Dziś byłem w kinie, filmowi przyznaję 9 gwiazdek na 10 w skali filmwebowej. Jest to jeden z najbardziej oczekiwanych przez mnie filmów, tak więc poprzeczka postawiona była wysoko, mimo to film całkowicie sprostał moim oczekiwaniom. Tym co najbardziej urzekło mnie w filmie była historia, która według mnie jest świetna, ale to już zasługa genialnego Alana Moora, autora komiksu. Przypuszczam, że ludzie ktorzy oceniają fabułe jako dno zwyczajnie jej nie zrozumieli. Nie bez powodu komiks (to bardziej nowela graficzna) znalazł się na liście 100 najlepszych powieści The Timesa. Historia jest bardzo złożona, i uważam, że przedstawienie jej w ciągu trzech godzin było bardzo trudnym zadaniem, ale udało się to znakomicie. Co do różnic między komiksem a filmem to owszem, występuje różnica między sposobem zaglady, ale uważam, że bomby są dla typowego widza bardziej przekonywującym rozwiązaniem niż wielka ośmiornica. Należy też pamiętać, że komiks powstał ponad 20 lat temu, kiedy groźba użycia broni nuklearnej wciąż wisiała w powietrzu i była to problematyka na czasie. Co do aktorstwa to za wybitna uważam kreację aktora grającego Rorschacha. Prawde mówiąc totalnie nie interesuje mnie gdzie grał wcześniej, tu sprawdził się bezbłędnie. A co do ubogiej ekspresji "niebieskiego kolesia" to idealnie pasowała ona do postaci oderwanego od rzeczywistości Manhattana. Bardzo też podobała mi się idealnie wkomponująca się w sceny muzyka, za która odpowiadał znany z Californication Bytes. Z tym filmem jest jednak taki kłopot, że cześć wątków, politycznych, kulturowych jest dla polskiego widza zupełnie niezrozumiała, poodbnie jak widz zza oceanu nie wychwyciłby rzomaitych aluzji z filmów Bareji, ale w żaden sposób nie umniejsza to wartości filmów. Resumując, jak dla mnie 9/10, rewelacja, arcydziełem jest komiks!