Nie polecam. To znaczy nie polecam wszystkim. Fanom wartkiego mordobicia, lotów między wieżowcami , niezwyciężonego suberbohatera zmagającego się z najparszywszym wrogiem, a do tego własnymi słabościami, które jakiś idiota fabulant wcisną mu , by niezbyt rozgarnięty widz wychodząc z kina mógł powiedziec" Batman cierpiał, musiał wygrac z własnym strachem - jest taki ludzki", właśnie tym , tym fanom akrobacji, ten film się nie spodoba.
Odmuskularnienie czegoś co z założenia nie jest niczym innym jak wielkim muskułem brzmi jak sojowy tatar, a nieodmuskularnienie to pokazywanie czegos co już się dawno wszystkim znudziło, jak żuty od pięciu dekad tatar. (oczywiście oprócz pięknych akrobacji między wieżowcami, bo to nie nudzi się nigdy). I to właśnie myślę o tych wszystkich Batmanach, Spidermanach , Iron manach i tym podobych.
Wracając. Strażnicy to świetny film. Świat w nim przedstawiony jest wskroś komiksowy, udało sie to zrobic bez sztucznego zwalniania kadru i zatrzymanych sekfencji znanych z Trzystu czy Sin City, film pozostaje filmem a nie komiksem udającym film, czy też filmem udającym komiks. Mój brat był strasznie zdziwiony kiedy nie podobało mi Sin City za to że jest komisksowe ;"przecież tak lubisz komiksy" , lubie kiedy komiks jest komiksem a film filmem. I jest to świat amerykański, ameryka drógiej połowy dwudziestego wieku ze swoja całą zbiurokratyzowaną administracją, Kenedym , Niksonem, wojną w wietnamie dziecmi kwiatami i superbohaterami, .
Siwtna koncepcja fabuły "co by było gdyby"- superbohaterowie istniejący naprawde- pewnie zostali by upolitycznieni i na sposów amerykański wplecieni w interesy różnych grup, gdyby wygrano wojnę w wietnamie- Nikson rządził by pewnie przez następne 10 kadencji, a rewolucja dzieci kwiatów spaliła by na panewce, zasługując jakąś krótką wzmiankę, stając się taką niewygodną rysą na historii dobrobytu. Gdyby superbochaterowie sie starzeli....i co by było gdyby upadli nie dlatego że zostali pokonani przez własne słabości, ani przez najparszywszego wroga, który złamie im kręgosłup, tylko dlatego, że przestali byc komukolwiek potrzebni.
Swietna postać głównego bochatera , Rorschacha, która hołbi ostatniej, zapomnianej trochę czeszę prawdziwego superbohatera, który przedewszystkim jest wariatem sprawiedliwości. "blogosławieni łaknący sprawiedliwosci", choćby mieli zwariować od osamotnienia w walce- takie hasło powinno mu przyświecać. W Filmie jednak nie ma wariatów. Całośc dotyczy odwiecznego konfliktu - czy można zrobić coś parszywego by w przyszłości wyszlo na dobre, czy można zabić 15 kotów aby 150 żyło bezpiecznie? Rorschach uważa ze nie, i jest w swojej walce osamotniony. Pozatym fabuła ma w sobie jeszcze to coś: jest kompletna, wstęp rozwinięcie zakończenie, ostateczne. Dlatego, drogi widzu, niech nie zwiedzie Ciebie ta na pozur ślamazarna akcja, niezbędne i trochę nudne wątki romansowe( za to przedstawione też całkiem inaczej niż człowiek przywykł, bez supermacza, ktoremu zabili jego jedyną najslodszą miłośc więc nie ma on teraz litości (bond, sin city), i bez super piękności , która pomimo swej agesywnej postawy rasowej zdziry jest przecież najsłodszą istotą we wrzechświecie), Te trzy godziny napewno zostana ci wynagrodzone, będzie ci nawet trochę żal , że to już koniec, wiesz wszystko, a fabuła jest komletna , czyli żadnego kinowego sitkomu nie będzie.