Po pierwszych recenzjach wychodzi na to, że gry nadal mają i mieć będą ciężko. I nie pomógł wielki fandom oraz miliony graczy online. Film po prostu został nie tylko brutalnie zlany i potraktowany jako pośredni blockbuster, ale też nie dano mu szansy, na którą liczyli twórcy tytułując film Początek.
A składa się na to wiele czynników:
- mało znany reżyser - jedynie Kod nieśmiertelności Duncana jest jako tako znane powszechnie, Moon to raczej film, na który trafia się przez przypadek
- zero parcia na ekranizacje gier - nawet newsy związane z castingiem (Tomb Rider) czy też pierwsze zwiastuny (Assasin Creed) pokazują, że ludzie nadal są w fazie "innej rozrywki" - czytaj: komiksowa batalia trwa
- zerowy marketing - dwa, może trzy zwiastuny i klipy, które wrzucane były w takim odstępie, że zdążyłem kilka razy sprawdzić czy ten film na pewno ma premierę w tym roku
- stosunkowo niski fandom i target odbiorczy - gry to jednak nie są komiksy czy nawet książki
- premiera - początek czerwca, czas, gdy w kinie obsługa widza jest zszokowana widzami
Ludzie chcą po prostu dobrych filmów a gry to obecnie najpopularniejsze medium rozrywkowe, wielu ludzi poszłoby na ekranizacje swoich ulubionych gier ale należy rozróżnić gry od filmów, dopiero wtedy zaczną powstawać dobre ekranizacje gdy twórcy zamiast nieudolnie przenosząc gry na ekran zaczną kręcić dobre filmy czerpiąc z uniwersów gier tak jak robią to twórcy ekranizacji komiksów czerpiący do woli z komiksów. Przykład że robienie z gier filmów to zły kierunek pokazał ostatnio choćby Hardcore Henry. Ten film jest straszny, okropny, po prostu zły, ostateczny dowód że NIE WOLNO z filmów robić gier.
Mówisz jakby gier nie odróżniano od filmów i to było ich problemem. Kupowanie gier i granie w nie =/= kupowanie biletów do kina na ekranizację gry.
Nie kupowanie gier a biletów do kina tylko podejście do tematu że filmy mają upodobnić się do gier co jest kompletnie błędną drogą i to dotyczy nie tylko ekranizacji gier ale zobaczmy choćby te fragmenty drugiej części Dnia niepodległości. To wygląda tak sztucznie jak gra komputerowa i w ogóle nie wywołuje emocji. I takich sztucznych filmów powstaje sporo jak choćby Bogowie Egiptu, ten film jest tak sztuczny że trudno go w ogóle nazwać filmem. Warcraft też wygląda jak wizualna wydmuszka pozbawiona jednak choćby odrobiny aktorstwa czy ciekawej fabuły. Ale twórcy pewnie powiedzą że to ekranizacja gry, świat gry przeniesiony na ekran. Zapominają że film rządzi się innymi prawami i strona wizualna nigdy nie zastąpi aktorstwa i fabuły a pograć się w to nie da na dużym ekranie.
To, że coś porównujemy do gry komputerowej nie oznacza, że na tym wzorowali się twórcy. Tak zbudowany jest nasz umysł, że szukamy odpowiedników w tym przypadku efektów specjalnych w innym medium.
W ogóle, nie rozumiem twojego zarzutu.Filmy nie powinny się upodabniać do gier pod względem wizualnym, bo? Co wygląda sztucznie? Co nie wywołuje emocji? Wybuchy? Lasery?
Bogowie Egiptu powstaliby i bez gier wideo, tak samo jak powstała Kosmiczna gorączka, Mumia czy momentami Hobbit.
Nie pojmuję twojego rozróżnienia strona wizualna - aktorzy i fabuła. Mówisz jakby to były elementy filmu oddzielone od siebie grubą krechą. Strona wizualna często może wpływać znacząco na resztę filmu, czego przykładem jest filmografia Wesa Andersona. Jedna racja, strona wizualna to nie wszystko, lecz zawsze dobrze, gdy i ona istnieje
Chyba co innego jest jak są zdjęcia jakiegoś Lubezkiego z naturalnym oświetleniem a co innego jakieś całkowicie sztuczne środowisko na green screenie? A jak dojdzie do tego fabuła rodem z gry komputerowej gdzie bohater przechodzi kolejne etapy, bazy oskryptowanej do bólu rozgrywki i to samo zastosuje się w filmie to co wychodzi? To co w grze sprawdza się świetnie bo i skrypty i dobrze wygenerowane środowisko wpływają na grywalność tak z filmu to samo robi zwykłego gniota. Gniotem jest Hardcore Henry. Ktoś powie że to pierwsza udana próba przeniesienia FPS-a do świata filmu. Nie, to jest gniot a nie film. Tak samo gniotami są inne filmy starające się zastąpić dobrą fabułę i aktorstwo sztucznymi efektami na green screenie jak Bogowie Egiptu. Hobbit trylogia to też był chłam swoją drogą.
Jasne, że inaczej to wygląda, ale co to ma do rzeczy?
Chciałbyś w konwencji Zjawy zobaczyć orków dwa razy większych niż ludzi, którzy wymachują młotami 3 razy większymi niż oni sami?
Wiele skryptów tak właśnie jest skonstruowanych, zwłaszcza blockbusterów, bo to naprawdę proste historie, do robienia których potrzebny jest prosty schemat.
Hardcore Henry to przede wszystkim eksperyment i kolejny etap w przenoszeniu gier na duży ekran. Nie widziałem go, ale zapowiedzi i pozytywne recenzje do teraz każą nadrobić mi zaległości.
Istnieje n filmów, w których fabuła i aktorzy grają drugie, a nawet trzecie skrzypce.
Dobra fabuła nie może być że z punktu A przechodzi się do punktu B po drodze ubijając masę potworów a po dojściu do punktu B uruchamia się krótka scena dialogowa tłumacząca jak dojść do punktu C i po drodze znów ubić masę potworów. W grach to może działa ale film to inne medium. Nawet prosta fabuła powinna być elastyczna. Aktorzy powinni grać a nie być tablicą ogłoszeniową jak w wielu grach. W grach to się sprawdza ale w filmach nigdy. Tak samo przesyt CGI tworzy wrażenie sztuczności, chyba wyjątkiem był Avatar gdzie środowisko było sztuczne ale nie sprawiało takiego wrażenia. Ale nawet pomimo to fabuła w tym filmie była do dupy. Warcrafta jeszcze nie widziałem ale wygląda mi to na typowo Avatarowy crap gdzie w pełni sztucznie wygenerowanym środowisku mamy fabułę do dupy i aktorów na poziomie Stevena Seagala.
Jasne, ale wiele filmów bazuje na podróży bohatera, której celem jest X. Podczas tej podróży przechodzi przemianę i poznaje różne postacie. Pod ten schemat można podciągnąć wiele filmów, od Plutonu, przez Człowieka Demolkę, aż po Gdzie jest Nemo.
Ale dlaczego w tym momencie porównujesz mechanikę gry do filmu? Przecież od początku dyskusji chodzi ci o stronę wizualną. Takiego porównania nie da się wykonać.
Dobrze zrobione CGI nie tworzy takiego efektu, proste przykłady: Smaug, Małpy i Gollum Serkisa, Davy Jones z Piratów.
Nie pisałem że chodzi mi tylko o stronę wizualną a o to że "należy rozróżnić gry od filmów" aby wreszcie stworzyć dobrą ekranizację gry komputerowej należy podejść do tego jak do normalnego filmu a nie dosłownego przenoszenia gry na ekran. Przy okazji wymieniłem kilka syfów filmowych takich jak Bogowie Egiptu czy Hardcore Henry które mniej lub bardziej świadomie starają się wprowadzać mechanikę gier komputerowych albo zwyczajnie tworzyć plastikowe, sztuczne światy z marnym aktorstwem i bohaterami ludzkimi niemalże wlepionymi w ten sztuczny, wygenerowany przez komputer świat. A tak kino powoli się cofa pomimo coraz lepszej technologii, następuje paradoks że technologia zamiast rozwijać sztukę filmową to ją cofa. Wystarczy zresztą obejrzeć stare części Indiany Jonesa i tą ostatnią, plastikowe, skaczące małpy w plastikowej dżungli z plastikowym samochodem.Albo zobaczyć efekty Dnia niepodległości 1996 i Dnia niepodległości 2016. 2016 ma chyba gorsze efekty niż 1996. Co się stało? Czemu film z 2016 roku wali plastikiem kiedy efekty poprzednika w 1996 roku powodowały opad szczęki.