Za Intro dla Snydera wieeeelkie ukłony. Można oglądać, oglądać, jeszcze raz oglądać i tak w kółko. Na dodatek Bob Dylan - na początku byłem zdziwiony akurat takim wyborem, ale po chwili, gdy wszystko zaczęło składać się w sensowną całość podchwyciłem pomysł i bawiłem się wspaniale! Smaczki jakich mało - Kennedy no i Hipisi.
Krótko mówiąc - za sam początek film zasługuje na dużo więcej, niż może być wart w ogólnym rozrachunku.
Aż chyba obejrzę jeszcze raz:)