Film jest mistrzowski. Zarówno gra aktorska (wielkie brawa dla Jeffreya i Matthew), muzyka, efekty i przedstawienie tej powieści graficznej są znakomite. Film jest jasny nawet dla osoby, która Watchmen nie czytała (koleżanka ze mną była, nie czytała, a rozumiała). Efekty od początku już powalają i są niesamowite. Aktorzy spisali się świetnie.
Jeffrey Dean Morgan dla którego zainteresowałam się tym filmem w ogóle, wreszcie pokazał, że potrafi zagrać nie tylko tych "dobrych", uroczych przystojniaków, których uwielbiają tysiące kobiet (po jego rolach w "Supernatural", "Grey's Anatomy" czy "PS. I love you"), ale również potrafi idealnie oddać tak złożoną postać jaką był Komediant, którego czytelnik i widz potrafi łatwo znienawidzić na początku, aby pod koniec zacząć się zastanawiać czy aby na pewno on jest taki zły. Żałuję, że było go w tym filmie tak mało.
Matthew Goode jako Ozymandiasz również świetnie wywiązał się ze swojego zadania. Wcielił się w rolę dość psychopatyczną, który dla własnej utopijnej wizji zdecydował się poświęcić miliony, by uratować miliardy. Ciężko mu nie przyznać racji, że jego plan zadziałał. Reszta obsady również odwaliła kawał dobrej roboty, ale szczególnie tych dwóch ww. wyróżniło się według mnie.
Mocną stroną tego filmu są efekty. Często bardzo realistyczne, bardzo dobrze zrobione,duże brawa.
Film jest dość brutalny plus jest tam nagość (dyndający interes Jona mnie trochę śmieszył, ale tak było w tej powieści).
Jeśli ktoś uważa, że to coś w stylu innych efekciarskich ekranizacji komiksów to się zawiedzie, bo Watchmen jest zdecydowanie inny. Łamie konwenanse, bo zwykłego początku, rozwinięcia i zakończenia w uporządkowanej kolejności widz tu nie uświadczy.
Nie jest to film dla każdego, ale do mnie "trafił".
Zdecydowanie wybiorę się na niego po raz drugi.