacyjnego okupowania łóżka i walki o prawo do humanitarnej śmierci. I chwała mu za to, bo kawał dobrej roboty dla strudzonych życiem odwalił. To się chwali. Niemniej: faceta stać na dowcip, pewien charme, potrafi przyciągać do siebie, ale coś w nim jest nie tak. Ten gość po prostu nie chce żyć. Pod przykrywką paraliżu walczy o śmierć, ale on i wcześniej też po śmierć już sięgał.

Brat Ramona przedstawiony jest w filmie jak jego antypoda, jak żelazny przeciwnik zadania śmierci w jego domu. Nie jestem wcale przekonana, czy to właśnie nie brat pomógłby Ramonowi rozstać się z życiem, gdyby ten np. niepomiernie cierpiał i ze zwykłego współczucia skróciłby udręki Ramona. Rzecz w tym, że Ramon ma się dobrze, opieka przy nim jest perfekcyjna. Można oczywiście się zastanawiać, czy takie życie nie jest swoistą udręką. Może być, równie dobrze może nie być. W każdym razie otoczony jest przez ludzi całkowicie mu oddanych i, co widać gołym okiem, kochających go nie miłością na pokaz, ale niezwykle rozsądną i prawdziwą.

Ramon, czego film nie przemilcza, za młodych lat skoczył i skręcił kark na płyciźnie. Jest postawione pytanie, jak on, marynarz, mógł zapomnieć o odpływie. Wcale nie dostajemy odpowiedzi na to pytanie. To mogła być równie dobrze próba samobójcza. Czyli pragnienie śmierci u Ramona nie rodzi się wskutek doznanych obrażeń, ono jest w nim już wcześniej. Myśl o śmierci jest jego ideą fixe, którą pragnie zrealizować bez względu na okoliczności, i najprawdopodobniej wcale nie ze względu na kalectwo jedynie.

Niezależnie od uwarunkowań i potencjalnych możliwości też stoję murem po stronie Ramona. Pragnął śmierci (moim zdaniem każdy z nas powinien mieć prawo do wcześniejszego, godnego rozstania się z życiem) i dopiął swego, aczkolwiek wzorem dr. Juliusa Hackethala, specjalisty od chorób raka, zwolennika czynnego wspomagania osób pragnących śmierci w przypadku pacjentów chorych nieuleczalnie, musiał tak zaaranżować rozstanie z życiem, aby nie było żadnych wątpliwości, że nie został do tej śmierci zmuszony czy też nakłoniony. Kamera pozbawia jednak intymności, jaka w moim pojmowaniu przynajmniej powinna towarzyszyć śmierci. To przecież nie narodziny, godne fanfar, ale zgaśnięcie, być może nawet przejście w nieodgadnione. Nobody knows. Jednak warto bardziej skupić się na wnętrzu niż jakimś cholernym oku kamery.

Klitajmestra

witaj :)

Wspominanie Hackenthala jako specjalisty od raka jest dość dwuznaczne - Hackenthal miał swą prywatną kilinikę, gdzie stosował metody tzw. niekonwencjonalne. Abstrahując od ich skuteczności, bo moim zdaniem o ile uzyskał zgodę pacjenta miał prawo robić co tam chciał, nazywanie go specjalistą jest nadużyciem. Człowiek stał poza nurtem medycyny klasycznej.

pozdrawiam

nikky

Miał tytuł profesora a licencji lekarskiej, mimo licznych toczonych przeciw niemu procesów, nie został nigdy pozbawiony.

Klitajmestra

ależ ja się o to nie spieram - ale czym innym jest tytuł profesora, a czym innym autorytet w dziedzinie leczenia raka

wydaje się, że należy trzymać się pewnych definicji - równie dobrze można by nazywać czekoladą wyrób czekoladopodobny, tylko dlatego, że niektóre osoby cenią go wyżej niż prawdziwą czekoladę

nikky

Ależ miał licznych zwolenników swoich metod leczenia, co nie przeszkodziło jemu samemu umrzeć na raka płuc ;)
Cóż, szewc bez butów chodzi ;)

Klitajmestra

o tym właśnie pisałem :) liczni zwolennicy nie kreują definicji
sam prowadzałem teścia do jednego człowieka, który robił jakieś wywary, które pomagały na cukrzycę, chłoniaka i coś tam jeszcze - ściany miał zawieszone dyplomami ze wszystkich stron świata i kazał się tytułowac profesorem

i mimo lepszego samopoczucia teścia po tych ziołach trudno mi go mianować specjalistą diabetologii i hematologii

pozdrawiam

nikky

Profesor Hackethal odebrał wykształcenie akademickie, był lekarzem, dokładnie chirurgiem. A nie zielarzem, irydologiem czy bioenergoterapeutą.
Julius Hackethal łączył w swojej Parkklinik klasyczne metody onkologii z medycyną bioenergetyczną Jego osiągnięcia są kontynuowane i łączone aktualnie z medycyną chińską.

Klitajmestra

oczywiście, nie neguję informacji podawanych w sieci - chodzi mi wyłacznie o to, że specjalistą tytułuje się zwyczajowo osoby, które zajmują się medycyną wedle zasad EBM, innych tych, nieco stukniętych czasem odkrywających cuda trudno nazwać specjalistami...

nikky

stukniętych?

Klitajmestra

czasem naprawdę są stuknięci... ponoć każdy geniusz tak ma ;)

nikky

bez genialnych odchylencow siedzielibysmy w jaskini

Klitajmestra

Ja również mam mieszane odczucia w stosunku do Ramona, do którego zdawały się nie trafiać żadne argumenty jego najbliższych, ich wieloletnie bezinteresowne poświęcenie oraz nieoczekiwane pojawienie się w jego życiu dwóch kobiet, przekonując się, że może warto się jeszcze nad swoim wyborem zastanowić i nawet będąc przykuty do łóżka, życie może go jeszcze czymś pozytywnym zaskoczyć.

Co więcej uważam, że posłużył się wręcz emocjonalnym szantażem wobec Rosy, która gotowa była zrobić dla niego absolutnie wszystko, a jeśli się kocha prawdziwie to o takim postępowanie nie może być w żadnym wypadku mowy. Można by śmiało powiedzieć, że otoczony tak troskliwą opieką, obdarzony talentem poetyckim i miłością powinien nie tylko być wdzięczny, ale również pomimo ogromnego cierpienia starać się przynajmniej dać szansę życiu.

Z drugiej jednak strony myślę, że ostatecznie decydując się na śmierć tak naprawdę był już u kresu wytrzymałości, która przejawiała się choćby w gwałtownej huśtawce jego nastrojów od całkowitego rozgoryczenia, żalu, irytacji, zdenerwowania i doprowadzania wszystkich do białej gorączki, po śmiech, apatię i całkowity spokój w chwilach słuchania muzyki i niespełnionych marzeń. To właśnie w nich widzimy, jakim Ramon pragnął siebie widzieć, mogąc stanąć na własnych nogach i wzbić się tak wysoko, by móc znów dosięgnąć morza, które tak brutalnie się z nim obeszło, a które mimo wszystko do końca kochał. Ta świadomość niekończącego się leżącego uwięzienia musiała zrodzić w nim z biegiem lat narastającą stopniowo ogromną frustrację, zniechęcenie, poddanie się, a w następnie nie mniej silny gniew, sprzeciw i w końcu walkę, aby móc odejść na zawsze.

Być może, tak jak napisałaś, Ramon przed samym wypadkiem świadomie skoczył do wody doskonale zdając sobie sprawę co mu grozi i już wtedy chcąc skończyć swoje życie, a może był to po prostu nieszczęśliwy wypadek, który równie dobrze mógł się przytrafić nawet najbardziej doświadczonemu marynarzowi. Jednak tego jak było naprawdę już się nie dowiemy. Wiemy natomiast, że podjął swoją nieodwołalną decyzję i niestety nikt nie był w stanie go od niej odwieźć.

W moim odczuciu to, co zrobił jest straszne, tak samo przede wszystkim jak stan, w którym się znajdował oraz to, że nie widział innego sposobu. Myślę jednak, że wzbranianie jego decyzji mogło tym bardziej umocnić jego niezachwiane przekonanie o wyborze śmierci, której na pewno jak każdy człowiek również się obawiał.

Był jednak do samego końca nieugięty w swojej postawie, bo będąc przykuty do łóżka i cierpiąc już nie widział i nie chciał widzieć dalszego sensu życia, jednocześnie zamykając się w swoim bólu przed całym światem. Ja jednak bez względu na wszystko jego wyboru nie potrafię zanegować i uważam, że powinno się go uszanować jakikolwiek by on nie był, bowiem każdy cierpi inaczej.

Zgadzam się z Tobą w kwestii sceny śmierci Ramona, która została zbyt dokładnie ukazana na ekranie, pozbawiając jej jakże ważnej i niezbędnej chwili intymności. Być może jednak taki był celowy zamysł Amenabara, aby jeszcze mocniej zwrócić naszą uwagę na jakże trudny problem eutanazji i pokazać, że nigdy nie ma wówczas łatwych wyborów i jednoznacznych odpowiedzi.

cherry

Owszem, posłużył się szantażem wobec Rosy, chociaż z drugiej strony dzięki temu zabiegowi Rosa jakby w oka mgnieniu wydoroślała. No cóż, znalazła dla siebie bardzo specyficznego guru. Aczkolwiek, jej decyzja wcale nie jest efektem tzw. miłości, co raczej sprytnej manipulacji Ramona. Ale doświadczenie dla Rosy jest wielkie.

Dobrze powiedziane: „straszne, że nie widział innego sposobu.”
A nawet ten sposób widoczny jest w filmie jak na dłoni.
Ramon jest zacietrzewiony w swoim dążeniu.
Ja też go nie potępiam, jednak odczuwam dyskomfort zapoznając się z jego historią, taką jaka została przedstawiona w filmie.

Scena śmierci wbrew pozorom wcale nie została ukazana dokładnie. Została drastycznie wręcz skrócona.
Zadaję sobie zresztą pytanie, dlaczego cyjanek, dlaczego nie np. morfina w przedawkowaniu, aby tę śmierć jednak „uprzyjemnić”.
W końcu to nie miało być samobójstwo lecz eutanazja, która z samej nazwy powinna być zabiegiem wolnym od bólu, nieomal błogim przejściem w zaświaty. Zażycie cyjanku wiąże się z odczuwaniem bólu.
Chodziło mi raczej o to (co zresztą rozumiem, i dopóki eutanazja nie zostanie uznana prawnie, jej dokumentacja kamerą jest nieodzowna, jest np. dowodem na niezastosowanie przemocy), że aktualna sytuacja (poza Holandią, Szwajcarią i częściowo Niemcami) zmusza do środków ostrożności, a tym samym ograbiania z intymności tego najważniejszego bodaj w życiu zdarzenia, wymagającego szczególnego wyciszenia, szczególnie jeżeli zakładamy możliwość istnienia życia pozagrobowego. Naturalnie można sfingować samobójstwo, ku czemu skłania się część osób wypowiadających się nie tylko pod tym tematem. Pewnie, na wszystko jest sposób, tylko na co komu w takim razie prawo w ogóle?

ocenił(a) film na 8
Klitajmestra

Eutanazja. Bardzo skomplikowany problem. Osobiście, jako osoba zdrowa, mogąca wypowiadać się zupełnie teoretycznie, mówię nie. Dla mnie eutanazja jest ucieczką, zaprzedaniem swojego człowieczeństwa, a to traktuję bardzo poważnie. Dlatego też uważam, że należy zrobić wszystko, co w ludzkiej mocy, by dawać ludziom nadzieję, by przywracać im chęć do życia, dodawać sił, by mieli wolę pozostać Człowiekiem. Jest jednak coś, co jest dla mnie ważniejsze niż życie, owo sacrum sacrorum, kwintesencja człowieczeństwa. Tym czymś jest wolna wola. Kiedy więc mówię "zrobić wszystko", znaczy to tyle co: "zrobić wszystko z wyjątkiem ograniczania wolnej woli". Człowiek sam odpowiada za swoje czyny. Ma prawo wybrać, co zechce i wziąć na swe barki konsekwencje swych decyzji. Nie można mu zabronić zrzec się własnego człowieczeństwa. Nie każdy z nas jest Chrystusem zdolnym cierpieć i cierpieć i cierpieć. Niektórzy z nas to tchórze. Innych załamuje cierpienie, które zabija wszystko, które pochłania świat w niemiłosiernym świetle bólu. Nie mam prawa ograniczać ich wolnej woli w imię MOICH własnych poglądów. Narzucanie innym bohaterstwa, żebyśmy my sami czuli się silni to egoizm najgorszy z możliwych. Zmuszanie bliskich do cierpienia, bo się ich kocha i nie chce się z nimi rozstawać, to potworne wynaturzenie uczuć. W miłości "ja" się nie liczy. Jeśli więc kogoś się kocha, to chce się dla tej osoby jak najlepiej, a nie dla siebie.
To jednak, co najbardziej denerwuje mnie u zwolenników eutanazji, to ich kampania o to, by pomoc w odejściu z tego świata nie miała żadnych konsekwencji. Bzdura!!!! Odebranie życia jest zawsze i w każdych okolicznościach czynem, za które jeśli nie tu prawnie, to tam, na drugim świecie, przyjdzie nam ponieść konsekwencje. I owa skłonność do poświęcenia własnego dobra, do poniesienia konsekwencji (jakiekolwiek by one były) w imię miłosierdzia jest dla mnie nierozerwalnie związana z eutanazją. Bez tego nie ma uczuć, jest tylko procedura zarzynania zwierzęcia.

torne

Jeśli wypowiadam się za (też zresztą teoretycznie), dotyczy to oczywiście przypadków ekstremalnych, za eutanazją Ramona np. wcale się nie opowiadam.

Z drugiej strony, aczkolwiek nie o eutanazję chodzi, gdy dowiedziałeam się o śmierci bliskiej mi osoby (w wypadku) jedną z moich pierwszych myśli było: nie mogło stać się lepiej. Znając jej stan ducha, uznałam, że okoliczności fantastycznie wprost się ułożyły, iż została uwolniona od tego mozołu, w którym nie była w stanie należycie (ku własnemu zadowoleniu) się odnaleźć.

Zaprzedanie człowieczeństwa? Czyżby borykanie się z cierpieniem ponad miarę stanowiło o człowieczeństwie?
Czy właśnie cierpienie nie zezwierzęca? Czyż np. nie sprzedam się za uśmierzającą ból dawkę?

Trudno mi oceniać powiedzmy duchowe cierpienia Jezusa, jednak cierpienie czysto fizyczne nie było w jego przypadku rozciągnięte w czasie nadmiernie, było to cierpienie limitowane, nie był torturowany czy zaszczuwany latami, a jedynie dni kilka, nie czekał na egzekucję przez czas bliżej nieokreślony, egzekucja nie była też odwlekana.

Nie wiem, jaką nadzieję można dać osobie nieuleczlnie chorej, czyli już skazanej, skręcającej się z bólu. Ten rodzaj cierpienia ma niewiele wspólnego z tchórzostwem. Wystarczy mi przywołać w pamięci ból brzucha powiązany ze stanami bliskimi utracie przytomności, czy też - ot bagatela - silne bóle migrenowe, a następnie wyobrazić sobie, że stany te miałyby zagościć w moim ciele nie przejściowo lecz na stałe, żeby zrozumieć, jakie może być źródło nieprzemożnej chęci rozstania się z życiem.

Zwolennikom eutanazji chyba chodzi o brak konsekwencji wyłącznie natury prawnej. To co dzieje się we wnętrzu człowieka jest trudne do docieczenia. Wystarczy zresztą przypadkowo zabić człowieka, przez nieostrożność, ot rozjechać samochodem nie z własnej winy, nie ponosząc konsekwencji prawnych, a jednak nosić ten ciężar w sobie do końca życia.

Trudno oceniać, nie da się ocenić, jakie konsekwencje i czy w ogóle poniesiemy na tzw. drugim świecie. Czy w ogóle tam dotrzemy?

Działanie zgodne z sumieniem, z czystym sercem, moim zdaniem nawet nie może mieć konsekwencji w sensie zanieczyszczenia karmy. Nie zachęcam do dopuszczania się aktu eutanazji wbrew sobie. Osoba wspomagająca nie powinna być pod presją ani też działać z niskich pobudek, bo tylko wtedy mogę mówić o ewentualnych konsekwencjach, których być może sobie nie uświadamiamy.

ocenił(a) film na 8
Klitajmestra

Zacznę tak trochę z boku:
Co to są przypadki ekstremalne? Znam osobę, dla której złamany paznokieć to tragedia, z którą nie może się równać nic na świecie! Dla ciebie (podobnie i dla mnie) "dignitas" nie jest czymś, co kwalifikuje się jako przypadek ekstremalny, ale dla Ramóna tak właśnie jest.

Dla mnie wartość naszego człowieczeństwa określa właśnie zachowanie w sytuacjach ekstremalnych (sic!), w sytuacji cierpienia. Łatwo być człowiekiem, kiedy jest się zdrowym, pięknym i młodym. To żadna sztuka. To o niczym nie świadczy.

Ja rozumiem, że osoby cierpiące mogą woleć przerwać cierpienie, odejść. Jestem prawie pewien, że sam bym wolał... A jednak dla mnie, w głębi duszy, jest to wielka strata, jest to wielka tragedia, jest to porażka. A ponieważ wierzę w życie po śmierci, wierzę też, że nie obędzie się bez konsekwencji.

Dobrymi intencjami zaś jest piekło wybrukowane. Często czyniąc dobrze (w naszym mniemaniu) czynimy tak naprawdę zło. Nie widząc całości, koncentrujemy się na jednym elemencie, który wydaje się nam błędny i próbujemy go naprawić... tymczasem element ten właśnie w takiej postaci mógł stanowić niezbędny trybik maszynerii prowadzącej do większego dobra. Stąd też "czyste sumienie" moim zdaniem wcale nie oznacza "czystej karmy".

torne

Ekstremalne obiektywnie.

Ale ta osoba od paznokcia chyba nie zamierza odbierać sobie życia z powodu jego złamania ;)

Wiem, że tak ma się rzecz z Ramonem i dlatego wcale go nie potępiam, uważam że miał prawo odejść, aczkolwiek w jego przypadku czynowi temu nie przyklaskuję.

Nawet będąc zdrowym jest dość okazji by wykazać swoje Człowieczeństwo.
Nie muszę czekać na ekstremalne cierpienie (na granicy wytrzymałości), żeby być Człowiekiem.
Na pewno w sytuacjach ekstremalnych (coraz idiotyczniej to brzmi) możemy zweryfikować swoje Człowieczeństwo ale posługiwać się nim możemy zawsze.

Dlaczego odejście w cierpieniu ma być porażką, czyż dopieszczanie siebie nie jest nakazem najwyższym? (Przynajmniej dla mnie).
Największym przewinieniem jest czuć się źle ;)
Jeżeli zatem skracam to złe samopoczucie i robię sobie uprzejmość, jaką w tym przypadku byłaby śmierć, w zasadzie nie mogę dla siebie zrobić nic lepszego.
Myślę że naprawdę cierpiąc, realnie, nie miałbyś już chwili na rozważanie, czy odejście jest stratą czy odwrotnie, po prostu to robisz, to co w danej chwili wydaje się najsłuszniejsze, możliwie bez obciążania się myślą o konsekwencji, bez ganienia siebie, to chyba w ogóle w życiu najważniejsze, w czynieniu postępów: nie ganić siebie.

Być może jest jak mówisz, jednak któż jest w stanie ogarnąć całość? I czego spodziewasz się po sobie więcej, jeśli jesteś niechybnie i tak skazany na śmierć i jedynie skracasz męki, które i tak nie dają możliwości na kolejne i kolejne doskonalenie...

A te porównania chrystusowe, które sama wcześniej zastosowałam, wydają mi się raczej chybione. Jeśli już odwoływać się do postaci biblijnych, to chyba jedynie Hiob byłby w miarę sensownym odniesieniem.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones