Nieświadomi ludzie wierzą w dobroć swojego wodza, który ma ich uchronić przed inwazją Amerykanów i ich sprzymierzeńców. Chociaż nienawidzą Ameryki, chętnie korzystają z dobrodziejstw zdobyczy cywilizacyjnych, choćby ta jedyna pizzeria, kręgielnie czy stare wesołe miasteczka - co za hipokryzja. A te ustawki w szkołach, na placach i innych miejscach - no pranie mózgu, ale jak nie ma się szansy na to, by choćby poznać inne wzorce, niekoniecznie złe, to wcale nie dziwi mnie ten szacunek i podziw dla wodza...
Najlepsza rzecz to drogi - oczywiście bez samochodów (jest ich znikoma liczba), bez korków i dziur, czyszczone jak podłogi...
Mnie zastanawia jedno - skoro "zamykają się" swoim kraju, to skąd wielu z tych przewodników umie języki obce? Kogoś wysłali na kurs językowy, podczas którego bacznie osobę obserwowano czy porwali ludzi z Europy czy Ameryki, by nauczył Koreańczyków czy też pracują dla nich szpiedzy? Hmm...
Metaforą Korei Północnej jest bez wątpienia "policjantka" kierują ruchem drogowym, a właściwie jego brakiem... . "Bo w Korei wszystko chodzi jak w zegarku szwajcarskim".