Na wstępie zaznaczam, że komiksu nie czytałam, nie jestem fanką wydawnictw tego typu [czekam na ekranizację Thorgala, he he ] mimo to mam słabość do superbohaterów. Dlatego poszłam na ten film. No i nokaut. Muzyka- rewelacja, lepszego podkreślenia tamtych lat nie mogli znaleźć. Aktorstwo- pycha! [w sensie smaku...] I deser- zdjęcia. Larry Fong wymiata... Ale wszystko na głowę bije fabuła. Przy tych postaciach Batman ma rozterki godne nastolatków [bez urazy, też gościa lubię]. Co pisać? Że super są chyba jednak anty? To jednak coś więcej, te postaci nie nadają się do podwórkowej psychoanalizy. Oni po prostu SĄ. I dla nich warto iść na ten film.