Zasiadając do filmu spodziewałem się kolejnego średniaka o superbohaterach ratujących świat w kiczowatych strojach. W dodatku kuzyn mi go odradzał, a generalnie mamy podobny gust filmowy. Wybór był przypadkowy, bo akurat nie miałem nic ciekawszego. Pierwszą rzeczą jaka mnie od razu na początku filmu zaskoczyła był mroczny klimat. Przyznam, że nie spodziewałem się tego przy takiej produkcji (nie widziałem zapowiedzi, nie czytałem recenzji). Drugą rzeczą na plus są naprawdę dobre dialogi. Tego też się nie spodziewałem z początku. No i trzecia rzecz: bohaterowie. Po raz pierwszy obrońcy ludzkości nie są nieskazitelnie dobrzy, szczególnie postać Komedianta. Do fabuły nie mam żadnych zastrzeżeń, nie wiem jak wiernie komiks został przeniesiony na ekran, bo komiksu nie czytałem. Do gry aktorskiej nie mam także zastrzeżeń, jednak wybitną bym jej nie nazwał. Muzyka świetnie wpasowywała się w klimat filmu, ale główny motyw nie zapadł mi w pamięci (był jakiś w ogóle?). Drugi film, obok Moona, który został pominięty w Oscarach tegorocznych, a szkoda. Mógłby wskoczyć np za "Dystrykt 9" albo "W Chmurach". Podsumowując, jak najbardziej polecam. Ode mnie dostaje ocenę 8/10, czyli bardzo dobry.

I jeszcze na koniec takie 2 pytania: Czy Jackie Earle Haley (Rorschach) ma taki głos na prawdę czy został on zmieniony komputerowo? I nie wiem czemu przypominał mi trochę Clinta Eastwooda :P.
I drugie pytanie: Dlaczego maska Rorschacha się ruszała? Z czego to wynikało? Bo chyba tylko Manhattan miał takie prawdziwe supermoce.